Reklama

Zazdroszczę ludziom, którzy niczego nie żałują

Osiągnął wewnętrzny spokój i równowagę. Zapewnia, że teraz życie smakuje mu coraz bardziej. A w zawodzie odnosi kolejne sukcesy.

Uśmiechnięty i profesjonalny - taki jest Krzysztof Ibisz (48 l.). Perfekcjonista w każdym calu!

Pomoże mi pan zrozumieć mężczyzn?

Krzysztof Ibisz: - To będzie raczej trudne zadanie. Mówię tak dlatego, że od lat próbuję zrozumieć kobiety. I im więcej z nimi mam do czynienia, tym coraz mniej rozumiem zawiłe relacje damsko-męskie...

Jaki, pana zdaniem, jest współczesny polski mężczyzna?

- Inspirujący. Dzisiejsi mężczyźni chcą się przecież rozwijać. Dużo przy tym czytają, interesują się światem, polityką, sportem, czasami modą - śledząc przy tym najnowsze trendy w każdej z tych dziedzin. Po prostu starają się być na czasie.

Reklama

Pytam, bo wydaje mi się, że liczba niedojrzałych mężczyzn wskazuje na zaistnienie epidemii!

- Wszystko zależy od tego na jakim etapie życia się znajdują. Sam widzę po sobie, że to stale się zmienia. Osobiście przeszedłem już wszystkie możliwe etapy, a teraz płynę sobie spokojnie do bezpiecznej przystani.

Ma pan na myśli trzeci ślub?

- Nic na ten temat nie wiem. Już jakiś czas temu postanowiłem nie opowiadać mediom o tak prywatnych decyzjach. I konsekwentnie się tego trzymam. Mam wiele propozycji okładek do różnych pism, ale zdecydowanie wszystkim odmawiam. Dzisiaj miałem już dwa telefony w tej sprawie. Chciałbym, aby nareszcie moja prywatność nie miała dla innych jakiegokolwiek znaczenia.

Dlaczego? Przecież całe pańskie życie było bardzo medialne.

- Tak było. Ale dziś już wiem, że był to błąd z mojej strony. Jednak na tym etapie życia, już jako dojrzały mężczyzna, potrafię wyciągać wnioski ze swoich pomyłek.

A co ze stwierdzeniem: "Istnieje tylko jedna osoba, z którą mogę ułożyć sobie życie"?

- Doświadczenie pokazuje, że jesteśmy czasem w stanie stworzyć kilka satysfakcjonujących nas związków w życiu. Ludzie zakochują się na nowo. Ale poznałem też takie osoby, które swoje szczęście związali wyłącznie z jednym człowiekiem. Nie ma na to reguły.

Jeżeli jednak synowie zadadzą panu to samo pytanie? Której wersji będzie się pan trzymał?

- Takie pytanie nie padło jeszcze z ich strony. Generalnie zawsze, gdy jesteśmy w szczęśliwym związku, uważamy, że jest to relacja na całe życie. Chcemy wówczas wierzyć, że to ta właściwa osoba. I może tego się trzymajmy.

A prowadzicie już ze sobą rozmowy na tematy damsko-męskie?

- Chłopcy zadają mi wiele pytań. Tak naprawdę cały czas ze sobą rozmawiamy. Ale jak na razie są to pytania dotyczące podejmowania trudnych decyzji, np. w sytuacji wojny. Wydaje mi się, że przechodzimy teraz przez etap rozterek moralnych. Niespecjalnie poruszamy tematy związków.

Czyżby bał się pan poważnych rozmów?

- Nic z tych rzeczy! Czekam na nie i odpowiem na każde pytanie moich synów.

A wierzy pan w powiedzenie "stara miłość nie rdzewieje"?

- Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Chociaż zapewne i w tym wypadku zdarzają się wyjątki. Wszystko wskazuje więc na to, że w miłości nie ma żadnych reguł.

Pańska obecna partnerka nie musi być zazdrosna o byłe żony?

- Nie ma najmniejszych powodów do zazdrości. Ludzie powinni zamykać pewne etapy swojego życia. To co mnie łączy z moimi byłymi żonami, to dbałość o dzieci oraz o to, aby były one szczęśliwe i fajnie się rozwijały. Już dawno temu pozamykaliśmy nasze życie prywatne z byłymi małżonkami. Tylko wówczas można iść dalej. A ja z zasady nie lubię stać w miejscu.

Czyli jest pan mężczyzną z przeszłością, który jednak dba o to, aby teraźniejszość działała jak należy?

- Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Zachowuję poprawne stosunki z moimi byłymi żonami. Rozstaliśmy się już przecież dawno temu, a poza tym wyjaśniliśmy sobie wszystkie rzeczy. Nie ma co do tego wracać. Nie tylko ja, ale również każda z nich buduje swoje życie na nowo. A my spotykamy się przy okazji świąt, czy też urodzin dzieci.


A kiedy spotyka pan parę staruszków, którzy idą i trzymają się za ręce. Co pan sobie myśli?

- Wzruszam się i przyznaję, że też bym tak chciał. To cudowny widok, który zawsze mnie rozbraja. Dzieje się ze mną tak samo, gdy ludzie obchodzą piękne rocznice ślubu. Moi dziadkowie byli razem ponad 50 lat. Niestety, w dzisiejszych czasach coraz mniej jest ludzi z tak długim stażem w związku. Ale na szczęście i takie przypadki jeszcze się zdarzają.

Pracuje pan praktycznie non stop. Usłyszał pan od którejś z partnerek, że jest pan za bardzo skupiony na sobie?

- Tego akurat nigdy nie usłyszałem. Za to kilka razy zwrócono mi uwagę, abym zwolnił to zawrotne tempo. To jednak trudne zadanie. Wiem, że pani mnie doskonale rozumie, ponieważ obydwoje mamy szczęście, że robimy w życiu to, co kochamy. Nie jedziemy do pracy jak na skazanie. Każdy dzień jest dla nas nową przygodą. Ale to nie jest też tak, że praca pochłania mnie bez reszty. We wszystkim należy mieć umiar, a najlepiej jest znaleźć złoty środek.

Złoty środek? Do wszystkich obowiązków dołożył pan sobie kolejny. Mam na myśli prowadzenie "Tańca z gwiazdami"!

- To świetny program, więc absolutnie nie mogłem odmówić. Oglądałem go nawet, mimo że był emitowany w konkurencyjnej stacji. Cieszę się, że nareszcie się to zmieniło. Taniec to przecież czyste piękno. Sam mam z nim duży problem, ale oglądać ludzi tańczących uwielbiam.

Myśli pan o swoich pięćdziesiątych urodzinach? Boi się pan tej daty?

- Nie prowadzę takich podsumowań. Zazdroszczę tylko niektórym osobom, które otwarcie przyznają się do tego, że niczego w swoim życiu nie żałują. Powiem pani szczerze, że gdybym mógł cofnąć czas, to zmieniłbym w swoim życiu kilka rzeczy.

Ale może pan spoglądać w lustro z czystym sumieniem?

- Tak. I jest mi ze sobą dużo lepiej niż np. 20 lat temu. Pamiętam, jak bałem się przyszłości, jak wiele rzeczy mnie niepokoiło. Martwiłem się na zapas. A dzisiaj? Jestem teraz spokojnym, zrównoważonym mężczyzną, który ma wokół siebie mnóstwo kochających osób. Życie smakuje mi coraz bardziej, a mój apetyt na nie... wciąż rośnie!

Alicja Dopierała

Świat & Ludzie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy