Reklama

"Szczęki" mają 50 lat. Realizacja filmu była walką z naturą

20 czerwca 2025 roku minęło 50 lat od premiery "Szczęk" Stevena Spielberga. Był to jeden z największych sukcesów finansowych w historii kina. Zapoczątkował także modę na letnie blockbustery. Dziś trudno uwierzyć, że po przedłużających się i obfitujących w niedogodności zdjęciach mało kto wierzył w sukces filmu.

Fabuła "Szczęk" była oparta na książce Petera Benchleya pod tym samym tytułem. Akcja rozgrywa się w Amity Island, miasteczku żyjącym z turystyki. Dochodzi tam do śmiertelnego ataku rekina. Mimo to burmistrz nie zgadza się na zamknięcie plaż, obawiając się wyjazdu turystów. Wkrótce ma miejsce kolejna tragedia. Misję znalezienia i zabicia drapieżnika otrzymują szef lokalnej policji Martin Brody (Roy Scheider), oceanograf Matt Hooper (Richard Dreyfuss) i łowca rekinów Quint (Robert Shaw). Na otwartym morzu szybko okazuje się, kto poluje na kogo.

Reklama

"Szczęki". Pierwszy wielki projekt Stevena Spielberga

Historia filmowych "Szczęk" rozpoczęła się, gdy producent David Brown natrafił na streszczenie książki Benchleya w magazynie "Cosmopolitan". Pomyślał wtedy, że byłby to niezły pomysł na film. Zgodził się z nim Richard D. Zanuck. Obaj przeczytali "Szczeki" w jedną noc. W 1973 roku kupili prawa do adaptacji za 175 tysięcy dolarów. Następnie skupili się na znalezieniu reżysera projektu.

Początkowo myśleli o Johnie Sturgesie, twórcy "Siedmiu wspaniałych", "Wielkiej ucieczki" i — przede wszystkim — adaptacji książki "Stary człowiek i morze". Później zwrócili się do Dicka Richardsa, ale podziękowali mu, ponieważ ten nie odróżniał rekina od wieloryba. W tym samym czasie 27-letni Steven Spielberg kończył pod ich okiem prace nad swoim debiutem kinowym "The Sugarland Express". Podczas jednego ze spotkań zauważył książkę Benchleya i spytał, czy mógłby ją przeczytać. Po lekturze od razu zapragnął wyreżyserować jej adaptację. Wskazywał, że fabuła przypomina jego telewizyjny film "Pojedynek na szosie", który opowiadał o mężczyźnie ściganym na pustynnej drodze przez obłąkanego kierowcę ciężarówki. Brown i Zanuck podpisali z nim umowę w czerwcu 1973 roku.

"Szczęki". Gdy aktorzy weszli na plan, scenariusz wciąż nie był gotowy

Spielberg uważał, że książka Benchleya ma o wiele za dużo wątków pobocznych, które źle sprawdzą się na ekranie. Wycięto między innymi romans między Hooperem i żoną Brody'ego. Chciał się przede wszystkim skupić na jej finale, czyli polowaniu Brody'ego, Hoopera i Quinta na rekina. Pierwsze wersje scenariusza napisał autor książki — także dlatego, że nie należał do Gildii Scenarzystów, która od jakiegoś czasu groziła strajkiem. Benchley dał filmowej historii szkielet. Jak sam przyznał, nie czuł jednak tej formy i nie potrafił umieścić w niej swoich bohaterów.

Spielberg podzielał jego zdanie. Uważał, że bohaterowie scenariusza są trudni do polubienia i szukał kogoś, kto to zmieni. Jednak kolejne osoby mu odmawiały. Dramatopisarz Howard Sackler, twórca "Wielkiej nadziei białych", zgodził się nanieść kilka poprawek. To on zasugerował, by Brody bał się wody, a Quint był weteranem drugiej wojny światowej.

W końcu scenariusz trafił w ręce Carla Gottlieba, pisarza i aktora komediowego, twórcy "Dziwnej pary". Spielberg czuł, że "Szczęki" potrzebują nieco humoru. Gottlieb przesłał mu trzy strony uwag. Poprosił także o obsadzenie go w roli Meadowsa, redaktora gazety. Zadowoleni z jego uwag reżyser i producenci zakontraktowali go do naniesienia poprawek. Miała to być robota na tydzień poprzedzający rozpoczęcie zdjęć. Gottlieb szybko zdał sobie sprawę, że musi przepisać niemal każdą scenę. Nie było szans, by wyrobił się przed wejściem aktorów na plan. Zwykle kończył daną scenę w nocy przed jej realizacją. W pisaniu relacji między bohaterami inspirował się interakcjami między aktorami, które zaobserwował podczas wspólnych posiłków. Nad scenariuszem pracował ostatecznie dziewięć tygodni. Swoje pięć groszy dorzucił także Spielberg, który uważał, że widzowie chciałby "wybuchowego" zakończenia. Przypieczętowało to los rekina w finale filmu.

"Szczęki". Główne role obsadzono na dni przed rozpoczęciem zdjęć

Producenci chcieli obsadzić w rolach głównych znanych aktorów. Spielberg się temu sprzeciwiał. Uważał, że to "rekin będzie wielką gwiazdą" filmu. Przekonywał także, że widowni łatwiej będzie sympatyzować z wykonawcami, których nie znają. Dlatego grzecznie podziękował Charltonowi Hestonowi, który pragnął zagrać Quinta. Roy Scheider przyłączył się do produkcji, gdy na jednym z przyjęć spotkał Spielberga, który opowiadał o scenie ataku rekina. Reżyser był temu przeciwny, ponieważ kojarzył go przede wszystkim z roli we "Francuskim łączniku". Słowo producentów okazało się jednak decydujące.

Na dziewięć dni przed rozpoczęciem zdjęć role Hoopera i Quinta wciąż były nieobsadzone. Brown i Zanuck zaproponowali Roberta Shawa, z którym zrealizowali niedawno "Żądło". Aktor był niechętny, ponieważ nie podobała mu się książka. Zaufał jednak swojej żonie i sekretarce, które mocne namawiały go do przyjęcia roli Quinta. Przyznał, że ostatnim razem były tak podekscytowane, gdy dostał propozycję zagrania w "Pozdrowieniach z Rosji". Na planie Shaw poznał rybaka Craiga Kingsbury'ego, który otrzymał jedną z pomniejszych ról. W swej kreacji wykorzystał wiele jego zachowań. Aktor, który był także dramatopisarzem, przepisał cały monolog Quinta, w którym ten wspomina służbę podczas drugiej wojny światowej.

Sytuacja z Hooperem była trudniejsza. Producenci zwrócili się do Jona Voighta, Jeffa Bridgesa, Joela Greya i Timothy'ego Bottomsa. Wszyscy odmówili. Wtedy George Lucas, prywatnie przyjaciel Spielberga, zaproponował Richarda Dreyfussa, który wystąpił w jego "Amerykańskim Graffiti". Ten także odmówił. Zmienił jednak zdanie, gdy obejrzał swój najnowszy film, "Karierę Duddy Kravitza" Teda Kotcheffa. Był tak przerażony swoim występem, że bał się, iż nikt nie powierzy mu więcej głównej roli. Zaraz skontaktował się ze Spielbergiem i zgodził się zagrać Hoopera. Co zabawne, "Kariera Duddy Kravitza" została bardzo dobrze przyjęta i otrzymała nawet Złotego Niedźwiedzia w Berlinie.

"Szczęki". Człowiek kontra morze. Morze wygrało

Zdjęcia do "Szczęk" rozpoczęły się 2 maja 1974 roku. Po trudnej preprodukcji wszyscy mieli nadzieję na chwilę wytchnienia. Niedoczekanie. "Zaczęliśmy kręcić bez scenariusza, bez obsady i bez rekina" - wspominał Dreyfuss. Szczególne problemy sprawił główny antagonista filmu. W pierwszej chwili zaproponowano użycie trenowanego żarłacza białego, ale ze względów bezpieczeństwa szybko zdecydowano się na wykorzystanie efektów specjalnych. Stworzono jedną wielką makietę rekina oraz dwie mniejsze, ruchome. Odpowiadała za nie ekipa, która wcześniej pracowała nad wielką ośmiornicą przy "20 tysiącach mil podmorskiej żeglugi". Ich obsługa wymagała pracy 14 osób.

Brown i Zanuck planowali zamknąć budżet w kwocie czterech milionów dolarów. Jednak szybko stało się jasne, że zostanie ona znacznie przekroczona. Spielberg chciał kręcić na otwartym oceanie, by sekwencje morskie wypadły jak najefektowniej. Później przyznał, że jego wrodzony perfekcjonizm połączony z brakiem reżyserskiego doświadczenia naraził ekipę na dodatkowe dni zdjęciowe. Nie docenił także potęgi natury. "Ten film powstawał w najgorszych warunkach. Człowiek kontra morze. Morze wygrało tę walkę" - żartował w rozmowie z "Vanity Fair". Sprzęt przemakał, a statek Quinta w pewnym momencie zaczął nabierać wody — i to w momencie, gdy byli na nim aktorzy. Ci cierpieli z powodu choroby morskiej. Shaw był trudny we współpracy. Wściekał się na Dreyfussa i za często zaglądał do kieliszka. Gottlieb żartował, że poza realizacją filmu nikt nie miał nic innego do roboty. Dlatego wszyscy przepracowywali się, by jak najszybciej zakończyć zdjęcia. A te ciągnęły się w nieskończoność.

Osobnym problemem były makiety rekinów, które ciągle się psuły, a ich transport i operowanie nimi przysparzał masy problemów. Według wyliczeń Spielberga podczas dwunastogodzinnej realizacji scen w wodzie kręcono tylko przez jakieś cztery godziny. Z perspektywy czasu okazało się to błogosławieństwem. W kolejnych scenach jedynie zaznaczano obecność rekina, ale nie pokazywano go. Przełożyło się to na rosnący suspens w czasie projekcji.

"Szczęki". Pierwszy taki sukces w historii kina

Budżet urósł do 9 milionów dolarów. Natomiast z planowanych 55 dni zdjęciowych zrobiło się 159 dni. Ekipa zeszła z planu 6 października 1974 roku. Spielberg był przekonany, że jego kariera jest skończona. Jeszcze nikt w Hollywood nie przekroczył terminu o ponad 100 dni. Jednak pokazy testowe zmieniły jego podejście. Widzowie byli przerażeni. Spielberg tak bardzo uwierzył w projekt, że wydał trzy tysiące dolarów z własnej kieszeni, by dopracować jedną ze scen.

Z kolei wytwórnia Universal wyłożyła aż 1,8 miliona dolarów na marketing, a akcję reklamową rozpoczęto już w październiku 1974 roku. Planowano premierę na ponad 900 ekranach kinowych. Sprzeciwił się temu szef Universalu — według niego "Szczęki" miały potencjał, by pozostać w repertuarze przez całe lato.

Gdy film wszedł na ekrany kin, okazał się niespotykanym do tej pory hitem. Kolejki na seanse ciągnęły się ulicami. "Szczęki" nie schodziły z pierwszego miejsca amerykańskiego box-offisu przez 14 tygodni. Jako pierwsze w historii przekroczyły granicę 100 milionów dolarów wpływu w Stanach Zjednoczonych. Na całym świecie zarobił 476 i pół miliona dolarów. Dziś uchodzą za pierwszy kinowy blockbuster, który zmienił reguły marketingu i produkcji. Nadeszła era wielkich wydarzeń filmowych, które zarabiały setki milionów i stawały się częścią kultury masowej. Ten stan rzeczy dwa lata później potwierdził sukces "Gwiezdnych wojen" Lucasa.

"Szczęki" zostały także docenione w czasie sezonu nagród. Otrzymały cztery nominacje do Oscara. Pominięto jednak Spielberga. Był to jedyny film nominowany w głównej kategorii, który nie miał szans na statuetkę za reżyserię. "Szczęki" doceniono trzema Oscarami — za montaż, dźwięk oraz muzykę Johna Williamsa, która przeszła do historii.

Film Spielberga doczekał się trzech sequeli. Każdy kolejny był gorszy od poprzedniego. Łącznie nie zarobiły one nawet połowy tego, co pierwsza część. Dla reżysera "Szczęki" były natomiast prawdziwym początkiem wielkiej kariery. Dziś jest on uważane za jednego z najlepszych i najważniejszych autorów w historii kina.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Szczęki | Steven Spielberg | Richard Dreyfuss
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy