Reklama

Al Pacino o sobie samym

"Al Pacino. Rozmawia Lawrence Grobel" to zapis kilku spotkań, które Grobel - na przestrzeni prawie 30 lat - odbył z legendarnym aktorem. Gdy po raz pierwszy umówiono go na rozmowę z Pacino w 1979 roku, ten - rzecz obecnie nie do pomyślenia - nie udzielił jeszcze żadnego wywiadu. A miał już na koncie 5 nominacji do Oscara!

Dziennikarza, mającego przeprowadzić wywiad dla "Playboya", Pacino wybrał sobie sam. Urzekła go rozmowa z Marlonem Brando, która ukazała się w specjalnym, rocznicowym wydaniu miesięcznika. "On chce rozmawiać wyłącznie z tym gościem, który zrobił wywiad z Brando" - tłumaczył Grobelowi wydawca. Z kolei Pacino pamięta to tak: "Znając tak dobrze Marlona wiedziałem, że jeśli on polubił Larry'ego i mógł z nim tak otwarcie rozmawiać, ja też będę w stanie się przed nim otworzyć...".

Reklama

Podczas pierwszego wywiadu Grobel zastaje Pacino w jego nowojorskim mieszkaniu, które dalekie było od wyobrażeń o domu hollywoodzkiego gwiazdora. "Trzypokojowe mieszkanie składało się z małej obdartej kuchni, sypialni, w której dominowało niepościelone łóżko, łazienki z cieknącym klozetem oraz salonu, który z powodzeniem mógłby zagrać w niskobudżetowej sztuce o zubożałym mieszczaninie" - wspomina Grobel dodając, że "natychmiast polubił człowieka, który ma tak niewielkie potrzeby". Pacino odwzajemnił sympatię i w ciągu następnych lat panowie zostali przyjaciółmi, grywając razem w tenisa, telefonując do siebie (Grobel mieszka w Los Angeles, Pacino - w Nowym Jorku) i wyświadczając sobie drobne przysługi (Pacino zgodził się być gościem specjalnym seminarium poświęconemu sztuce wywiadu, które Grobel miał poprowadzić dla studentów UCLA).

Tyle tytułem wstępu - książka więc reklamowana jako "wyznania znanego z niechęci do udzielania wywiadów kultowego aktora, który po raz pierwszy opowiada o dzieciństwie, pracy aktorskiej, fascynacji Szekspirem i uzależnieniu od alkoholu w szczerej rozmowie z mistrzem dziennikarstwa Lawrencem Grobelem".

Fascynujący jest w niej proces rozwoju głównego bohatera, do obserwacji którego, jako czytelnicy, jesteśmy automatycznie dopuszczeni. "Al miał kłopoty z dokańczaniem zdań i myśli. Wciąż zmieniał temat, jego opowieściom brakowało finałów, a spisany wywiad roił się od trzykropków i myślników. W miarę jednak, jak poznawaliśmy się lepiej, wyrażał się coraz płynniej. Fascynował go sam proces wywiadu" - wspomina Grobel. Po lekturze książki trudno nie zauważyć, że Pacino należy do tego typu artystów, którzy zdają sobie sprawę z nieprzekładalności doświadczenia aktorskiego na słowa. Niektórzy mogą w tym doszukiwać się nieumiejętności wyrażania myśli lub posądzać aktora o gburowatość - Pacino do perfekcji opanował jednak sztukę celnych odpowiedzi na głupie pytania.

Oto próbka. "-Niewiele gwiazd Twojego kalibru podejmuje się ryzyka zagrania Szekspira na Broadwayu. Dlaczego Ty to robisz? - Żeby rzucić palenie, a po co niby? Nie można palić, gdy gra się Ryszarda III", albo: "- Czy praca z Brando czegoś Cię nauczyła? - Nauczyłem się, że jeżeli zjadasz zbyt dużo ulubionych lodów pistacjowych, będziesz bardzo gruby. Zawsze myślę o tym, gdy sięgam po pudełko lodów".

Pacino nie jest typem intelektualisty (to zresztą wspólna cecha trzech wielkich gwiazd Actors Studio: Pacino, De Niro i Dustina Hoffmana). Unika polemik dotyczących swych ról. Cytowanemu przez Grobela w kontekście "Kupca Weneckiego" Haroldowi Bloomowi radzi: "Chciałbym, aby Harold Bloom zagrał Shylocka. Niech zagra, a potem gada". Rzadko też krytykuje swych kolegów, w większości wyrażając się o nich pochlebnie w przesadnie poprawny politycznie sposób. Naciskany przez Grobela wypala nawet: "Trudno mi przypomnieć sobie aktora, który nie jest dobry".

Pomiędzy tymi unikami Pacino przemyca jednak perełki warte najwybitniejszych teorii aktorstwa. Kiedy Grobel pyta się go o to, czy uważa, że zasłużył na Oscara za rolę w "Ojcu chrzestnym II", Pacino nie wytrzymuje: "Zasłużył, ale jak? Gdybyś tak naprawdę się zastanowił i powiedział: `Załóżmy, że aktorzy to chirurdzy, a ja będę miał operację serca, kogo wybieram?' - wtedy byłaby rozmowa".

Przede wszystkim wyłania się jednak z kart tego wywiadu-rzeki portret Pacino jako człowieka teatru oraz wizerunek aktora jako autora. Pacino nie ma złudzeń, że kino to tylko namiastka wielkiej sztuki: "Linoskoczek chodzi po linie. Balansuje na wysokości, spada - to teatr. W kinie linia leży na ziemi". Dlatego, będąc hollywoodzką gwiazdą, nadal mieszka w Nowym Jorku i w dalszym ciągu grywa w sztukach na Broadwayu.

Ostatnio zaś zdecydował się wydać na DVD zestaw wyreżyserowanych i sfinansowanych przez siebie niezależnych, niskobudżetowych filmów (obok kinowego "Sposobu na Ryszarda" dwa pozostałe filmy w kolekcji: "Local Stigmatic" i "Chinese Cofee" to sfilmowane wersje spektakli teatralnych, które nigdy nie trafiły do kinowej dystrybucji). O nich Pacino opowiada już bez uników. Jest wtedy bowiem nie tylko aktorem, lecz także autorem. Dopiero wtedy mówi - jak głosi tytuł cyklu, w ramach którego wydano tę książkę - wyłącznie "O sobie samym".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Al Pacino | samo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy