Sprawa Polańskiego
Reklama

Polański: Seigner wierzy w USA

Żona Romana Polańskiego, aktorka Emmanuelle Seigner wyznała, że jest przekonana, iż amerykański wymiar sprawiedliwości zgodzi się sądzić jej męża w trybie zaocznym. Powiedziała o tym w wywiadzie, który w piątek, 22 stycznia, ukaże się we francuskim magazynie kobiecym "Elle".

"Jestem pewna, że ta sprawa znajdzie pomyślny finał po stronie amerykańskiej" - zadeklarowała aktorka w rozmowie z "Elle".

Kalifornijski sąd ma w piątek wydać decyzję w sprawie wniosku adwokatów Polańskiego o zwolnienie oskarżonego z obowiązku obecności na procesie. Ekstradycji reżysera, przebywającego obecnie w areszcie domowym w Gstaad w Szwajcarii, domaga się od tamtejszych władz prokuratura okręgowa Los Angeles.

"Człowiek, którego znam, nie ma nic wspólnego z postacią przedstawianą w gazetach. Nie opisują one mężczyzny, którego spotkałam, w którym się zakochałam i za którego wyszłam za mąż" - wyznała Seigner w pierwszym od długiego czasu wywiadzie.

Reklama

"Moja własna prawda wygląda tak, że Roman był zawsze wspaniałym mężem i ojcem" - dodała francuska aktorka.

Podkreśliła, że jej polski reżyser nigdy "nie stawiał się ponad prawem". Stwierdziła też, że rozumie, iż "matki rodzin były zszokowane" tzw. sprawą Polańskiego, ale zaznaczyła, że historia ta nie może być wyjęta z kontekstu lat 70.

"Była to epoka szaleństwa, stosunek do narkotyków, do wolności seksualnej czy permisywizmu nie był taki sam (jak dziś). Od tamtego czasu opinia na te kwestie bardzo się zmieniła" - zauważyła Seigner.

Aktorka, która od pewnego czasu jest też piosenkarką, ma 8 lutego wydać swój nowy, drugi już album, zatytułowany "Dingue", na którym zaśpiewa w duecie wraz z mężem. Płyta miała się ukazać na rynku już w listopadzie, ale autorka przesunęła premierę z powodu aresztowania reżysera.

Polański został zatrzymany we wrześniu ubiegłego roku na lotnisku w Zurychu na podstawie międzynarodowego nakazu aresztowania. Wymiar sprawiedliwości USA zarzuca reżyserowi, że w roku 1977 w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey, a następnie w obawie przed karą uciekł ze Stanów Zjednoczonych.

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy