Reklama

"Do przerwy 0:1": Historia kultowego serialu

Serial "Do przerwy 0:1" i jego kinowa wersja "Paragon gola" zapoczątkował twórcze spotkanie reżysera Stanisława Jędryki i pisarza Adama Bahdaja, którego owocem były jeszcze takie produkcje, jak "Wakacje z duchami", "Podróż za jeden uśmiech" i "Stawiam na Tolka Banana". 11 września 2019 roku mija 50 lat od premiery "Do przerwy 0:1".
Kadr z serialu "Do przerwy 0:1" /Agencja FORUM

"Film o Paragonie, w wersji kinowej, chciałem zrobić już w 1960 roku. Bardzo mi się spodobała książka Adama Bahdaja i poprosiłem go o napisanie scenariusza. Jednak tekst nie zyskał aprobaty komisji scenariuszowej. Kilka lat później Grzegorz Lasota z telewizji zaproponował mi realizację serialu" - wspominał dzisiaj już nieżyjący reżyser Stanisław Jędryka.

To nie przypadek, że twórca na swój reżyserski debiut (w 1960 roku miał w dorobku tylko półgodzinny film "Stadion") wybrał "piłkarską opowieść" Adama Bahdaja.

Piłka czy film?

Stanisław Jędryka nie tylko był wielbicielem futbolu, ale też zapowiadał się na świetnego piłkarza. Jako 18-latek występował w drugoligowej reprezentacji Stali Sosnowiec i jednocześnie był kapitanem drużyny juniorów tegoż klubu. Jako świetnie zapowiadający się piłkarz uzyskał rekomendację trenera Ryszarda Niemca do Łódzkiego Klubu Sportowego, ale z niej nie skorzystał, bo drugą pasją przyszłego reżysera było kino.

Reklama

Jeszcze jako student Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej w Łodzi grał w piłkę razem z Kazimierzem Kutzem, Jerzym Gruzą, Witoldem Sobocińskim, Wiesławem Zdortem i Ryszardem Berem. Później już kino pochłonęło go całkowicie.

Paragon

Do serialu "Do przerwy 0:1" Jędryka szukał wyrazistego, młodego chłopaka, który mógłby porwać publiczność. Okazało się, że znalazł go przez przypadek.

"Na Rynku Starego Miasta spotkałem grupkę dzieciaków. Wśród nich był sympatyczny blondynek. Widać było, że to on jest przywódcą grupy. Szedłem za nimi kilkaset metrów i ich obserwowałem. Marian Tchórznicki, przyszły Paragon, mieszkał na Bednarskiej. Umówiłem się na spotkanie z nim i jego rodzicami" - opowiadał reżyser.

Okazało się jednak, że 14-letni Marian Tchórznicki kompletnie nie radził sobie na zdjęciach próbnych. "Tekst w jego wykonaniu wypadał drętwo, obecność kamery go paraliżowała. Przepadła gdzieś cała ta swoboda, którą zaobserwowałem u niego na ulicy" - wspominał Jędryka.


Stanisław Jędryka zachował w pamięci sceny zaobserwowane na ulicy. Był przekonany, że właściwie obsadził bohatera głównej roli, choć wynik zdjęć próbnych temu przeczył. Reżyser postanowił podjąć ryzyko i obsadził Mariana Tchórznickiego w roli Paragona.

Pierwszy dzień zdjęciowy był fatalny. Na szczęście na drugi, w scenie z aktorem Józefem Nowakiem, chłopiec się otworzył i rozwiał wątpliwości co do swojej kandydatury.

Nie wszyscy widzowie zauważyli, że Paragon mówi głosem... kobiety. To zasługa znakomitego dubbingu w wykonaniu nieżyjącej już aktorki Krystyny Chimanienko. "To ona sprawiła, że Paragon jest wiarygodny i prawdziwy, a pewne sceny nabrały zupełnie innego wymiaru" - zdradził reżyser.

20 tysięcy statystów

"Mecz finałowy między drużynami Syrenki i Huraganu kręciliśmy w przerwie prawdziwego spotkania ligowego Legii. Filmowa drużyna wybiegła na murawę i w ciągu piętnastu minut, przy pełnym stadionie, zrobiliśmy kilka ujęć. Chłopcy wychodzili z tunelu jak prawdziwi piłkarze, a na stadionie było wtedy jakieś dwadzieścia tysięcy ludzi" - opowiadał Jędryka.

Później dokończyłem ten mecz już bez publiczności. Fotografowałem sceny z góry, tak że nie było widać otoczenia, tylko samo boisko" - wspominał reżyser.

Półfinałowy mecz na stadionie Warszawianki kręcono już bez udziału publiczności. Kibiców grała grupka statystów. Natomiast sędziował prawdziwy sędzia piłkarski, który miał nawet scenę dialogową.

Były w serialu jeszcze inne autentyczne akcenty piłkarskie jak fragmenty meczów Polski z Belgią i Brazylią.

Za dużo brzydkiej Warszawy!

Emisję "Do przerwy 0:1" zaplanowano na 11 września 1969 roku. Wcześniej serial obejrzała komisja kolaudacyjna. Aż trzej jej członkowie bardzo krytycznie ocenili ekranowe efekty. Nie spodobała im się wizja stolicy zaprezentowana w filmowych scenach - "pokazano za dużo starej, brzydkiej Warszawy, a nie ma nowoczesnej".

Twórcy przyjęli bardzo rozsądną linię obrony: w nowoczesnej części Warszawy nie ma takich podwórek, na których dzieciaki mogłyby grać w piłkę.

Był jeszcze jeden "poważny" zarzut. Dlaczego Roman Wilhelmi, bohater "Czterech pancernych i psa", gra typa spod ciemnej gwiazdy!? W obronie serialu stanęli reżyser Stanisław Różewicz i operator Stanisław Wohl.

Młodzi widzowie okazali się mądrzejsi od panów na urzędniczych stanowiskach. Przyjęli serial z entuzjazmem i bez zastrzeżeń. Przeważnie ci sami, którzy oglądali go w telewizji, poszli również zobaczyć jego kinową wersję.

Serial podobał się również za granicą. Uznano go za duże wydarzenie m.in. w szwedzkiej telewizji.

A co stało się z Paragonem, czyli Marianem Tchórznickim? Kariery aktorskiej nie zrobił. Ukończył szkołę poligraficzną, ale nigdy nie pracował w zawodzie. Zajmował się różnymi interesami, popadł w alkoholizm i uzależnił się od heroiny. Przez nałogi rozpadła się jego rodzina. Ostatecznie pokonał swoje słabości, obecnie jest abstynentem i stara się pomagać innym. Ma 64 lata.

Agencja W. Impact
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy