"Elio". Czy studiu Pixar udało się ponownie oczarować widzów?

Grafika promująca film "Elio" /Walt Disney Pictures - Pixar Animation Studios - Hurwitz Creativ /East News

O tym, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, opowiadało już wielu twórców, ale prym wśród nich wiedzie Steven Spielberg. "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" czy "E.T." uchodzą dzisiaj za absolutne klasyki. W drugim z filmów amerykański reżyser udowodnił, że ten temat jest nie tylko pożywką dla gatunku science fiction, ale sprawdza się również w formule kina familijnego. To założenie przyświecało też twórcom animacji "Elio", nowej produkcji, która wyszła spod skrzydeł Pixara.

 Studio dało nam wcześniej takie przeboje jak "Toy Story", "Gdzie jest Nemo?", "WALL-E" czy "W głowie się nie mieści". Wymienione filmy zdobyły serca publiczności (i to w różnym wieku) za sprawą swojej oryginalności, wizualnej maestrii oraz wyjątkowych bohaterów jak kowboj Chudy, rybka Nemo czy robot WALL-E. Z jednej strony była to świetna rozrywka, z drugiej produkcje mające wymiar edukacyjny i promujące pozytywne wartości. Poprzeczka jest więc ustawiona bardzo wysoko dla kolejnych filmów Pixara. Choć "Elio", moim zdaniem, nie powtórzy sukcesu swych poprzedników, idealnie wpisuje się w filozofię wytwórni.

Reklama

"Elio". Warto mieć marzenia

Tytułowy Elio to jedenastoletni chłopiec, który po tragicznej śmierci rodziców próbuje odnaleźć się w rzeczywistości pod czujnym okiem opiekującej się nim ciotki. Młody bohater ma jednak poczucie, że ziemskie życie nie ma mu zbyt wiele do zaoferowania. Dlatego odważnie spogląda w przestworza, licząc, że stamtąd nadejdzie pomoc. Ta myśl przesłania chłopcu poczucie samotności i wyobcowania, jakich doświadcza na co dzień. Reżyserzy filmu Adrian Molina i Madeline Sharafian pokazują, że warto mieć marzenia i w nie wierzyć, gdyż po wielu próbach bohaterowi udaje się nawiązać kontakt z kosmitami. Zostaje teleportowany do Communiverse — międzygalaktycznej organizacji zrzeszającej przedstawicieli różnych planet, gdzie omyłkowo zostaje wzięty za ambasadora Ziemi.

I tu tak naprawdę zaczyna się pole do popisu dla animatorów z Pixara. O ile na naszej planecie specjalnie poszaleć się nie dało, o tyle w przypadku kosmosu i zamieszkujących go mieszkańców mogli puścić wodze fantazji. Jedne postaci są ciekawsze, zarówno pod względem wyglądu, jak i posiadanych umiejętności, inne trochę mniej, ale gdyby wyciągnąć z tego średnią, jest całkiem nieźle. Międzygalaktyczny świat jawi się jako różnorodny, kolorowy i zdecydowanie bardziej tolerancyjny niż ten ziemski. Elio, choć jest obcym, wcale się tak nie czuje. Dopiero tam może w pełni się otworzyć i pokazać swoją wrażliwość, bez strachu przed brakiem akceptacji. Świetnie to widać w relacji tytułowego bohatera z Glordonem, synem czarnego charakteru tej produkcji, Lorda Grigona, który ma niecny plan związany z międzygalaktycznym sojuszem. Mimo że Elio i jego nowy towarzysz w ogóle się nie znają i różnią się między sobą, reagują na siebie z ciekawością oraz otwartością, zamiast z agresją czy odrzuceniem. Ta szybko zawiązana przyjaźń staje się centralnym punktem drugiej połowy filmu i wokół niej rozgrywa się dalsza akcja "Elio".

"Elio". Dla dzieci i dorosłych

Efektowny kosmiczny kostium może zadziałać w dwójnasób. Dla młodszych widzów na tym podstawowym poziomie jako atrakcyjny wizualnie obrazek alternatywnego świata, dla starszych jako metafora międzyludzkich relacji. Podoba mi się ta idea, że każdy może wynieść z tej animacji coś dla siebie. To kolejny dowód, że na produkcjach Pixara mogą bawić się dobrze nie tylko dzieci, ale również ich opiekunowie czy w ogóle dorośli. Ci ostatni docenią pewnie też to, co przygotowali autorzy polskiej wersji językowej "Elio", czyli kojący głos Krystyny Czubówny rozprawiającej o kosmosie. Mała rzecz, a cieszy.

7/10

"Elio", reż. Adrian Molina, Madeline Sharafian, USA 2025, dystrybucja: Disney, premiera kinowa: 19 czerwca 2025 roku

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Elio | Pixar
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy