Kazimierz Kutz: Reżyser, polityk, Ślązak
Reklama

Pewny siebie kurdupel

Fragment książki "Cały ten Kutz. Biografia niepokorna" autorstwa Aleksandry Klich. Pozycja ukazała się nakładem krakowskiego wydawnictwa ZNAK.

"Kuc siedział rozparty w ławce z wysoko zadartymi nogami i patrzył na mnie bazyliszkowatym wzrokiem. Odpłaciłam mu tym samym. Nogi zdjął" - opowiada w książce Filmówka Wanda Jakubowska , reżyserka, autorka między innymi Ostatniego etapu, filmu o Auschwitz. Drobna, ciemnowłosa, właśnie rozpoczęła wykłady w łódzkiej szkole filmowej.

W 1949 roku Kutz ma dwadzieścia lat. Pociąg wiezie go ze Śląska do Łodzi. Nie wygląda przez okno, by zerknąć na znikający za ostatnim wagonem pejzaż kominów i hałd. Skupiony woli myśleć o tym, co go czeka. Taki jest na zachowanych zdjęciach z tamtego czasu: pociągła twarz, delikatne rysy (koledzy powtarzają, że wygląda jak dziewczyna), błyszczące oczy, odęte lekko wargi. Włosy zaczesane do góry. Poważny jakby mówił: ze mną nie ma żartów. Na grupowym zdjęciu też najpoważniejszy z kolegów, patrzy w kamerę bez cienia uśmiechu.

Reklama

Nim stanie się bezczelny i zaczną o nim mówić "pewny siebie kurdupel", przeżyje pasmo upokorzeń. W budynku szkoły filmowej wita go cisza. Dwóch młodzieńców pochylonych nad jakimś stołem. "Odwróceni do mnie dupami udawali, że niczego nie słyszą, choć na pewno słyszeli. W końcu odwrócili się. Dali mi jakiś formularz, kazali wypełnić i znowu dupą się odwrócili. Pisałem strasznie trzęsącą się ręką, a kiedy oddałem, nawet na mnie nie spojrzeli" - opowiadał w Filmówce.

Potem przychodzi czas na stres egzaminacyjny: test, wypracowanie - i w końcu spotkanie z reżyserem Antonim Bohdziewiczem (przed wojną asystentem René Clair a). Miękki golf, noga założona na nogę, fajka pachnąca dobrym tytoniem. - No, ile kosztuje masło w Poznaniu? - pyta jakiegoś kandydata. - Nie wiesz? Do widzenia. Przed Kazikiem kładzie fajkę, popielniczkę i mówi: - Proszę ułożyć opowiadanie, w którym te rzeczy odegrają ważną rolę. Ma pan minutę.

Kutz nie pamięta, co powiedział. Mówi, że stracił przytomność. Ale dostaje się! - Czy by mi się udało, gdybym nie miał dodatkowych punktów za robotnicze pochodzenie? - zastanawia się dziś.

Potem jest upokorzenie. Obok sali projekcyjnej, na kilkudziesięciu metrach kwadratowych kilkanaście dwu-, a nawet trzypiętrowych łóżek - to tak zwana ogiernia - sypialnia studentów pierwszego roku. Zaduch jak w wojskowych barakach. Rano, niczym w wojsku, marszem do umywalni.

Wszyscy tu wiedzą wszystko o wszystkich. Kto jest skąd, kim są jego rodzice: biedni czy bogaci, robotnicy czy inteligencja. Czy z domu oficerskiego, czy nauczycielskiego. Ci z Warszawy, Krakowa lub Wrocławia chodzą w zamszowych marynarkach, obwiązują szyje żółtymi szalikami. Mówią piękną, literacką polszczyzną. "Był wyraźny podział na wyszczekanych arystokratów i plebejów. Tamci w krawacikach, bucikach, zamszakach, my z kompleksami" - wspomina Kutz. I dodaje: - Ale to my wygrywaliśmy, bo mieliśmy napęd. Maminsynki odpadały. Bywa, że któryś z "maminsynków" popełni samobójstwo. Gdy kogoś znaleziono wczesnym rankiem na drzewie, koledzy zastanawiają się: albo niespełniona miłość, albo złe wyniki w nauce.

Kazia również dopada strach przed wyrzuceniem ze szkoły. Rektor Jerzy Toeplitz uprzedza: - Walczycie o życie, połowa wylatuje po roku. - Kazio strasznie nie chce wylecieć. No bo gdzie wróci?

Do szaroburych Szopienic, czerwonej podłogi familoka, królików w chlewikach? Do Heńka i ojca, który pije wódkę z kolegami? Wkuwa więc po osiemnaście godzin dziennie: optykę, geometrię wykreślną, historię dramatu, literaturę. Biega na zajęcia do Bohdziewicza i do pięknej Stefanii Skwarczyńskiej , teoretyczki dramatu i teatrolożki. Na zajęcia Aleksandra Jackiewicza , krytyka filmowego, czyta Cichy Don Szołochow a. Wertuje słowniki, bo książki są po angielsku i rosyjsku. Dzika walka, straszna żyła. - Zapierdalałem potwornie - wspomina.

Kurt Weber , od lat przyjaciel Kutza, operator między innymi "Bazy ludzi umarłych", "Ludzi z pociągu" i "Salta", który wyjechał z Polski po 1968 roku, pamięta, że Kazik był czcicielem Bohdziewicza (Kutz pisze o nim, że był "najwybitniejszym reżyserem w szkole, przekornym i erudycyjnym"). - Należał do tych wygadanych, co to bez trudu umieli zabierać głos w każdej sprawie - mówi Weber o Kutzu.

Kolegom nie chwali się, skąd jest. "Śląsk to nie była rzecz do rozmowy z kolegami. Dlatego że Śląsk był bardzo źle rozumiany - to Wehrmacht, a potem socjalizm. I człowiek był natychmiast skazany na potwarz albo na wzgardę. Więc choćby po to, żeby sobie oszczędzić cierpień, po prostu o tym Śląsku milczał. Tłumaczenie, że jest się polskim Ślązakiem, nie miało żadnego sensu".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kazimierz Kutz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama