Era Nowe Horyzonty 2009
Reklama

Nowe Horyzonty: Wychodząc poza kino

Festiwal Era Nowe Horyzonty rozkręca się na dobre. "Głód" Steve'a McQueena i "Biała wstążka" Michaela Haneke - najbardziej oczekiwane filmy pierwszych dni imprezy - wyświetlone zostały przy pełnych salach.

Jest już tradycją organizowanego przez Romana Gutka festiwalu, że dwa miesiące po zakończeniu Cannes nowohoryzontowa widownia jako pierwsza w Polsce ma możliwość obejrzenia nagrodzonego Złotą Palmą filmu. Jeszcze w Cieszynie jedną z edycji otwierało "Dziecko" braci Dardenne, dwa lata temu już do Wrocławia przyjechał ze swoim zwycięskim filmem "4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni" Cristian Mungiu. Podoba mi się ta strategia, ten ukłon w stronę festiwalu festiwali, akcent na jakość, próba określenia swojego miejsca w szeregu.

W tym roku festiwal zainaugurowała projekcja "Białej wstążki" Michaela Haneke. Ciężko ogląda się filmy naznaczone pospiesznie mianem arcydzieła. Takie seanse wymagają wyzbycia się przesądów, zawieszenia nadmiernych oczekiwań - nie padać na kolana przez puszczeniem w ruch projektora. Nowy film austriackiego reżysera odrobinę mnie jednak rozczarował. Może tak: widziałem lepsze filmy Haneke. Historyczny sztafaż, mający tylko jeden cel - uzmysłowić nam, że nastoletni bohaterowie za 20 lat będą współwinni hitlerowskim Niemcom - usypia czujność widza. Bo czymże, bez tego kontekstu, jest "Biała wstążka"? Opowieścią o tajemniczych zbrodniach, do których dochodzi w przeddzień wybuchu I wojny światowej w pewnej niemieckiej wiosce. Niczym więcej. Bergmanowskim studium protestanckiej moralności. Groza filmu Haneke wieje jednak spoza ekranu. To historyczna samoświadomość zmusza widza do zadania na głos pytania: "skąd zło?".

Reklama

"Biała wstążka" przypomina mi dwa inne filmy: węgierskich "Braci Witman" Janosa Szasza i "Czas roju" hiszpańskiego reżysera Victora Erice'a. W tym ostatnim śledzimy dojrzewanie dwóch sióstr w Hiszpanii pod rządami Franco. Tam też terror dyktatury stanowi raczej rodzaj domysłu. W obydwu tych filmach, tak samo jak w "Białej wstążce", uśpione zło objawia się w okrucieństwie wobec zwierząt. Nożyczki w głowie kanarka - "prezent" Klary dla swego ojca, surowego pastora - jest w filmie Haneke jedynym namacalnym dowodem winy dziewczynki. Wszystko inne jest jedynie spekulacją - austriacki reżyser, tak jak w swoim wcześniejszym filmie "Ukryte", konsekwentnie odmawia postawienia kropki nad i(ntrygą). Ale czy komukolwiek udało się już odpowiedzieć na pytanie: "unde malum"?

Niezwykle długo wyczekiwanym na festiwalowych ekranach Polski filmem był też "Głód" brytyjskiego debiutanta Steve'a McQueena (zbieżność nazwisk ze słynnym hollywoodzkim aktorem przypadkowa, nasz Steve jest w dodatku czarnoskóry). Zanim "Głód" uznany został przez brytyjską krytykę za objawienie roku, zdążył w ubiegłym roku podbić Cannes, zdobywając Złotą Kamerę dla najlepszego debiutanta. Trochę mnie zdziwiło, że na ten tytuł trzeba u nas tak długo czekać (spokojnie mógł się przecież znaleźć w programie ubiegłorocznych Horyzontów), no ale wreszcie jest, możemy wreszcie zobaczyć czym się świat zachwyca.

"Głód" to oparta na faktach opowieść o Bobbym Sandzie (Michael Fassbender), bojówkarzu IRA, który po kilku latach w brytyjskim więzieniu postanowił podjąć strajk głodowy. Zmarł po 66 dniach, stając się dla Irlandczyków ikoną walki o wyzwolenie spod brytyjskiej dominacji. Pierwsze wrażenie przy seansie "Głodu": ten reżyser nie pochodzi ze świata kina. On nie "opowiada" swojego filmu, on go "obrazuje". To jest ta nieznośna przypadłość kina: nawyk literackiej narracyjności.

McQueen, który pochodzi ze świata sztuki, zdaje sobie sprawę z przyzwyczajeń i konwencji kinematograficznych. I łamie je na wszelkie możliwe sposoby: głównego bohatera przedstawia nam dopiero po niemal pół godzinie filmu , zamiast na słowa (storytelling), stawia na obraz - zbliżenie na płatek padającego śniegu na poczerwienionej pięści strażnika więziennego, strzepywane przez niego z serwetki na kolanach okruszki pieczywa podczas spożywania śniadania , a w jednej z końcowych scen filmu, jakby na przekór temu, co przed chwilą napisałem, inscenizuje kilkunastominutową (w jednym ujęciu) pogadankę Sandsa z zaprzyjaźnionym pastorem.

Jest w filmie McQueena kawał wstydliwej historii Wielkiej Brytanii, jest świetne aktorstwo (Fassbender też musiał przejść głodówkę), jest wreszcie świadoma, konsekwentna reżyseria - przyszłość kina widzę właśnie w mariażu sztuki współczesnej i filmu. Na styku tych dwóch dziedzin powstaje coraz więcej ciekawych dzieł.

W podobny sposób wypowiadał się wczoraj jeden z najświetniejszych gości tegorocznej imprezy - azjatycki reżyser Tsai Ming-liang. Swój ostatni film - "Twarz" - zrealizował na zamówienie paryskiego Luwru. "Przyszłość kina widzę w przestrzeniach galeryjnych" - powiedział podczas promocji książki, opisującej fenomen jego twórczości. Jest on jednym z "produktów" festiwalu Era Nowe Horyzonty - pokaz filmu "Goodbye, Dragon Inn" 6 lat temu uczynił z niego ulubieńca festiwalowej publiczności (i organizatorów). Świetnie, że Nowe Horyzonty towarzyszą "swoim" reżyserom, nie ograniczają się jedynie do prezentacji ich filmów, tylko włączają ich w grono swoich przyjaciół . To jest dla mnie prawdziwy sukces Romana Gutka i spółki, że tworzą rodzaj filmowej rodziny. Wspólnotę wrażliwości.

Tsai Ming-liang przywiózł do Wrocławia swoją ostatnią instalację "Erotic Space". Nie jest jedynym twórcą, któremu pozwala się tu na wykroczenie poza mury sali kinowej. Polski animator Piotr Dumała przygotował na ścianie koło synagogi Pod Białym Bocianem wideo-instalację "Walka, miłość i praca". Na marginesie przeglądu kolejnego bohatera festiwalu Guya Maddina otwarto także wystawę "Na kolana, tchórze!". Ciężko już na Nowych Horyzontach o pięć seansów w bilansie podsumowującym dzień - zbyt wiele ciekawych rzeczy dzieje się poza kinem. Parafrazując rubrykę Tadeusza Sobolewskiego w "Gazecie Wyborczej", chciałoby się ozdrowieńczo zakrzyknąć: "Wychodzę z kina!".

Tomasz Bielenia, Wrocław

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: POZ | poża | impreza | festiwal | Horyzont | era nowe horyzonty | biała | filmy | kino | głód | Haneke
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy