Reklama

"Wielkie kłamstewka": Aktorzy o drugiej odsłonie serialu

Po ponad dwuletniej przerwie "Wielkie kłamstewka" wracają na mały ekran. Międzynarodowy telewizyjny fenomen, nagrodzony czterema Złotymi Globami i aż ośmioma statuetkami Emmy, doczekał się nieplanowanej wcześniej kontynuacji. Sukces serialu okazał się tak bardzo znaczący dla obecnych nastrojów polityczno-społecznych, że o epizodyczny udział w drugiej serii poprosiła sama Meryl Streep.

Po ponad dwuletniej przerwie "Wielkie kłamstewka" wracają na mały ekran. Międzynarodowy telewizyjny fenomen, nagrodzony czterema Złotymi Globami i aż ośmioma statuetkami Emmy, doczekał się nieplanowanej wcześniej kontynuacji. Sukces serialu okazał się tak bardzo znaczący dla obecnych nastrojów polityczno-społecznych, że o epizodyczny udział w drugiej serii poprosiła sama Meryl Streep.
Jeffrey Nordling i James Tupper na premierze drugiego sezonu "Wielkich kłamstewek" /Nicholas Hunt /Getty Images

"Wielkie kłamstewka", czyli jedna z najważniejszych produkcji stacji HBO, nie tylko wyznaczyły nowe standardy dla przemysłu rozrywkowego, ale również stały się znaczącym elementem w międzynarodowej debacie, obnażającej mizoginizm, dysproporcje i nieposzanowanie kobiet w środowisku o charakterze zawodowym.

Pięć czołowych aktorek zjednoczyło się w pracy artystycznej, aby urzeczywistnić nadzieję na lepsze jutro. Od pilotowego odcinka ich sukces wiernie wspiera czterech głównych aktorów (serialowych mężów bądź też partnerów), którzy jednomyślnie wykrzykują hasło "Ku chwale kobietom!".

Reklama

Z okazji premiery najnowszego sezonu "Wielkich kłamstewek", zapytaliśmy Adama Scotta, Jeffreya Nordlinga, Jamesa Tuppera oraz najnowszego członka ekipy - Douglasa Smitha, co myślą o współpracy z orędowniczkami nadchodzących zmian oraz jak duże zamieszanie wywołała Meryl Streep swoją obecnością na planie.

Katarzyna Kasperska: Panowie, z jak dużym entuzjazmem powróciliście na plan serialu, który z założenia miał zakończyć się po siedmiu odcinkach?

Jeffrey Nordling, czyli serialowy mąż Renaty Klein, w którą wcieliła się Laura Dern: - Był to dla nas nieplanowany powrót. Nikt nie podejrzewał, że do tego dojdzie. Nie było tego typu rozmów podczas realizacji pierwszego sezonu. Potencjalna możliwość kontynuacji "Wielkich kłamstewek" nie była nawet ujęta w naszym kontrakcie. Tym bardziej cieszy mnie to i napawa dumą, że udało nam się tego dokonać.

Adam Scott, czyli mąż serialowej Madeline Mackenzie granej przez Reese Witherspoon: - Pragnę przypomnieć, że "Wielkie kłamstewka" są adaptacją książki o tym samym tytule autorstwa Liane Moriarty. Wraz z zakończeniem pierwszego sezonu wyczerpaliśmy materiał, na którym bazowała nasza historia. Nie ma drugiej części powieści. Nie miało więc też być drugiego sezonu. Niemniej dzięki znakomitym scenarzystom i twórcy serialu - Davidowi E. Kelley’emu (prywatnie mąż Michelle Pfeiffer - przyp. red.) wydarzył się cud.

Jeffrey Nordling: - Niemniej, kiedy HBO zadzwoniło do mnie z propozycją powrotu na plan, nie byłem zszokowany. Miałem wrażenie, że po tak znakomitym odbiorze naszego serialu przez międzynarodową publiczność, to jeszcze nie koniec. Musiało się jeszcze coś wydarzyć. Jedyne, co mnie zaskoczyło, to że udało nam się tak szybko skompletować całą ekipę, na przekór niewyobrażalnie napiętym harmonogramom naszych ekranowych liderek. Nie wspominając już o zawodowych zobowiązaniach Meryl Streep, które sięgają 2025 roku (śmiech).

Skoro jesteśmy już przy Meryl Streep... Jak wspominacie współpracę z jedną z najlepszych aktorek w historii kina?

Adam Scott: - No wiesz, wiadomo... to Meryl Streep! Oczywiście wszyscy na planie byliśmy świadomi oraz bardzo przejęci ogromem szczęścia, jakie nas spotkało. Z początku to było wręcz onieśmielające. Ale później, kiedy już masz okazję poznać ją osobiście, całe napięcie znika i zdajesz sobie sprawę z jak przemiłą, i nieoceniającą nikogo osobą masz do czynienia. Nie mam pojęcia, jak ona to robi, ale Meryl Streep samą swoją obecnością sprawia, że czujesz się lepiej sam ze sobą.

Jeffrey Nordling: - O tak! Tego dnia wszyscy (bez wyjątków) zachowywaliśmy się jak banda nastolatków na koncercie N'Sync, czy czego tam teraz słuchają młodzi ludzie. Nawet Reese Witherspoon nie potrafiła zachować pokerowej twarzy. Pierwszego dnia cała w ekstazie podeszła do mnie i wskazując pokój za nami wyszeptała: "Meryl Streep tam jest" (śmiech).

Douglas Smith, serialowy Corey, czyli obiekt zainteresowań Jane Chapman granej przez Shailene Woodley: - Niestety nie miałem okazji partnerować Meryl Streep w scenie na planie, niemniej poznałem ją podczas prób czytanych. Już w pierwszych sekundach uderzyło mnie, jak życzliwą i otwartą na ludzi jest osobą. Wyobrażasz sobie, że ona sama do mnie podeszła, żeby się przedstawić?! Jeden z najpiękniejszych momentów w mojej karierze. Co ja mówię?! Jeden z najpiękniejszych momentów w całym moim życiu!

Adam Scott: - Jako aktor - i mówię to z nieskrywaną arogancją oraz pewnością siebie w imieniu wszystkich aktorów na świecie - czekasz całe swoje życie, całą zawodową karierę, żeby mieć okazję pracować u boku Meryl Streep. Nie ma i nie było lepszej aktorki.

Jeffrey Nordling: - Meryl Streep jako osoba nie jest... Powiem inaczej - jej talent jest onieśmielający! Ale Meryl prywatnie i w bezpośredniej współpracy jest jedną z najmilszych osób, jakie w życiu poznałem. Podam ci przykład - ostatniego dnia na planie, kiedy wszystkie sceny z jej udziałem zostały już zrealizowane, Meryl została z nami jeszcze przez dwie godziny, żeby porozmawiać z ludźmi z ekipy. Z każdym z osobna. Z każdym, kto o to poprosił, zrobiła sobie zdjęcie, nie będąc przy tym ani przez chwile poirytowaną, zmęczoną czy też znudzoną. Każdemu (poczynając od kierowcy, a na producentach kończąc) poświęciła maksimum swojej uwagi. Niezwykle łaskawa, cudowna kobieta.

Wygląda na to, że nawet tak znane i cenione gwiazdy, którymi przecież sami jesteście, wciąż bywają zafascynowane idolami dużego ekranu.

Jeffrey Nordling: - Szczerze mówiąc, to faktycznie wciąż mam swoich idoli, których niezmiennie ubóstwiam od lat w moje głowie. Niemniej w znaczącej większości są to muzycy i gwiazdy estrady. Trudno jest mi wielbić kogoś, z kim współpracuję. Niemniej to prawda, że byłem bardzo podekscytowany (jak nigdy wcześniej) faktem, iż Meryl Streep jest wśród nas.

James Tupper, serialowy Nathan - mąż Bonnie (Zoe Kravitz), były mąż Madeline (Reese Witherspoon): - E tam! Opowiadacie bzdury i popisujecie się przed dziennikarzami. Oczywiście, że wciąż bywamy zafascynowani gwiazdami dużego ekranu, nawet jeżeli wykonujemy ten sam zawód. I oczywiście, że ręce mi się trzęsły na samą myśl, że poznam Meryl Streep osobiście! Co za banda macho-kolesi (śmiech). Po spotkaniu z nią każdy z nas chodził pięć centymetrów nad ziemią.

- W dniu, kiedy zostaliśmy sobie przedstawieni, zapomniałem języka w ustach, co nigdy mi się nie zdarza (śmiech). Zazwyczaj jestem bardzo skoncentrowany na pracy. Stąd też czerpię siłę, pewność siebie i mam grunt pod nogami. Ale nie tego dnia. Choćbym nie wiem jak się starał - nie mogłem się skoncentrować. Jako ciekawostkę zdradzę, że nie było to moje pierwsze oczarowanie gwiazdą, którą dane mi było poznać osobiście. Pamiętam doskonale, jak jako dziecko nieustannie oglądałem z moim ojcem serial "Columbo". Byłem zakochany. Późnej, kiedy w początkach kariery miałem tę wyjątkową okazję poznać i współpracować z Peterem Falkiem na planie - nie mogłem ukryć wzruszenia.

- Teraz jak o tym myślę, to powinienem jeszcze dodać do listy Umę Thurman. To niezwykle wysoka, introwertyczna, wręcz enigmatyczna i bardzo skomplikowana osoba. Poznaliśmy się na planie filmu "Trener bardzo osobisty" (2012). Nie mogłem jej rozgryźć. I o tak - zdecydowanie byłem onieśmielony jej obecnością!

James, w swojej ponad 20-letniej karierze współpracowałeś głównie z silnymi kobietami. Czy jest aktorka, o której obecnie marzysz, aby z nią współpracować?

James Tupper: - Charlize Theron! Czy mogłabyś to opublikować wielkimi literami? Może przeczyta (śmiech).

W którym momencie zdaliście sobie sprawę, że serial "Wielkie kłamstewka" stał się pewnego rodzaju kulturowym fenomenem? Wasza produkcja stała się nie tylko częścią ruchu #metoo, ale jest również znaczącym głosem w globalnej dyskusji dotyczącej równouprawnienia?

Jeffrey Nordling: Widzowie, ale również ludzie z branży, bardzo często zadają mi pytanie, czy zdawałem sobie sprawy z siły naszego przekazu, kiedy realizowaliśmy pierwsze odcinki. Nie. Nigdy nie wiesz, jak publiczność zareaguje ani w jaki sposób twoja praca zostanie odebrana przez resztę świata. Jedyne, czego byliśmy pewni to, że mamy świetny materiał. Niestety nigdy nie ma gwarancji na pozytywny odbiór. Mieliśmy najlepszą filmową ekipę, najpiękniejsze zdobywczynie Oscara, znakomity scenariusz i każdy z nas mocno zaciskało kciuki, aby choć jednej osobie przypadło to do gustu. Ulga oraz świadomość sukcesu uderzyły mnie po szóstym czy siódmym odcinku. Pozytywna reakcja widzów była już wtedy niezaprzeczalna. No i oczywiście następnych osiem nominacji do nagrody Emmy utwierdziło mnie w przypuszczeniu, że oto stworzyliśmy coś wielkiego. Coś istotnego.

Adam Scott: - Nigdy wcześniej nie byłem częścią popkulturowego fenomenu, więc chyba pierwsze tego typu doznanie poczułem zaraz po emisji trzeciego odcinka. Do tej pory seriale lub produkcje, w których brałem udział, zyskiwały popularność z bardzo dużym opóźnieniem albo dopiero w momencie, kiedy stacje telewizyjne postanowiły je anulować (śmiech). Dlatego w przypadku "Wielkich kłamstewek" tak wyraźnie poczułem efekt, jaki wywarliśmy na społeczeństwo i znaczenie, jakie nasz serial zyskuje z każdym kolejno emitowanym odcinkiem.

W takim razie, jak postrzegacie zmianę warty w Hollywood, która obecnie ma miejsce z udziałem kobiet. Coraz większy nacisk kładzie się na obecność reżyserek, scenarzystek i operatorek przy produkcjach filmowych i telewizyjnych. Jaki jest wasz komentarz i personalny punkt widzenia na ten temat?

Jeffrey Nordling: - Jest to zmiana od dawna przeze mnie wyczekiwana. Mówi się "lepiej późno niż później", ale kurczę - czas najwyższy! Musisz zrozumieć, że jestem facetem, który w domu ma żonę i trzy córki. Tego typu zmiany w środowisku pracy i nie tylko, to dla mnie istotna kwestia na gruncie prywatnym. Wszystko, co obecnie ma miejsce, bardzo mnie cieszy i oby tak dalej! Podobno przyszłość jest kobietą. Boże, mam nadzieję, że tak!

Adam Scott: - Uważam, że to wspaniałe i tak powinno być. Nie tylko ze względu na kobiety. W przemyśle rozrywkowym zdecydowanie potrzebujemy bardziej zróżnicowanych głosów. Twórców różnego pochodzenia. Nikt już nie chce śledzić kolejnego serialu o sfrustrowanym mężczyźnie w średnim wieku, próbującym pogodzić życie rodzinne z zawodowym. Jedynie chyba poza tym facetem. Kogo to teraz obchodzi? Nikogo. Nuda. Potrzebujemy nowych historii oraz nowych punktów widzenia. I dostajemy je! Właśnie teraz, z każdej strony, na każdej możliwej platformie i to jest bardzo ekscytujące.

Nie mielibyście nic przeciwko sytuacji, w której kobieta jest waszym szefem i przed którą odpowiadacie?

Adam Scott: Ależ przecież to właśnie miało miejsce przy produkcji "Małych kłamstewek". Reese Witherspoon i Nicole Kidman to nasze główne producentki i szefowe całej ekipy. Od samego początku byłem zaszczycony i bardzo szczęśliwy z faktu, że zaprosiły mnie do współpracy. Zresztą, moim zdaniem, kobiety powinny być u władzy wszystkiego i rządzić wszystkim. Praca na planie naszego serialu była najzdrowszym i najbardziej konstruktywnym doświadczeniem w mojej karierze. A Reese i Nicole to wzorowe liderki w każdej dziedzinie.

James Tupper: - Bardzo doceniam towarzystwo, a przede wszystkim współpracę z kobietami. Czuję się niezwykle komfortowo wśród nich na planie i mając kobietę za szefa. Osobiście uważam, że wyższość kobiet nad mężczyznami polega na tym, iż kobiety wykorzystują swoją wrażliwość w pracy i potrafią ją obrócić w sukces. Była prezes stacji NBC, a obecna szefowa Amazon Studio, Jennifer Salke, w każdej zawodowej sytuacji jest konkretna, skoncentrowana na projektach, trzyma za gardło gigantyczną korporację, ale również w tej samej sekundzie jest w stanie opowiedzieć mi o swoich wczorajszych zakupach, problemach na tle prywatnym oraz nieudanej romantycznej eskapadzie. Zawsze byłem nią zafascynowany. Geniusz biznesu, wielozadaniowa postać, która potrafi wykonywać milion rzeczy naraz, ale z pewnością nigdy nie będzie to próba bycia lub zachowywania się jak mężczyzna, aby podkreślić autentyczność swojego stanowiska. I na tym właśnie polega mistrzostwo oraz dalekosiężność kobiecej inteligencji.

Douglas, jako nowemu członkowi ekipy trudno jest ci się wypowiedzieć na jakikolwiek temat odnośnie wcześniejszych odcinków. Opowiedz więc, w jaki sposób wspominasz pracę na planie produkcji o ugruntowanym już sukcesie, z tak silnymi osobowościami dookoła?

Douglas Smith: - Bardzo pozytywny i życzliwy plan filmowy. Szczególnie dla nowoprzybyłych (śmiech). Było to jedno z najmilszych i najbardziej profesjonalnych doświadczeń w mojej karierze.

James Tupper: - Odnośnie tego, co mówi Douglas... Oczywiście chciałbym móc powiedzieć, że mieliśmy mnóstwo zabawy na planie i nieustanie stroiliśmy sobie żarty. Ale prawda jest taka, że wszyscy byliśmy bardzo skoncentrowani na pracy. Pojawiasz się rano, znasz swoje kwestie i starasz się każdemu dać odpowiednie warunki oraz przestrzeń do pracy. Z własnego doświadczenia wiem, że dobry plan filmowy to taki, kiedy wszyscy zwracają się do siebie szeptem. Najgorsze plany zdjęciowe to, kiedy jest głośno i zbyt gwarno, a ludzie krzyczą do siebie z odległości, pytając o wodę. To bardzo niesprzyjające warunki do kreatywnego myślenia. Plan filmowy to miejsce, które powinno być wypełnione ciszą i koncentracją. Więc jak Douglas już wspomniał - przy "Wielkich kłamstewkach" mieliśmy bardzo profesjonalne warunki pracy.

Douglas, co twój bohater wprowadzi nowego do serialu?

Douglas Smith: - Mam nadzieję, że będzie to postać, która zostanie odebrana jako pozytywny element dla całej historii. Niewiele mogę zdradzić odnośnie fabuły, ale chyba najważniejsze, co chciałbym podkreślić i przekazać swoim skromnym epizodem w "Małych kłamstewkach" to, że męskość i muskularność nie powinny wiązać się z elementem toksycznego ryzyka dla kobiet. Dużo o tym myślałem i zdecydowanie tego typu postawę chciałbym również prezentować w życiu prywatnym.

Czy myślicie, że istnieje szansa na trzeci sezon?

James Tupper: - O tak, myślę, że to jest bardziej niż prawdopodobne. Oczywiście nikt jeszcze nie mówi o tym głośno ani nie ma nawet najmniejszego zalążka scenariusza, ale moim zdaniem jest na to szansa. Sposób, w jaki drugi sezon został zakończony, pozwala mi przypuszczać, że drzwi są nadal otwarte.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wielkie kłamstewka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy