Gwiazda kina w polskim filmie. Temat budzi kontrowersje

Lesley Manville w scenie z filmu "Zima pod znakiem Wrony" /materiały prasowe

Grudzień 1981 roku. Wprowadzenie stanu wojennego. Zamiast "Teleranka" przemówienie generała Jaruzelskiego, czołgi na ulicach polskich miast, godzina milicyjna. Ci, którzy tego nie przeżyli, doskonale znają te wydarzenia z lekcji historii. Związaną z nimi narodową narrację oraz symbolikę na czele ze słynnym zdjęciem Chrisa Niedentahla. Film Kasi Adamik przyjmuje zgoła inną perspektywę. Outsidera, osoby z zewnątrz, która niespodziewanie tego wszystkiego doświadcza, kompletnie nie rozumiejąc, co się wokół niej dzieje.

Stan wojenny w Polsce z innej perspektywy

Myślę, że spojrzenie na to wydarzenie i jego reperkusje dziewięcioletniej wtedy Kasi Adamik oraz bohaterki filmu, szanowanej brytyjskiej profesorki psychiatrii, w pewnym sensie mogły być zbieżne. Nie chodzi o świadomość, ale raczej o poczucie dezorientacji, towarzyszące nowym realiom, w jakich nagle się znalazły. Reżyserka przekonywała, że w filmie chciała oddać to, co zapamiętała z tamtego czasu. Choć "Zimie pod znakiem Wrony" najbliżej do thrillera, gdzie gęsta atmosfera kreuje napięcie, przebijają w nim nostalgiczne momenty, których pewnie zagraniczny widz nie wychwyci.

Reklama

Perspektywa, jaką przyjęła Kasia Adamik, czyli spojrzenie na naszą historię oczami obcokrajowca, jest odświeżająca. Choć chwilami nie unika dydaktyzmu, zamiast patosu czy mitologizacji, nadaje tym wydarzeniom szerszego kontekstu i uniwersalnego charakteru. Mimo że film osadzony jest w bardzo konkretnych realiach historycznych, jest opowieścią nie tylko o Polsce za czasów komuny, ale w ogóle o totalitaryzmie i związanym z nim niebezpieczeństwami.

Joan Andrews, która przyjechała do Warszawy na gościnny wykład na uniwersytecie, zastaje zupełnie inną rzeczywistość, niemającą nic wspólnego z jej brytyjską codziennością czy tamtejszym światem akademickim. W obawie przed podsłuchem zamiast w hotelu zostaje ulokowana w prywatnym mieszkaniu w typowym szarym polskim bloku. Nie otrzymuje agendy pobytu, słyszy tylko, że ktoś jutrzejszego ranka ją odbierze, a w razie problemów ma zadzwonić na podany numer. 

Tyle że przez noc wszystko się zmienia i ląduje w samym środku politycznej zawieruchy. Kontrasty pomiędzy Zachodem, jaki reprezentuje kobieta, a demoludami wyraźnie wybrzmiewają w "Zimie pod znakiem Wrony". Dla bohaterki jedynym azylem i namiastką tego, co zna, jest brytyjska ambasada w Warszawie, gdzie z naszej perspektywy może pozwolić sobie na odrobinę luksusu, z jej - na normalność. Wszystko, czego doświadcza na ulicach stolicy, począwszy od brutalnej walki, jaką władza prowadzi z Solidarnością, aż po pływającego w wannie karpia, stanowią coś w rodzaju fantasmagorycznego koszmaru.

Adaptacja prozy Olgi Tokarczuk

Poczucie dezorientacji, pewnej desperacji, ale również determinacji, które przeradza się w zaangażowanie w sprawę, z dużym przekonaniem oddaje Lesley Manville, wcielająca się w postać profesor Andrews. Kiedy trzeba potrafiąca podnieść głos i mimo językowych różnic w zdecydowany sposób walczyć o swoje, kiedy indziej skulona, przemykająca po kryjomu warszawskimi ulicami w obawie przed zaaresztowaniem. 

Dla brytyjskiej aktorki, stałej współpracowniczki Mike'a Leigh i nominowanej do Oscara za "Nić widmo" Paula Thomasa Andersona, było to spore wyzwanie. Czysto fizyczne, ale i emocjonalne. Wszak na polskim planie, mimo że powszechnym językiem komunikacji jest angielski, też mogła się do pewnego stopnia poczuć jak jej bohaterka, nie rozumiejąc wszystkiego. Manville partnerują, w roli jej opiekunki i zaangażowanej opozycjonistki, Zofia Wichłacz oraz Andrzej Konopka, po raz kolejny w świetnej drugoplanowej kreacji.

"Zima pod znakiem Wrony" jest adaptacją kilkustronicowego opowiadania Olgi Tokarczuk "Profesor Andrews w Warszawie". To nie pierwsze artystyczne spotkanie Kasi Adamik z polską noblistką. Osiem lat temu, wraz z Agnieszką Holland zekranizowały jej powieść "Prowadź swój pług przez kości umarłych" czego efektem był "Pokot". 

Proza Tokarczuk, język jakim się posługuje czy kreowana przez nią rzeczywistość wydają się nie być łatwe do przełożenia na wielki ekran. Dlatego forma jest tak ważna w filmie Adamik. Niby realistyczna, ale mająca w sobie coś z marzenia sennego, gdzie niekoniecznie wszystko do siebie idealnie pasuje. Świat przedstawiony wykreowany przez reżyserkę wraz z autorem zdjęć Tomaszem Naumiukiem oraz scenografką Aleksandrą Kierzkowską przypomina nieco ten kafkowski. Absurdalny, schizofreniczny, niezrozumiały. Warszawa czasu stanu wojennego jest niczym labirynt, z którego bohaterka nie potrafi się wydostać ani znaleźć żadnego punktu zaczepienia. Może Joan A. wcale nie tak daleko do Franza K.?

8/10

"Zima pod znakiem Wrony", reż. Kasia Adamik, Polska 2025, dystrybutor: TVP Dystrybucja Kinowa, premiera kinowa: 20 lutego 2026 roku.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Zima pod znakiem Wrony
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL