Gdynia 2013

Reklama

Seks w toalecie, do kościoła w niedzielę

Erotyczne odgłosy dobiegające zza zamkniętych drzwi publicznej toalety i rodzinna wyprawa na niedzielną mszę świętą - tymi scenami rozpoczynają się dwa kolejne filmy, które w Gdyni rywalizują o Złote Lwy. Otwierające ujęcia "Płynących wieżowców" Tomasza Wasilewskiego i "Ostatniego piętra" Tadeusza Króla stanowią idealną reprezentację tematycznej oraz stylistycznej przepaści między tymi tytułami.

Nagie ciało serialowego aktora

Seans "Płynących wieżowców" był jedną z najbardziej oczekiwanych premier w Gdyni. Obraz Tomasza Wasilewskiego udanie zadebiutował na nowojorskiej Tribece, potem namieszał również w Karlowych Warach. Mimo iż polska widownia miała już możliwość obejrzenia "Płynących wieżowców" na lipcowym T-Mobile Nowe Horyzonty oraz na festiwalu "Dwa Brzegi" w Kazimierzu Dolnym, podsycane entuzjastyczną reakcją prasy oczekiwania były ogromne. O co chodziło?

"Płynące wieżowce" trafiały do Gdyni w aurze pierwszego polskiego filmu gejowskiego, w roli głównej występuje zaś w filmie Wasilewskiego, znany serialowej widowni Mateusz Banasiuk ("Pierwsza miłość"). Pełna sala gwarantowana.

Reklama

Szedłem na "Płynące wieżowce" pełen obaw, pomny ubiegłorocznej projekcji debiutu Wasilewskiego - "W sypialni". Znamionujący zalążki reżyserskiego talentu wcześniejszy film twórcy "Płynących..." okazał się bowiem artystycznym niewypałem, będącą niczym więcej niż ambitne ćwiczenie stylistyczne eksperymentalną etiudą. Tym razem Wasilewskiemu udało się jednak powściągnąć kinematograficzne nieokrzesanie.

Głównym bohaterem tej rozgrywającej się w Warszawie historii jest mieszkający z matką Kuba (Banasiuk) - małomówny student AWF-u, marzący o karierze pływaka. Między codziennymi treningami na basenie znajduje jeszcze czas dla swojej dziewczyny Sylwii (znana z filmu "Z miłości" Marta Nieradkiewicz). Już na początku filmu Kuba spotyka jednak na imprezie Michała (Bartosz Gelner), początkowe koleżeństwo szybko przeradza się w erotyczną zażyłość.

Powyższe streszczenie nie oddaje, i nie może oddać klimatu filmu Wasilewskiego. Reżyser "Płynących wieżowców" narracyjny szkielet wiesza bowiem na wysportowanym ciele Banasiuka. Młody aktor stworzył w tym filmie bardzo interesującą kreację. Przypominający mi z nieco twarzy Pawła Małaszyńskiego (z domieszką Lesława Żurka) Banasiuk prowadzony jest przez Wasilewskiego "do wewnątrz". Więcej skrywa, niż pokazuje. Nie wypowiadane (wymruczane) przez niego słowa, lecz pełne skupienia spojrzenie i napięte mięśnie ciała konstytuują jego bohatera. Wasilewski nie oszczędza nam widoku nagiego Banasiuka, czy to w łóżku ze swoją dziewczyną, czy pod basenowym prysznicem - reżyser "Płynących wieżowców" odwraca przyjęte proporcje prezentacji nagich aktorów. Tu jest na odwrót, nawet zbyt ostentacyjnie, kiedy nagi bohater leży w łóżku ze swą śpiącą w majtkach dziewczyną.

Nie w sypialni

"Płynące wieżowce" nie są jednak, jak chcieli szufladkujący dzieło Wasilewskiego krytycy - filmem gejowskim, w takim samym stopniu jak "Tajemnica Brokeback Mountain" była uniwersalną opowieścią o miłości w ogóle, nie tylko homoseksualnej. W tym młodzieżowym trójkącie (Kuba nie zrywa związku z Sylwią, stawiając ją w roli świadka swej homoerotycznej przygody) brak bowiem naiwnej uczuciowości, którą znamy w tegorocznych "hitów" młodego widza: "Bejbi blues" Katarzyny Rosłaniec i "Nieulotne" Jacka Borcucha.

Zamiast tego mamy skomplikowane rodzinne relacje: obok Michała w życiu Sylwii i Kuby obecna jest także namacalnie matka tego ostatniego (świetna kreacja Katarzyny Herman), z kolei rozegrany przez Wasilewskiego z zaskakującym poczuciem humoru coming out Michała pozwala nam poznać bliżej jego rodziców (Izabela Kuna i Mirosław Zbrojewicz).


Najlepsze "Płynące wieżowce" są jednak wtedy, gdy porzucają nagi realizm na rzecz poetyckości obrazu. Tak jak w filmie "W sypialni", tak i tu znajdziemy drażniące momenty dialogów o niczym ("-Co ci jest? - Nic"), na szczęście Wasilewski nauczył się też opowiadać przy pomocy samych obrazów. Plakatowa scena zwątpienia Kuby w trakcie kluczowych eliminacji do zawodów pływackich, kiedy zamiast kontynuowania wyścigu zatrzymuje się na środku basenu, by z ulgą złapać oddech, to najlepszy przykład tej strategii. Wasilewski ma również ucho do muzyki, której używa jako podkładu do niemal teledyskowych, transowych sekwencji, np. podczas pierwszej samochodowej przejażdżki Kuby i Michała.

Na koniec sceny erotyczne. Musimy tu wrócić do wspominanego na wstępie ujęcia otwierającego film - przez pierwszą część obrazu Wasilewski subtelnie sygnalizuje seksualne napięcie, pozostawiając je w sferze domysłu widza. Tak sfilmowana jest pierwsza homoerotyczna próba Kuby, w przybasenowej toalecie. Stopniowo jednak reżyser uwalnia kamerę od wędzideł obyczajowych konwenansów, najpierw z niespotykaną w polskim kinie intymnością pokazując seks oralny między Kubą i Sylwią (doprawdy, "Z miłości" Anny Jadowskiej jawi się na tym tle niczym telenowela), wreszcie - domyka opowieść o namiętności realistyczną sceną gejowskiego seksu. Jest takie powiedzenie: nakręć scenę erotyczną, a powiem ci, jakim jesteś reżyserem. Wasilewski z pewnością zasłużył na wpis w indeksie.

W parterze

Rewersem świata przedstawionego w "Płynących wieżowcach" jest "Ostatnie piętro" Tadeusza Króla. Jak informują napisy początkowe, film jest oparty na prawdziwych wydarzeniach (w rzeczywistości inspiracją do jego powstania było opowiadanie Witolda Beresia zainspirowane prasowym artykułem), w moim odczuciu twórcy umieścili jednak tę uwagę na wypadek, gdyby widz miał problemy z uwierzeniem w opowiadaną na ekranie historię. Nie wierzysz w to, co widzisz? Opowiadamy Ci przecież prawdziwą historię! A jednak ciężko dać wiarę, że taki film zakwalifikował się do rywalizacji o Złote Lwy.

W skrócie - bohaterem "Ostatniego piętra" jest grany przez Janusza Chabiora kapitan Wojska Polskiego - homofob, antysemita - którego zaczyna dopadać mania prześladowcza. Po tym, jak zostaje przeniesiony do innej jednostki, zaczyna wietrzyć spisek wśród swych przełożonych. Szybko okazuje się jednak, że narodowo-patriotyczna obsesja staje się groźna również dla jego najbliższych. Mężczyzna zamyka bowiem rodzinę w mieszkaniu na tytułowym ostatnim piętrze, stając się obrońcą tradycyjnych polskich wartości: Bóg, Honor, Ojczyzna, oraz Rodzina.

Film Króla szybko przeradza się więc w klasyczny thriller, w którym czarnym charakterem staje się głowa rodziny.

Problemem "Ostatniego piętra" nie jest tylko zaburzona optyka czasowa: użycie przez operatora Tomasza Augustynka 16-milimetrowej taśmy przydaje temu filmowi aury lat 70., przyznam się, że przez większą część seansu byłem przekonany, że akcja filmu rozgrywa się właśnie w tym okresie ("Wilk i Zając" w Wieczorynce?), dopiero, gdy zobaczyłem zamocowane przy oknach anteny satelitarne, zorientowałem się, że mówimy o współczesności. Większym problemem z "Ostatnim piętrem" jest wyjątkowy brak autentyzmu tej historii: nie potrafimy przejąć się więzionymi w mieszkaniu dziećmi i żoną kapitana (w tej roli męczeńsko cierpiąca Joanna Orleańska), jeśli przez tak długi czas nie były w stanie pod nieobecność w domu swego oprawcy wezwać jakiejkolwiek pomocy.

Szkoda, gdyż "Ostatnie piętro" jest debiutem 43-letniego Janusza Chabiora w głównej roli kinowej. Jak przyznał na konferencji prasowej sam zainteresowany, Juliusz Machulski miał mu kiedyś powiedzieć, że jeśli aktor nie otrzyma głównej roli do 40 roku życia, to potem reżyserzy stawiają już na nim krzyżyk. Panie Januszu, trzeba było wziąć sobie tę uwagę do serca... Seans "Ostatniego piętra" nie był jednak do końca stracony, gdyż po raz pierwszy na ekranie mogliśmy oglądać Barbarę Garstkę w roli pasierbicy głównego bohatera. Studentka krakowskiej PWST była najjaśniejszym momentem tego filmu.

Filmowe wydarzenie roku?

We wtorek dziennikarze mieli również możliwość wzięcia udziału w "prezentacji fragmentów" najnowszego filmu Władysława Pasikowskiego "Jack Strong", reklamowanego szumnie jako "filmowe wydarzenie roku", oczywiście przyszłego, ponieważ premiera obrazu zaplanowana jest na 7 lutego 2014.

"Ekskluzywny materiał filmowy" zapowiadający nowy obraz Pasikowskiego okazał się niczym więcej jak... zwiastunem "Jacka Stronga" - fakt, pokazanym w Gdyni premierowo, lecz tylko z tygodniowym wyprzedzeniem; dystrybutor i współproducent obrazu ITI Cinema planują internetową premierę trailera już w następnym tygodniu.

Sam zwiastun wyglądał baaardzo amerykańsko, międzynarodowa obsada (w filmie, obok polskich i amerykańskich aktorów, wystąpili także artyści rosyjscy) i nośny za Oceanem temat zwiastuje plany wejścia z produkcją na rynek amerykański. Tak wynikało również z niespodzianki, którą producenci przygotowali dla dziennikarzy - były to nagrane domową kamerą pozdrowienia od grających w filmie Patricka Wilsona i jego żony Dagmary Domińczyk, gdzie amerykański aktor wyraził nadzieję na sukces tego filmu w Ameryce.

Zanim jednak płatająca figle aparatura do wyświetlania obrazu sprawnie wyświetliła zapowiadany materiał, do akcji wkroczył Marcin Dorociński, czyli odtwórca tytułowej roli, ujawniając przy okazji skrywany komediowy talent. Czekających na pokaz w milczeniu (i półmroku) dziennikarzy zaczął zabawiać improwizowaną mini-sylwetką Patricka Wilsona, skutecznie rozładowując atmosferę. Już wiadomo, kto w przyszłym roku powinien zapowiadać filmy w Teatrze Muzycznym!

Tomasz Bielenia, Gdynia

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL

Reklama

Reklama

Reklama

Strona główna INTERIA.PL

Polecamy