"Złoto": Ludzie nie są dobrzy [recenzja]

Kadr z filmu "Złoto" /materiały prasowe

"Złoto" doskonale wpisuje się w ducha swoich czasów. Natężenie pesymizmu na ekranie pasuje do nastrojów zachodnich społeczeństw, zderzonych dziś z zarazami, klimatycznym kataklizmem i wojną, w tle której pulsuje - zapomniany w ostatnich trzech dekadach - Armageddon nuklearny. Ten film opowiada o coraz bardziej prawdopodobnej niedalekiej przyszłości.

"Złoto": Świat niedobitków zagłady

Napisane (wraz z Polly Smyth) i wyreżyserowane przez Australijczyka Anthony'ego Hayesa "Złoto" jest połączeniem "Mad Maxa" ze "Skarbem Sierra Madre". Nie wiemy, co spowodowało apokalipsę. Wpadamy wprost do świata przykrytego kurzem australijskich bezdroży, gdzie snują się niedobitki zagłady. Nie poznajemy ich imion ani przeszłości. Nie dowiadujemy się o nich nic więcej ponad to, że zmagają się z deficytem paliwa, żywności i pracy. Od pewnego momentu akcja toczy się pod jednym drzewem na uboczu drogi. Obok leży kamień. Nawiązanie do sztuki Becketta zupełnie jasne.

Reklama

Zac Efron wciela się w mrukliwego gościa, który jedzie do kopalni, gdzie ma czekać na niego praca. Wynajmuje kierowcę (Anthony Hayes), który już na starcie go oszukuje. W tym świecie nie ma jednak miejsca na składanie zażaleń, więc obcy mężczyźni zostają na siebie skazani podczas kilkudniowej przeprawy przez pustynię. Podczas naprawy usterki samochodu znajdują na poboczu kawał skały, która okazuje się być złotem. A więc los się odwrócił? Najpierw muszą bryłę wydobyć, co możliwe jest tylko z pomocą koparki. Przywiezienie jej zajmie kilka dni. Mężczyzna grany przez Efrona postanawia pilnować znaleziska i poczekać na towarzysza. No, ale czy może mu zaufać? Czy przetrwa żar pustyni?

W tym miejscu "Złoto" zamienia się w survivalowe kino z jednym aktorem w centrum. "127 godzin", "Pogrzebany", "Wszystko stracone", "Zjawa" - elementy każdego z tych filmów można tutaj łatwo odkopać. Podróżnik, grany przez Efrona, musi walczyć z palącym słońcem, czyhającymi wściekłymi i wygłodniałymi psami, brakiem wody, burzami piaskowymi i krążącymi "ludźmi pustyni". Jedynym jego kontaktem z towarzyszem jest ledwo działający telefon satelitarny. Z każdą kolejna sceną Efron jest coraz bardziej brudny, spalony słońcem i wycieńczony. Pojawiają się halucynacje, pomieszanie zmysłów, zaś z zakamarków wychodzą "demony".

Zac Efron: Przystojniak wyrwany z szufladki

"Złoto" to idealny projekt dla Efrona, który robi wiele, by wyrwać się z szufladki przystojniaka z lekkich komedii i "Słonecznego patrolu". Wiarygodnie wcielił się w seryjnego mordercę Teda Bundy’ego ("Podły, okrutny, zły"), choć tam jego aparycja pasowała do ikonicznego zabójcy, którego urok osobisty i diabelska charyzma uczyniły pierwszym mordercą celebrytą. Tutaj Efron odpycha wyglądem. Jego popękana skóra, ropiejące rany, brud wdzierający się w każdy zakamarek ciała, obnażają ułomność ludzkiej cielesności. Na dodatek Efron gra role niemal niemą, co zawsze jest wyzwaniem dla aktora.

Jesteśmy w świecie, w którym człowiek nie różni się od zwierzęcia. Ujęcia pożerających się psów ocierają się o łopatologię, choć jednocześnie ich surowość podkreśla wymowę tego zupełnie niehollywoodzkiego filmu. Autor zdjęć, Ross Giardin, nakręcił obraz minimalistyczny i monochromatyczny. Pustynia jest tutaj przytłaczającym i ponurym miejscem, gdzie leżą wraki samolotów i inne pozostałości po utraconej cywilizacji. Jest to świat beznadziejny. Nawet złoto go nie oświetla.

Ta beznadzieja dopada postać Efrona. W pierwszych ujęciach widzimy go w pociągu, gdzie dzieli się posiłkiem z głodnym dzieckiem. Na pustyni opanowuje go już żądza pazerności. Odrąbuje nawet kawałek złota, który tuli niczym matka nowonarodzone dziecko. Pierwotny odruch walki o przeżycie zderza się z naszym przywiązaniem do dóbr materialnych. Złoto ma mu zapewnić przeżycie w świecie bez żadnych zasad. Nadaje sens jego poświeceniu. Ale czy tylko? Czy sama decyzja o pozostaniu na pustyni i zaufanie nieznajomemu nie wynika z pazerności, której ludzkość nie pozbywa się nawet w czasie apokalipsy? Efron spotyka kobietę (Susie Porter), ale zamiast szukać u niej ratunku, widzi w niej zagrożenie dla swojego "skarbu", na który patrzy coraz bardziej "gollumowsko". Ten nihilizm pasuje do Cormaca McCarth’yego. Finał zostaje w końcu podlany pieśnią Nicka Cave'a "People Ain't No Good". Zbyt oczywiste i jednoznaczne. Czy prawdziwe? Wciąż naiwnie nie chcę w to wierzyć.

7,5/10

"Złoto", reż. Anthony Hayes, Australia 2022, dystrybutor: Best Film, premiera kinowa: 13 maja 2022 roku.

Zobacz również:

"Doktor Strange w multiwersum obłędu": Wyczaruj mi horror [recenzja]

"Fucking Bornholm": Rzeź na skandynawskich piaskach [recenzja]

"365 dni: Ten dzień": Ludzie, tu nic nie ma! [recenzja]

"Nieznośny ciężar wielkiego talentu": Nicolas Cage jest cholerną legendą! [recenzja]

"Fantastyczne zwierzęta: Tajemnice Dumbledore'a": Prawo (nie najlepszej) serii [recenzja]

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy