Co tak naprawdę wydarzyło się na górskiej drodze? Mocny powrót laureata Oscara

Kadr z filmu "Dziewczęta", fot. Warszawski Festiwal Filmowy /materiały prasowe

Pozornie idealna przyjaźń dwóch małżeństw i rodzinna sielanka w alpejskim domu rozpada się, gdy dochodzi do tragicznego wypadku. Nagrodzony Oscarem Mike van Diem powraca w wielkim stylu z filmem, który czarnym humorem i bezlitosną szczerością obnaża prawdę o ludzkich słabościach.

Anouk (Thekla Reuten) i Gwen (Noortje Herlaar) poznają się podczas wakacji w Tyrolu. Obie przyjechały tu w towarzystwie mężów i swoich kilkuletnich córek. Również mężczyźni, Danny (Fedja van Huêt) i Erik (Valentijn Dhaenens) szybko znajdują wspólny język. Znajomość przeradza się w przyjaźń, a jej owocem jest wspólny zakup letniskowego domu - wolno stojącej rezydencji, z której rozciąga się wspaniały widok na Alpy. Odtąd wspólne wakacje stają się tradycją, która z czasem zaczyna odrobinę ciążyć, chcącym wyrwać się spod matczynych skrzydeł, dorastającym dziewczętom - Madelon (Rosa van Leeuwen) i Elise (Frédérique van Baarsen).

Reklama

Pewnego dnia nastolatki w towarzystwie miejscowego chłopaka Ralpha, o którego względy rywalizują, wybierają się na przejażdżkę quadem. Dochodzi do wypadku i obie w ciężkim stanie trafiają do szpitala. Rodzice podejmują walkę o życie dziewczynek, a zarazem próbują ustalić, co tak naprawdę wydarzyło się na pozornie bezpiecznej górskiej drodze...

"Dziewczęta": mocny powrót holenderskiego laureata Oscara

Nagrodzony w 1997 roku Oscarem za swój debiutancki "Charakter" holenderski reżyser i scenarzysta Mike van Diem z miejsca okrzyknięty został wówczas nadzieją niderlandzkiego kina. Następnie próbował szczęścia w Hollywood, a zniechęcony przez lata żył z realizacji reklam. Dopiero w 2015 roku ponownie zasiadł na reżyserskim fotelu, kręcąc "Niespodziankę". W kolejnym zaś roku dokończył za chorującą przyjaciółkę Marleen Gorris projekt "Tulipany". Oba filmy przyjęto ciepło, ale przeszły bez większego rozgłosu.

Nagrodzone przez Holenderską Akademię Filmową w kategoriach Najlepszy Film, Najlepszy Scenariusz i Najlepsza Rola Żeńska, mające swoją międzynarodową premierę na 41. Warszawskim Festiwalu Filmowym, "Dziewczęta" zwiastują powrót reżysera do formy z początku kariery, choć to kino mające zupełnie inny charakter.

Śmiejemy się, ale w życiu nie byłoby nam do śmiechu

"Dziewczęta" to inteligentna tragikomedia, w której wypadek staje się katalizatorem zdarzeń, obnażających fasadowość rodzinnej sielanki i przyjaźni łączącej oba małżeństwa. Van Diem, podobnie jak Ruben Östlund w "Turyście", przygląda się ludzkim słabościom i instynktom, które biorą górę w sytuacji zagrożenia. Niesieni emocjami bohaterowie "Dziewcząt" starają się wspierać siebie nawzajem, by za moment skakać sobie do gardeł niczym w "Rzezi" Romana Polańskiego.

W tej koncertowo zagranej opowieści na czwórkę aktorów empatia ściera się z rodzicielskim bólem, a dopuszczony do głosu egoizm wydobywa na światło dzienne szereg sekretów i niedomówień, które nagromadziły się przez lata zarówno między przyjaciółmi, jak i w obrębie ich związków.

Jako ludzie jesteśmy pełni wad i niedoskonałości, a manipulację mamy zakodowaną w genie przetrwania - zdaje się mówić reżyser. Podbijając absurd sytuacji czarnym humorem sprawia, że jako widzowie śmiejemy się w sytuacjach, w których w życiu absolutnie nie byłoby nam do śmiechu. A jednocześnie pozostajemy z pytaniem, jak my zachowalibyśmy się na miejscu bohaterów filmu.

8/10

"Dziewczęta" (Voor de meisjes), reż. Mike van Diem, Niderlandy, Austria, Belgia 2025.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL