Reklama

Zupełnie inny wymiar chaosu

- Uwielbiam chaos, jest on zawsze w centrum naszych filmów - ale to był zupełnie inny wymiar chaosu - ujawnia Todd Phillips, reżyser filmu "Kac Vegas w Bangkoku". - [Było] o wiele trudniej, niż ktokolwiek z nas przewidywał - przede wszystkim z uwagi na zatłoczenie miasta, upał i chaos, który jest naturalny dla takiego miejsca, jak Bangkok - dodaje reżyser zwariowanej komedii.

Na czym miały polegać różnice pomiędzy "Kac Vegas 2" i oryginalnym "Kac Vegas"?

Todd Phillips: - Cóż, chcieliśmy, żeby druga część miała w sobie wiele z pierwszej, zwłaszcza jeśli chodzi o ogólny szablon historii. Mieliśmy świadomość, że w "Kac Vegas" widzowie pokochali to, że jest to film bardzo zabawny, wręcz komiczny. W pierwszej części obecny jest jednak również element zagadki, który moim zdaniem okazał się bardzo korzystny dla filmu jako całości. Jest to osobliwa komedia śledcza, i ten właśnie rys byliśmy zdecydowani zachować także w części drugiej. Dodatkowo chcieliśmy wzmocnić wszystkie aspekty - zwiększyć ładunek komediowości, "podkręcić" sytuacje, w których znajdują się bohaterowie i spiętrzyć przeszkody na ich drodze.

Reklama

Z jakich względów scena "przebudzenia" musiała zostać nakręcona w studio, a nie w samym Bangkoku?

- Nakręciliśmy ją tutaj, ponieważ jest to scena bardzo rozbudowana, zajmująca wiele stron w scenariuszu. Taki wybór wydawał się o wiele bardziej sensowny ze względu na konieczność przesuwania ścian i tym podobnych. Była to pierwsza scena, jaką zrealizowaliśmy, co, rzecz jasna, stanowi pewne utrudnienie, ponieważ zaburzona zostaje chronologia scen. Tak więc po "przebudzeniu" spakowaliśmy manatki i przenieśliśmy się do Bangkoku. Podobnie jednak jak w części pierwszej, scena "przebudzenia" ma w pewnym sensie rangę symboliczną. Każdy detal coś tutaj znaczy; każda drobnostka stanowi jakąś poszlakę.

Przy których scenach ekipa bawiła się najlepiej?

- Dla mnie były to pościgi samochodowe i sceny, w których chłopaki występują razem - mam na myśli naszych trzech przyjaciół i Chowa. Chow wniósł zupełnie nową dynamikę do tego "trójkąta"- najbardziej lubiłem właśnie te dni zdjęciowe, w których głównym bohaterom towarzyszył Chow.

Jak pracowało ci się z Kenem Jeong?

- Ken to aktor nieustraszony i fenomenalny. Wnosi do filmu tak wiele, że mieliśmy ochotę dołożyć mu jeszcze trochę pracy.

Zazwyczaj pojawiasz się w swoich filmach w niewielkich, drugoplanowych rolach. Czy tak było i tym razem?

- Mój bohater to ten sam gość, co w każdym filmie, Barry. Tym razem jest to przestępca seksualny. W związku z tym nie mógł dostać paszportu.

Scenariusz pisałeś wspólnie z Craigiem Mazinem i Scotem Armstrongiem. Jak przebiegał proces twórczy?

- Zamknęliśmy się po prostu w pokoju na klucz i nieprzerwanie przerzucaliśmy się pomysłami: Czy to nie byłoby zabawne? A to, dlaczego to nie działa? - i tak dalej. I tak w kółko. Z reguły ciężko jest wyjaśnić komuś, jak przebiegała tego rodzaju praca; to po prostu wymiana myśli. Czasami sprowadza się to do czynności tak prostej, jak wymyślenie jakiegoś obrazka - przykładowo, małpy w kamizelce palącej papierosa. To punkt, od którego wychodzisz, by potem stwierdzić: wpiszmy to do scenariusza, a potem będziemy się zastanawiać, skąd to się tam wzięło. Rozumiesz, co mam na myśli? Innymi razy jest to coś bardziej rozbudowanego; jakaś scena. Tak, jak mówiłem, jest to więc nieustanne przerzucanie się pomysłami.

Jak pracowało ci się z tresowaną małpką?

- Czasami zwierzę na planie - powiedzmy, taki pies - będzie po prostu siedziało i nic więcej. Ta małpka musiała wykonać bardzo wiele zadań, miała więc świetnego tresera. Muszę powiedzieć, że wywiązała się z zadania, doskonale orientując się na planie. Jej obecność była czymś niesamowitym - w pewnym sensie stała się członkiem naszej ekipy. Czasami zdarzało się jej zasnąć u kogoś na rękach - raz nawet zasnęła u mnie - po prostu zasypiała pomiędzy ujęciami, kiedy my akurat na coś czekaliśmy. Wszyscy się w niej zakochaliśmy!

Czy ciężko było nakręcić film w Bangkoku?

- O wiele trudniej, niż ktokolwiek z nas przewidywał - przede wszystkim z uwagi na zatłoczenie miasta, upał i chaos, który jest naturalny dla takiego miejsca, jak Bangkok. Uwielbiam chaos, jest on zawsze w centrum naszych filmów - ale to był zupełnie inny wymiar chaosu.

Czy łatwiej kręciło wam się drugą część, mając za sobą wspólne doświadczenia z części pierwszej?

- Zdecydowanie. Jak sądzę, pod tym względem kręcenie sequeli jest dość łatwe - dla mnie zresztą był to pierwszy sequel w karierze. Wcześniejsze doświadczenia ułatwiły nam sprawę o tyle, że wszyscy znali swoje role, w tym także ja. Wszyscy wiedzieli, jakie jest tło tej historii - stanowił je przecież poprzedni film. Wiesz, na zasadzie: "jak nie wiesz, o co chodzi, idź i obejrzyj "jedynkę" - ja nie będę o tym gadał" : Pod tym względem masz rację - było nam o wiele łatwiej, i uporaliśmy się z tym naprawdę szybko.

Dziękuję za rozmowę.


materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy