Reklama

Znam swoje ograniczenia

Tomasz Bagiński ma szczęście do prestiżowych wyróżnień. Lub po prostu talent. W 2003 roku polski twórca otrzymał za swój debiut "Katedra" nominację do Oscara w kategorii krótkometrażowy film animowany. W 2006 r. został laureatem "brytyjskiego Oscara" - nagrody BAFTA, za swój drugi film "Sztuka spadania", który w krzywym zwierciadle czarnego humoru przedstawia przykład wojskowego zdziwaczenia. Pomimo rosnącego uznania "naszej malutkiej branży animowanej", filmy Bagińskiego pozostają praktycznie nieznane szerszej publiczności. "Sztukę spadania" zobaczyło bowiem ok. 80 tys widzów [70 tys.w kinach - film był puszczany m.in. przed "Sky kapitanem i światem jutra" plus 6 tys. sprzedanych DVD - przyp. red]. Jedną z ambicji Platige Image, gdzie powstają filmy Bagińskiego, jest m.in. promowanie swą marką nowych polskich animacji.

Reklama

Dlaczego "zawsze stara się mówić w liczbie mnogiej", czemu "lepiej sobie radzi z krótkimi formami" oraz skąd "zna swoje ograniczenia" - w rozmowie z Tomaszem Bielenia wyznał Tomasz Bagiński.

Jak doszło do powstania "Sztuki spadania"?

Tomasz Bagiński: Pomysł na "Sztukę spadania" pojawił się już podczas pracy nad "Katedrą". To był jeden z pomysłów, które sobie zostawiłem na przyszłość. Zanotowałem go sobie gdzieś z boku, bo mam taką technikę zapamiętywania, że zapisuję sobie pomysły, niezależnie od tego czy są złe, czy dobre. Warto sobie zapisać - pamięć, niestety, jest zawodna.

Po jakimś czasie te pomysły odkopuję, kiedy czas już zaplanować kolejne zadania. I w ten sposób odkryłem "Sztukę spadania". Gdzieś kiedyś zapisałem sobie zdanie o szalonym generale, który układa film animowany ze zdjęć martwych żołnierzy - tak brzmiało to zdanie, i to był cały pomysł.

I z tego zdania, gdzieś w mózgu zapadki mi zadziałały i postanowiłem zrobić film.

...który jednak jest diametralnie odmienny od "Katedry".

Tomasz Bagiński: Po "Katedrze" bardzo mi zależało, żeby ten film był inny. Wydawało mi się, że bardziej innej idei nie znajdę, niż ta, bo jest to wyjątkowy hardcore. To jest jakoś bardzo, bardzo odległe od mojego pierwszego filmu.

Twój film przypomniał mi się ostatnio podczas projekcji "Jarhead: żołnierz piechoty morskiej" Sama Mendesa... Czy pamiętasz jakieś artystyczne inspiracje "Sztuki spadania"?

Tomasz Bagiński: Bardziej w klimatach "Sztuki spadania" wydawał się mi się "Buffalo Soldiers". Bardzo lubię to poczucie humoru. Bardzo dużo czytam cały czas, i bardzo cenię takie książki, jak "Paragraf 22", cenię książki opowiadające w ten czy inny sposób o wojnie. Jedną z moich ulubionych książek, którą przeczytałem już chyba ze cztery razy, a jest to pokaźna lektura, jest "Archipelag Gułag" Sołżenicyna, który bardzo chciałbym, aby ktoś kiedyś odważył się zekranizować, chociaż jest to zadanie karkołomne. Jakoś ten temat jest mi bliski.

Swoje dotychczasowe filmy zrealizowałeś pod banderą Platige Image. Na ile czujesz się pełnoprawnym autorem "Sztuki spadania"?

Tomasz Bagiński: Praca nad filmem to zawsze praca zespołowa. Jeżeli chce się robić filmy na trochę większą skalę, pełnometrażowe filmy dla masowej widowni, trzeba się tej pracy zespołowej nauczyć i nauczyć się akceptować pomysły innych ludzi. Jakoś nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, w której bym się koniecznie upierał, żeby realizować tylko i wyłącznie swoje pomysły. Znam swoje ograniczenia - wiem w czym jestem dobry, w czym jestem słaby.

Co prawda mam jakieś tam pomysły, raz na jakiś czas potrafię wymyślić cos ciekawego. Jakkolwiek lepiej sobie radzę z krótkimi formami, z pojedynczymi sekwencjami, to wymyślanie, jak taką sekwencję poprowadzić, przychodzi mi łatwiej, niż pisanie całego scenariusza.

Czy dlatego rozpisaliście konkurs na szkic scenariusza filmu animowanego, który zamierzacie zrealizować?

Tomasz Bagiński: Jeżeli to jest pytanie: czy bylibyśmy w stanie sami sobie napisać scenariusz, to oczywiście tak. Tylko pytanie: "Po co?", jeżeli możemy zaprosić do współpracy kogoś jeszcze, a skupić się nie na pisaniu scenariusza, tylko na przenoszeniu tego scenariusza na ekran.

Tak zresztą jest wszędzie na świecie. Zazwyczaj ta grupa ludzi, którzy pracują nad filmem, jest dosyć duża od samego początku.

Laureat konkursu pokonał ponad 130 konkurentów...

Tomasz Bagiński: Byliśmy zaskoczeni, bo ten pomysł wygrał dość łatwo. Nie mieliśmy dużych wątpliwości z wyborem zwycięzcy. A okazało się, że jest nim młody człowiek, student z łódzkiej ASP i to było dla niego zaskoczenie, bo nigdy wcześniej nie pisał profesjonalnie, ani nawet nieprofesjonalnie scenariusza. A okazuje się, że radzi sobie w tej materii bardzo dobrze.

Te fragmenty gotowego już scenariusza, które dostajemy teraz od niego, są bardzo fajne, bardzo ciekawie się to zapowiada.

"Sztuka spadania" "zapowiedziała" nagrodę BAFTA. Jaką korzyść przyniesie ci ta nagroda?

Tomasz Bagiński: My [Platige Image - przyp .red.] jesteśmy już od jakiegoś czasu na świecie troszeczkę znani w tej naszej malutkiej branży animowanej, od czasu nominacji do Oscara za "Katedrę". O ile nominacja do Oscara była absolutną rewolucją, o tyle BAFTA będzie ewolucją. To jest oczywiście nagroda zupełnie niesamowita, chyba druga na świecie pod względem prestiżu, jaką można dostać i która w ogóle ma taką kategorię jak krótki film animowany.

Na pewno bardzo nam to pomoże marketingowo, dopomoże w samych kontaktach, bo już na samej BAFCIE zaczęliśmy się wymieniać pierwszymi wizytówkami, a po powrocie do Polski zaczęliśmy dostawać pierwsze maile, związane z wygraniem BAFTY. Więc na pewno te kontakty, które już mamy, jeszcze się wzbogacą.

Często, opowiadając o swoich projektach, używasz liczby mnogiej...

Tomasz Bagiński: Mówię w liczbie mnogiej, bo nie można zapominać, że sam już nad tymi filmami nie pracuję, i bardzo dobrze. Za tymi filmami stoi jakaś większa grupa ludzi, którzy robią animacje, robią modele, tworzą oświetlenie do tych filmów. Dlatego zawsze staram się mówić w liczbie mnogiej.

Teraz jednak pracujesz nad dwoma krótkimi filmami.

Tomasz Bagiński: W tej chwili pracuję nad dwoma "shortami", które będą realizowane na podstawie pomysłów naszych, polskich autorów komiksów. Jeden z tych filmów nazywa się "Kinematograf" i został napisany przez Mateusza Skutnika, na podstawie własnego pomysłu. Drugi z tych filmów to "Wszyscy święci" i ten scenariusz został napisany przez Tomasz i Bartka Minkiewiczów, którzy szerzej znani są w światku komiksowym jako autorzy serii komiksowej "Wilq - superbohater", która przepełniona jest absurdalnym humorem.

Oba te filmy mają już zamkniętą pre-produkcję, wszystkie szkice, wszystkie storyboardy są już przygotowane. I powoli rozglądamy się za jakimiś budżetami, żeby te filmy rozpocząć. Być może tutaj BAFTA też troszeczkę pomoże w szukaniu.

O czym będą opowiadać te filmy?

Tomasz Bagiński: "Kinematograf" jest historią dość smutną, ale jednocześnie bardzo, bardzo ładną. Będzie utrzymany w klimacie trochę "Amelii", trochę "Tria z Belleville" - to film o bardzo złych wyborach pewnego starszego człowieka.

Z kolei "Wszyscy święci" to tematyka zupełnie inna. Zupełnie inna widownia, bo to jest film pomyślany jako bardzo wesoła komedyjka, którą nawet bez strachu będzie można pokazać dzieciom, czego np. o "Sztuce spadania" powiedzieć się nie da.

Czy Platige Image ma w planach inne realizacje?

Tomasz Bagiński: Oprócz "moich", robimy też w studio dwa kolejne, już reżyserowane przez innych ludzi. Produkujemy dwa filmy dla studentów. Jeden film dla studenta krakowskiej ASP, Marcina Pazery, drugi produkujemy dla studenta z łódzkiej filmówki, Damiana Nenowa.

Mamy w planach wydawanie - na razie być może co dwa lata, docelowo co rok - takiej składanki polskich krótkich filmów animowanych na DVD, i myślę, że to się prędzej czy później uda. Bardzo chcielibyśmy do tego doprowadzić.

Sądzę, że to by było bardzo reprezentatywne, bo tych krótkich filmów znowu tak wiele nie powstaje. Chcemy też być troszeczkę taką marką dla filmów polskich za granicą. To znaczy, że te filmy, oznaczone naszym logo, powinny spełniać jakieś podstawowe warunki techniczne, i mam nadzieję, że uda się z czasem stworzyć taką markę.

A co z twoim pełnym metrażem - "Ruchem generała" według Jacka Dukaja?

Tomasz Bagiński: Cały szum wokół "Ruchu generała" zrodził się z jednej notatki prasowej PAP, gdzie zostało napisane, że rozpocząłem już pracę nad tym filmem. Ale do realizacji "Ruchu generała" jest jeszcze wiele, wiele lat. Wprawdzie Jacek Dukaj napisał już scenariusz tego filmu i ten film wciąż jest moim projektem-marzeniem, który na pewno będę chciał kiedyś zrealizować, ale po przeczytaniu scenariusza zorientowałem się, że byłoby to bardzo złym pomysłem - i musiałbym być albo bardzo głupi, albo bardzo pyszny - żeby rzucać się na tak wielki projekt na tym etapie kariery.

Na jakim etapie?

Tomasz Bagiński: Jeszcze po prostu za mało potrafię. Myślę sobie, że zanim przyjdzie czas na "Ruch generała", najpierw zostaną zrealizowane ze dwa długie metraże i wtedy naprawdę będę mógł zacąąć myśleć o tym filmie. Ale to jest - musisz mi uwierzyć na słowo - niebywale skomplikowany projekt.

Może pełnometrażowe kino animowane nie jest medium dla "dorosłego kina"? Może animacje są tylko dla dzieci?

Tomasz Bagiński: Kiedyś wierzyłem, że jest inaczej, ale to była tylko młodzieńcza naiwność. Jeżeli chce się zrobić pełny metraż, trzeba celować w widownię familijną i - niestety - nie ma wyboru, bo tak już jest skonstruowany ten nasz świat... Jakoś specjalnie nie zamierzam z tym walczyć.

Myślę, że któregoś dnia, kiedy będę chciał zrealizować projekty poważniejsze, takie jak wspomniany "Ruch generała", będę wtedy celował w kino dorosłe, aktorskie, albo kombinowane - tak jak niedawno "Sin City", który był bardzo fajnym przykładem nadchodzących możliwości.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy