Reklama

Zupełnie obcy

James Franco, nominowany w 2011 roku do Oscara za rolę w filmie "127 godzin", przyzwyczaił nas już do tego, że hollywoodzkie superprodukcje ("Spider-Man 3", "Geneza planety małp") to wyłącznie jego poboczna aktywność. Enfant terrible amerykańskiego kina wziął właśnie udział w kolejnym kontrowersyjnym projekcie...

"Spring Breakers", bo o tym filmie mowa, to opowieść o wyzwolonych i szalonych dziewczynach, dla których głównym mottem życiowym jest dobra zabawa. Ciąg imprez, niewiarygodnych pomysłów i nieposkromionej fantazji sprowadzi cztery ślicznotki na drogę bezprawia i totalnej rozpusty...

"Dwa lata temu pojawił mi się przed oczami obraz dziewcząt w kominiarkach i bikini napadających na grubych turystów" - wyznaje reżyser "Spring Breakers", Harmony Korine. Artysta nakręcił film, który królował na amerykańskim box-office i wbił krytyków w fotel. "Spring Breakers" - "jest mocniejszy od "Pulp Fiction" (The Huffington Post), "zwariowany i ekstremalny" (Film.com), "magiczny i piękny" (FilmFreak) - pisali.

Reklama

Korine postanowił po raz kolejny sportretować młode pokolenie, stawiając przed nim weneckie lustro. Stworzył obraz, w którym nie tylko się ono przejrzy, ale także nim zachłyśnie. "To film o dzieciakach, o nowym pokoleniu. O którym mówi się, że nie ma duszy, albo dla którego dusza jest czymś innym. O generacji wychowanej na telewizji, grach wideo i klipach z YouTube'a" - mówił reżyser na konferencji prasowej podczas festiwalu filmowego w Wenecji, gdzie jego produkcja otrzymała nagrodę specjalną.

By napisać scenariusz, który nie byłby oderwany od rzeczywistości, Harmony Korine postanowił wybrać się na Florydę, w samym środku szaleństwa związanego z wiosennymi feriami. Ta przerwa w kalendarzu zajęć pozwala studentom odpocząć i... poimprezować. Artysta wspomina to doświadczenie ze śmiechem: "Napisałem ten scenariusz w hotelu, gdzie przy wyjściu ciągle wymiotowały jakieś dzieciaki". Praca zajęła mu 10 dni.

Na wprowadzenie swojego projektu w życie współscenarzysta słynnych "Dzieciaków" Larry'ego Clarka nie chciał zbyt długo czekać. Wydzwonił disneyowskie gwiazdki (Selenę Gomez i Vanessę Hudgens) oraz coraz mocniej dobijającego się do pierwszej ligi hollywoodzkiej Jamesa Franco i plan ruszył. Ten ostatni wcielił się w "Spring Breakers" w gangstera o pseudonimie Alien.

Pamiętasz, kiedy poznałeś Harmony'ego Korine i co ci w nim zaimponowało?

James Franco: - Jego filmy zawsze bardzo mi się podobały. Pamiętam, że kiedy jeszcze byłem w szkole średniej w kinach pojawiły się 'Dzieciaki' i to było niezwykle ważne dzieło dla mnie oraz moich przyjaciół. Nagle pojawił się interesujący, zupełnie nowy głos, a 'Dzieciaki' fascynowały wszystkich. I od tego czasu obserwowałem jego twórczość. Jednak poznałem go dużo później. Mieliśmy wspólnych znajomych, ale nasze drogi zeszły się dopiero, kiedy skontaktował się ze mną odnośnie potencjalnej współpracy przy filmie. Wiedzieliśmy, że chcemy coś razem nakręcić, ale nie zdecydowaliśmy jeszcze, jaki to ma być film.

- Pojawił się pomysł, żeby zrealizować obraz o 'wąchaczach kleju', ludzi uzależnionych od tej substancji. Jednak w tym czasie zaangażowałem się w duży projekt o nazwie Rebel, w którym różni artyści tworzyli prace inspirowane filmem 'Buntownik bez powodu' z Jamesem Deanem. To ja byłem inicjatorem projektu, ale polegał on na tym, że zgłaszałem się do różnych twórców z prośbą o zaprojektowanie konkretnej sekcji. Miałem już wszystkich potrzebnych artystów, za wyjątkiem remake'u sceny walki na noże sprężynowe z 'Buntownika bez powodu' i w tym celu skontaktowałem się z Harmonym. Nakręciliśmy wszystko w jeden dzień. Wyszło świetnie. Myślę, że wtedy zdaliśmy sobie sprawę, że doskonale rozumiemy się także na planie filmowym. A potem odeszliśmy od pomysłu z wąchaczami kleju. Nie wiem, czy zachował projekt 'Spring Breakers' na tę okazję i skąd się właściwie wziął, ale pamiętam, że pewnego dnia powiedział: Wiem, co zrobimy - napiszę scenariusz i odezwę się.

Co stało się potem?

- W czasie zeszłorocznych ferii wiosennych wybrał się na Florydę - do Daytona, jeśli się nie mylę. Zamierzał przyjrzeć się miejscu, do którego zjeżdżają się wszyscy imprezowicze, szukając inspiracji do pisanego scenariusza. Jednak kiedy tam dotarł, nikogo nie zastał i chyba jakaś kobieta w hotelu, zdaje się że była bodybuilderką, oświeciła go: 'Od piętnastu lat nikt już nie przyjeżdża do Daytona'. Byli tam tylko jacyś goście z gangu motocyklowego. Poradziła mu, żeby pojechał gdzie indziej. Tak zrobił i spędził trochę czasu z dzieciakami na feriach, które zaczęły go po jakimś czasie doprowadzać do szału, ponieważ kiedy on próbował pisać, puszczali na cały regulator przeboje Beyonce, szalejąc po całych nocach, przez co nie mógł się skupić. Wyjechał więc i przeniósł się do hotelu przy polu golfowym. Tam z kolei odbywało się coś w rodzaju Zjazdu Wrestlerów z udziałem Hulka Hogana. W każdym razie, tam napisał scenariusz, wysłał mi go, a ja odpisałem 'Dobra, wchodzę w to'.

Jak przygotowałeś się do roli Aliena? W filmie to bohater, z którym lepiej nie mieć do czynienia, bo ściągnie na ciebie kłopoty.

- Harmony wysłał mi tonę materiałów filmowych i różnego rodzaju inspiracji, ze słowami 'Przyjrzyj się temu gościowi, on zachowuje się trochę przesadnie, szarżuje. Gdyby się tak nie wygłupiał, to byłoby dobre'. A potem zaczął mi przysyłać nagrania głosów, ponieważ zależało mu na takim dziwacznym, południowym akcencie, w stylu Gucci'ego Mane'a - dostałem od Harmony'ego klipy tego gościa, które sam nagrał - oraz Lil Wayne'a. Chodziło mu o ten klimat, pewne cechy osobowości (na przykład jego ulubiony drink, w skład którego wchodził... syrop na kaszel). I ta postać składała się ze wszystkich tych powyższych elementów, ale kiedy Harmony przyjechał na Florydę, ostateczną inspiracją okazał się niejaki Dangerous, gość który znalazł się też w filmie.

Jak Korine go znalazł?

- Dangerous przyszedł na otwarty casting. Harmony ma prawdziwy dar do wynajdywania niezwykle interesujących, dziwacznych i oryginalnych ludzi, więc, rzecz jasna, obrał sobie Dangerousa za odpowiednik mojego bohatera filmowego w prawdziwym świecie. Zaczął mi przysyłać piosenki Dangerousa. A kiedy dotarłem na Florydę, poszedłem do domu Dangerousa, żeby go poznać i rozmawialiśmy o jego muzyce, życiu, o tym jak próbuje się przebić w tym biznesie...

Zatem czerpałeś inspirację do swojej postaci, opierając się na różnych ludziach?

- Sedno tego bohatera kryje się w fakcie, że jest on po trosze każdym z nich, ale też kimś zupełnie innym. Według mnie kluczem do postaci jest unikać stworzenia jej na podobieństwo kogoś, kogo już kiedyś widzieliśmy lub znamy. Ten bohater kryje w sobie drugą stronę, kogoś o imieniu Alien, i niezależnie do tego, czy on uważa siebie za kogoś obcego czy nie, ta druga strona wzbogaca go o nowy wymiar, zapewnia mu aurę tajemniczości, nawet jeśli nieco tandetną. Korine celowo rysuje go grubą kreską. Na wczesnym etapie projektu, Harmony opisał swój film jako połączenie teledysku Britney Spears z Gasparem Noé. Także Alien jest ciekawą mozaiką w tym stylu. Na pierwszy rzut oka wygląda i zachowuje się jak gangster, ale ma też w sobie dziwaczny, tajemniczy element plażowego 'niebieskiego ptaka', przez który staje się jeszcze trochę bardziej zagadkowy.

Czy to prawda, że podczas zdjęć do "Spring Breakers" nie wychodziłeś z roli?

- Nie. Ludzie nie musieli się zwracać się do mnie per Alien, choć włosy przez cały czas miałem zaplecione w warkoczyki... Prawda jest taka, że to przez otoczenie nie mogłem do końca wyjść z roli. Kiedy szedłem do hotelu i machałem do kogoś, w odpowiedzi widziałem nieco spłoszone spojrzenia. Czasem zapominałem, jak wyglądam. Dlatego w pewnym sensie, ciągle byłem Alienem, nie mogłem się od niego uwolnić. Przed każdym filmem robię research tak długo, aż poczuję się usatysfakcjonowany. Elementy układanki wpadają we właściwe miejsca i zaczynam rozumieć swoją postać. Kolejny krok to kontekst - jestem absolutnie przekonany, że połowa sukcesu to reżyseria, scenografia, kostiumy i charakteryzacja. Jeśli będę nadgorliwy, to stanę się sztuczny. Muszę jedynie dowiedzieć się, jak sprawić, żeby moja postać była autentyczna i osadzona w swoich realiach. Tak dużo będzie można uzyskać dzięki wiedzy, jak mój bohater wygląda i pozostałym wspomnianym przeze mnie aspektom, że kluczem do kreowania roli jest umiejętność zrelaksowania się - tak żeby całość prezentowała się naturalnie. Główna cecha Aliena to chęć zabawy. Pomyślałem więc, że jeśli zacznę zbyt głęboko go analizować, usztywnię się, lecz jeśli będę się dobrze bawił, odprężę się, tchnę życie w tę postać.

Harmony początkowo reżyserował naturszczyków, a teraz włącza do swoich niezależnych projektów aktorów z tak zwanego głównego nurtu, zwłaszcza jeśli chodzi o role kobiece. Czy na planie wyczuwa się, że Korine zaczynał od reżyserowania aktorów niezawodowych?

- Naprawdę doskonale nam się ze sobą pracuje. Wydaje mi się, że wiem, o co mu chodzi. Wyreżyserowałem kilka filmów i też lubię łączyć w obsadzie zawodowych aktorów i naturszczyków. Kluczem do sukcesu jest obsadzić ich we właściwych rolach i nie zmuszać do recytowania dialogu słowo w słowo, jeśli nie mają aktorskiego warsztatu. Myślę, że wypowiedzenie kwestii w sposób naturalny jest jedną z najtrudniejszych rzeczy dla kogoś, kto nie jest aktorem z wykształcenia. Tutaj lepiej sprawdzi się profesjonalista. Jeśli jednak ktoś gra rolę bliską mu osobiście, a tobie uda się go rozluźnić i pozwolić mu mówić własnym językiem, możesz osiągnąć niesamowite rezultaty, może nawet lepsze niż z prawdziwym aktorem. Mnie Harmony pozostawił wiele swobody. Właściwie zawsze zaczynaliśmy, trzymając się scenariusza, a on popychał mnie w tym lub innym kierunku, dając wskazówki typu 'O właśnie, daj mi więcej tego'. Dzięki temu, że mnie umiejętnie prowadził, pozwalając eksplorować różne dziwaczne opcje, pod koniec sceny otrzymywaliśmy zupełnie nową jakość.

Niektóre z twoich koleżanek na planie to ikony współczesnej popkultury. Jak się wam pracowało?

- Doskonale. Jak wspominałem, byłem zaangażowany w projekt jeszcze zanim powstał scenariusz. Kiedy Harmony powiedział mi, kogo zamierza obsadzić w filmie, pomyślałem, że to doskonały pomysł, ponieważ w ten sposób powstanie idealna mieszanka popkultury i niezależnego kina. Aktorki nie przypominają swoich bohaterek, ale myślę, że je doskonale rozumieją, dzięki czemu wyluzowały się i były naturalne. Świetnie się bawiłem, pracując z nimi na planie. Wydaje mi się, że bardzo im zależało, żeby zagrać w takim filmie i dlatego były w pełni zaangażowane.

- Harmony potrafi odkryć najbardziej fascynujące aspekty w każdym środowisku. Zabierał nas na zupełnie zwariowane eskapady, na przykład do jakiegoś dziwnego lokalu z bilardem albo namówił mnie do udziału w rapowym show, w stylu MTV. Kiedy to wspominam, wydaje mi się zupełnie szalone, ale on sprzedaje to jako wielką przygodę. Dziewczyny cieszyły się niesamowicie, biorąc w tym udział, więc dawały z siebie wszystko i całość wyszła doskonale.


Czy takie przygody wciąż stanowią dla ciebie wyzwanie? Ostatnio rapowałeś przed ogromną widownią dzieciaków, które przyjechały na ferie wiosenne...

- Nie jestem raperem i nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem, a już na pewno nie na oczach tylu ludzi. Jednak potrafię wyczuć, kiedy mam wsparcie reżysera. Wiem, że Harmony pokaże to w najlepszym możliwym świetle. Nawet jeśli nie jestem 50 Centem, Harmony zmontuje materiał tak, że wypadnę najlepiej, jak będzie to możliwe. To mi daje poczucie bezpieczeństwa. Te ujęcia znajdą się w filmie tak czy inaczej, więc chodzi o to, czy ufasz reżyserowi. Kiedy jest dobry, nie martwię się tak bardzo o to, co robię. Mogę zagłębić się w pewne środowisko, przeżyć kilka żenujących momentów, ale wiem, że Harmony wyczaruje z tego coś na poziomie.

Jak postrzegasz te dzieciaki na feriach wiosennych i jak twoje wrażenia na temat tej specyficznej i barwnej części amerykańskiej kultury mają się do wizji Harmony'ego?

- To zabawne, że jestem aktorem od ponad piętnastu lat, a są pewne elementy amerykańskiej kultury, których nigdy nie doświadczyłem osobiście, a jedynie za pośrednictwem filmów. Nigdy nie poszedłem na bal maturalny, ale w kilku filmach owszem. Naukę w koledżu zarzuciłem po roku i poszedłem do szkoły aktorskiej, więc nigdy nie pojechałem na prawdziwe ferie wiosenne, kiedy studiowałem. Nie wiem o tym nic, poza tym, co widywałem przez lata w MTV. To są chyba moje pierwsze ferie wiosenne...

W jaki sposób Harmony przekuwa ich fenomen w amerykańskiej kulturze w swoją własną wizję?

- Na pewnym poziomie w filmie oglądamy elementy popkultury, konsumpcyjny styl życia i tę bardzo 'komercyjną' część kultury młodzieżowej, ale myślę, że ukazuje także ogłupiający aspekt tych zjawisk oraz to, że mass media stępiają nasze poczucie człowieczeństwa do tego stopnia, że nasza empatia wobec innych zanika i działania człowieka wydaje się niemal nierealne lub pozbawione konsekwencji - chociaż postaci w filmie otrzymują sygnały ostrzegawcze. Nie wszyscy bohaterowie biorą je sobie do serca i część z nich musi za to zapłacić. Natomiast u innych znieczulica staje się tak rozległa, że posuwają się do rzeczy szalonych, jakby nie pojmowali wagi własnych postępków. Struktura filmu, jaką przyjął Harmony sugeruje według mnie, że część winy za tę degradację ponosi popkultura. Nie uważam jednak, by ją całkowicie odrzucał. Myślę, że odnajduje swoiste piękno w tej mrocznej wizji.


Czy można zaryzykować stwierdzenie, że Harmony Korine jest mistrzem portretowania kultury "białej hołoty" ze zrozumieniem oraz akceptacją, i to właśnie to decyduje o sukcesie jego produkcji?

- Oczywiście. Interesują go ludzie, sztuka i sposoby ekspresji usytuowane poza głównym nurtem. Fascynuje go ponadto popkultura, ale w wersji ekstremalnej, przez co staje się nie tylko krzykliwa i atrakcyjna, lecz też zniekształcona i paskudna. Nie ocenia swoich bohaterów, ale zdecydowanie opowiada się za ujawnieniem ich mrocznych sekretów i dziwactw. Harmony chce pokazać dokładnie to, co jest nieoczekiwane lub co dana osoba chce zachować w tajemnicy.

Harmony powiedział kiedyś "Nigdy nie zależało mi zbytnio, żeby moja praca miała sens, chodziło mi o osiągnięcie idealnego nonsensu". Czy "Spring Breakers" podpada pod tę ostatnią kategorię?

- Z pozoru rzeczywiście jest w filmie wiele nietypowych zabiegów stylistycznych. Montaż również nieco odbiega od normy, ale samo sedno ma głęboki sens. Na etapie preprodukcji, kiedy dołączyłem do ekipy, dopracowaliśmy jeszcze nieco scenariusz i według mnie zarówno postaci jak i główny wątek są jak najbardziej sensowne, aczkolwiek styl i struktura filmu są bardzo nietypowe.

Wywiady przeprowadził Johannes Bonke.

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: James Franco | Spring Breakers
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy