Reklama

Zofia Domalik: Temperament po mamie

Zofia Domalik, 25-letnia absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej, córka aktorki Ewy Telegi i reżysera Andrzeja Domalika, coraz mocniej zaznacza swoją obecność w branży filmowej. Po udanym debiucie w filmie "Wszystko dla mojej matki", za który została nagrodzona na festiwalu filmowym w Gdyni, otrzymuje coraz ciekawsze role serialowe. Ostatnio mogliśmy ją oglądać w serialu obyczajowym "Zawsze warto" oraz w kryminalnej "Szadzi".

Zofia Domalik, 25-letnia absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej, córka aktorki Ewy Telegi i reżysera Andrzeja Domalika, coraz mocniej zaznacza swoją obecność w branży filmowej. Po udanym debiucie w filmie "Wszystko dla mojej matki", za który została nagrodzona na festiwalu filmowym w Gdyni, otrzymuje coraz ciekawsze role serialowe. Ostatnio mogliśmy ją oglądać w serialu obyczajowym "Zawsze warto" oraz w kryminalnej "Szadzi".
Zofia Domalik /Adam Jankowski /Reporter

"Szadź" - serial kryminalny w reżyserii Sławomira Fabickiego - to hit Playera. Zagrałaś w nim jedną z ofiar seryjnego mordercy. Gdybyś miała stworzyć profil psychologiczny swojej bohaterki, jak byś ją opisała?

Zofia Domalik: - Ewa Banach jest bardzo spokojną, zamkniętą w sobie dziewczyną, a przy tym bardzo religijną. W zasadzie całe jej życie kręci się wokół religii i wiary. Należy do Zboru Świadków Jehowy. Łączy ją bardzo silna więź z matką. Pod względem temperamentu jest moim całkowitym przeciwieństwem, bo ja jestem otwarta i energiczna. Ciekawe było zagrać kogoś tak innego od siebie.

Reklama

Seryjnego mordercę, Piotra Wolnickiego, zagrał Maciej Stuhr. Wasza współpraca na planie dobrze się układała?

- Maciej Stuhr był moim profesorem w Akademii Teatralnej. Miło było po latach spotkać swojego wykładowcę na planie. Pracowało się z nim fantastycznie. To profesjonalista w każdym calu, obdarzony niesamowitym poczuciem humoru. Traktował mnie jak równego sobie, po partnersku. W ogóle nie czułam, że pracuję z belfrem.

Co sądzisz na temat "Szadzi"?

- Przede wszystkim cieszę się, że zagrałam w serialu kryminalnym. Uwielbiam kryminały! Nasz jest oryginalny, ponieważ od samego początku znamy mordercę, później poznajemy jego losy. Uważam, że Maciej Stuhr - człowiek pogodny, delikatny, otwarty i ciepły - w roli seryjnego mordercy to świetny pomysł obsadowy. Tworzy genialny kontrast. Mam nadzieję, że ta historia wzbudza w widzach podobne emocje, które sama czułam, czytając scenariusz. Niezły dreszczowiec.

Świetnie sobie radzisz w branży filmowej. W zeszłym roku otrzymałaś na festiwalu w Gdyni nagrodę za debiut w filmie "Wszystko dla mojej matki", zagrałaś w kilku serialach. Kiedy zrozumiałaś, że chcesz podążać właśnie tą drogą? Czy fakt, że mama jest aktorką, a tata reżyserem, miał tu jakieś znaczenie?

- Tak, choć bardzo długo udawałam przed samą sobą i rodzicami, że wcale nie chcę być aktorką. Dziś, patrząc z perspektywy czasu, wydaje mi się, że robiłam to z przekory. Na początku liceum, gdy miałam 16-17 lat, zdecydowałam, że chcę jednak zdawać do szkoły teatralnej. Na drugim roku studiów dopadły mnie lekkie wątpliwości, czy to na pewno zawód dla mnie.

Skąd te wątpliwości?

- Jestem wrażliwą osobą, która zawsze przejmowała się krytyką. Uświadomiłam sobie, że jako aktorka do końca życia skazuję się na ciągłe ocenianie. Z biegiem czasu, na studiach, a potem na planie, nauczyłam się filtrować informacje, akceptować to, że krytyka jest nieodłączną częścią zawodu, który wybrałam. Było po drodze trochę wątpliwości, ale w rezultacie bardzo się cieszę, że uprawiam ten zawód.

Rodzice odradzali ci aktorstwo, mówili: "Daj sobie spokój, to nie dla ciebie", czy wspierali twój wybór?

- Jedno i drugie. Ostrzegali mnie, że aktorstwo to trudny zawód i że wciąż będę oceniana. Jako dziecko byłam chorobliwie nieśmiała. Do tego stopnia, że gdy miałam powiedzieć wierszyk przed całą klasą, robiłam się zielona. Rodzice chcieli mi oszczędzić stresów. Jednak gdy zauważyli, że podchodzę do tematu poważnie, że nie są to już tylko marzenia nastolatki, mocno mnie wspierali.

Można powiedzieć, że aktorstwo to dla ciebie rodzaj terapii na odwagę?

- Nawet bardzo. I nie jestem pod tym względem wyjątkiem. Wielu aktorów poszło do szkoły aktorskiej, żeby przełamać swoją nieśmiałość. Przyznaję, długo nie mogłam pokonać nieśmiałości. Dopiero gdy weszłam na plan filmu, nastąpił przełom. Zaczęłam wykorzystywać swoją nieśmiałość jako atut, a nie mankament. Była to terapia szokowa. Musiałam odważać się na rzeczy, których się wstydziłam.

Który moment był dla ciebie najtrudniejszy pod tym względem?

- Chyba pierwszy rok Akademii Teatralnej. Do tej pory każdy wiersz czy piosenkę przygotowywałam sama w domu. Pokazywałam dopiero efekt swojej pracy. Na studiach wszystkie próby odbywały się z kolegami i profesorami. Musiałam w ich obecności popełniać błędy, co dla takiej perfekcjonistki jak ja było prawdziwą masakrą. Na szczęście jestem silna i potrafię nad sobą pracować.

Jakie cechy otrzymałaś w genach po mamie i tacie?

- Po mamie na pewno mam temperament, który długo się wykluwał, ale w końcu się objawił. Bardzo mi pomaga w nawiązywaniu relacji. Po tacie - spokój i umiejętność słuchania. Przynajmniej tak uważają inni, bo ja tego u siebie nie dostrzegam. Po obojgu rodzicach odziedziczyłam umiejętność pracy nad sobą, gotowość na zmiany oraz miłość do kina i teatru.


Czy mama jest również twoją przyjaciółką?

- Tak, zawsze była moją największą przyjaciółką. Teraz, kiedy już wyfrunęłam z gniazda, trochę rzadziej się widujemy. Nasza relacja jest teraz dojrzalsza i jeszcze piękniejsza. Ufamy sobie, lubimy ze sobą rozmawiać, ale nie obciążamy się nawzajem wszystkimi problemami, co mi się zdarzało, gdy byłam młodsza. Lubimy wyjeżdżać razem z mamą na wakacje. Na przykład gdy jest zimno, wyskakujemy sobie na kilka dni na Cypr. W Warszawie umawiamy się na obiad. Mieszkam na Powiślu, mama pracuje w Teatrze Ateneum, więc mamy do siebie blisko. Z tatą widuję się w Akademii Teatralnej. On jest tam profesorem, a ja asystentką profesora Marcina Perchucia.

Jak wygląda twój zawodowy grafik?

- W Teatrze Polonia przygotowujemy premierę sztuki "Minetti. Portret artysty z czasów starości". Wygrałam casting do projektu, o którym na razie nie mogę mówić. Tym razem będzie bardziej komediowo niż dramatycznie, w przeciwieństwie do tego, co ostatnio robiłam.

Ewa Jaśkiewicz

AKPA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy