Reklama

W życiu trzeba wszystkiego próbować

Nominowano ją do Złotego Globu za "Vicky Cristinę Barcelonę" Woody'ego Allena, prywatnie związana jest z reżyserem Samem Mendesem, byłym mężem Kate Winslet. Teraz możemy ją oglądać w filmie "Iron Man 3".

- Rozmawiałam z kostiumografką i błagałam ją: tylko nie każ mi nosić okularów i chodzić w laboratoryjnym płaszczu! To, że gram naukowca, nie znaczy, że nie mogę założyć fajnej bluzki albo krótkiej spódnicy - mówi o roli w "Iron Manie 3" Rebecca Hall.

Paweł T. Felis: "Iron Man" to właściwie historia typowo męskiej, żeby nie powiedzieć chłopięcej przygody. Jakie to uczucie, kiedy nagle w tym chłopięcym świecie zaczyna mieszać kobieta?

Rebecca Hall: - Rewelacyjne (śmiech). Nie zagrałabym oczywiście Mayi Hansen, gdybym miała poczucie, że ta postać to tylko dodatek do zabawy facetów. Ale scenariusz skusił mnie właśnie dlatego, że Maya od początku była tak samo inteligentna jak Tony Stark. Kobieta-geniusz, która w dodatku nie zawsze trzyma się politycznej poprawności, nie lubi być przesadnie grzeczna. Ma dobre intencje, ale niekoniecznie ufa dobrym ludziom. Jest zadziorna, zdeterminowana. I dlatego tak ciekawa do grania.

Reklama

Jak na naukowca dość oryginalnie się zresztą ubiera...

- Bardzo wcześnie rozmawiałem z kostiumografką i błagałam ją: tylko nie każ mi nosić okularów i chodzić w laboratoryjnym płaszczu! To, że gram naukowca, nie znaczy, że nie mogę założyć fajnej bluzki albo krótkiej spódnicy.

No i te sportowe buty...

- Tak, chciałam, żeby nosiła sportowe buty i to w dodatku w dziwnych kolorach. Skoro sama jest ekscentryczna, musi też ekscentrycznie się ubierać.

To prawda, że nie musiałaś starać się o tę rolę?

- Tak, chociaż łatwo nie było. Najpierw dostałam propozycję, ale akurat byłam zajęta. Potem producenci się wahali, spodziewałam się, że nic z tego nie będzie. Aż w końcu zadzwonili jeszcze raz.

I nie miałaś wątpliwości? Podobno w dziedzinie komiksów jesteś absolutną ignorantką...

- Rzeczywiście - jedyne komiksy, jakie czytałam w dzieciństwie, to te o Asteriksie i Obeliksie (śmiech). Potem nadrobiłam zaległości, bo byłabym nie w porządku wobec ekipy, gdybym tego nie zrobiła. Ale na początku wcale nie byłam pewna, czy to rola dla mnie. Miałam podejście typowej snobki, która od superprodukcji o superbohaterach trzyma się jak najdalej. Z drugiej strony pamiętałam, jakie wrażenie zrobił na mnie pierwszy "Iron Man": zachwyciło mnie, że zamiast zaangażować typowych wykonawców kina akcji, sięgnęli po naprawdę fantastycznych aktorów z pierwszej ligi, z Robertem Downeyem Jr. i Gwyneth Paltrow na czele. Czułam więc, że to będzie superprodukcja inna niż wszystkie. Powiedziałem: podejmę decyzję, kiedy przeczytam scenariusz.

Ale podobno nawet przed aktorami trzymają go w największej tajemnicy!

- To prawda: wszystko, co wiąże się z fabułą, jest ściśle tajne. Ale uparłam się i... dostałam ten tekst. A potem powiedziałam: zgoda.


Chciałaś zmierzyć się z Gwyneth Paltrow w rywalizacji o Roberta Downeya Jr.?

- To nasze bohaterki o niego rywalizują? Nic o tym nie wiem, nikt mi tego nie powiedział! (śmiech) Powinnam oczywiście powiedzieć, że nie znosimy się z Gwyneth, że podkładałyśmy sobie zdechłe szczury i urządzałyśmy bójki w błocie, ale niestety... Gwyneth jest sympatyczna, skromna i piękna! (śmiech) Nasze bohaterki przekomarzają się trochę, to prawda, ale my się lubimy.

A Downey Jr.? Przed dziennikarzami lubi odgrywać faceta kompletnie nieprzewidywalnego, trochę z innej planety.

- Jest niesamowity. Prawdziwy wulkan energii, jedyny w swoim rodzaju. Mam zresztą poważne przypuszczenie, że on naprawdę jest Tonym Starkiem! Ta sama inteligencja, błyskotliwość, humor. Tylko nikt o tym głośno nie mówi (śmiech). Robert był zresztą jednym z powodów, dla których w ogóle zdecydowałam się w "Iron Manie 3" wystąpić. Podziwiałam go od dawna i chciałam zobaczyć, jaki jest na co dzień w pracy. Oczywiście, kiedy bardzo kogoś cenisz, taki zachwyt może przygniatać. Ale Robert to inteligentny facet. Doskonale wie, jak onieśmiela innych, więc zwłaszcza przy pierwszych spotkaniach w bardzo mądry sposób rozsiewa ciepłą atmosferę wokół siebie.

Dużo razem improwizowaliście?

- Tak - zmienialiśmy sceny, dialogi. Sama nie miałam pojęcia, co z tych naszych zabaw przed kamerą wyjdzie, dopóki nie zobaczyłam gotowego filmu. Ale dzięki temu odkryłam największy talent Roberta: potrafi stworzyć tak niesamowitą, twórczą energię, że wszyscy dają z siebie 100 proc. I on sam też. Zdarzały się np. sytuacje, gdy graliśmy jakąś scenę, a on - zamiast trzymać się scenariusza - wymyślał coś na gorąco, improwizował. Wtedy musisz podjąć tę grę, dotrzymać mu kroku, pójść na żywioł.

A jak reagowałaś na pracę z green screenem i wszystkie techniczne wynalazki, którym musiałaś się poddać?

- To było ekscytujące, bo nigdy wcześniej tego nie robiłam. Zdecydowanie wymaga to więcej wyobraźni - musisz pracować ciężej, żeby wyobrazić sobie, że ten zielony ekran za tobą to nie ekran, tylko np. ściana budynku, który właśnie się rozsypuje, a ty z niego uciekasz. Musiałam też zostać dokładnie, laserowo zeskanowana, żeby spece od efektów mogli stworzyć komputerowo-lalkową kopię mojej postaci. To akurat było zabawne: wchodzisz na kręcącą się platformę i z każdej możliwej strony lustrują cię lasery. Nic się nie ukryje, żadna anatomiczna wpadka! (śmiech)

Gdybyś miała porównać pracę przy "Iron Manie" i pracę z Woodym Allenem przy "Vicky Cristinie Barcelonie", dzięki któremu dostałaś nominację do Złotego Globu: jakie są najważniejsze różnice?

- U Woody'ego wszystko jest mniejsze, bardziej kameralne, prostsze. Nie ma sztabu ludzi z Marvela, nie ma też tak zaawansowanej technologii. Ale ostatecznie i tak wszystko sprowadza się do tego, że gdy reżyser mówi: "Akcja!", musisz grać, najlepiej jak potrafisz.


Wydajesz fortunę na ubrania?

- Nie.

Na pewno?

- Wydałam parę razy dużo pieniędzy na ciuchy. Prawdopodobnie wydaję więcej niż powinnam na... buty, to prawda. Ale nie szastam pieniędzmi. Dzięki Bogu żyję w XXI wieku, a nie sto czy dwieście lat wcześniej, kiedy kobiety w ogóle nie miały swoich pieniędzy, którymi mogły dysponować.

Wypożyczasz sukienki od znanych projektantów?

- Tak. I zazwyczaj je oddaję. Nie jestem typem kobiety, która powie: spodobało mi się to, zostawiam u siebie w szafie.

A gdybyś miała określić swój styl?

- Trudne pytanie. Nie wiem... Lubię rzeczy proste, a jednocześnie oryginalne. Coś cichego, co jednocześnie zwraca uwagę. Nie lubię ubrań nudnych, nijakich, bezbarwnych.

Próbujesz w jakiś sposób planować swoją karierę? Czy to w ogóle możliwe?

- Moją strategią jest to, że... nie mam strategii. Nie myślę o swojej karierze jak o budynku, który trzeba zbudować z kolejnych pięter, coraz wyższych i wyższych: to byłoby straszne! Trzeba cieszyć się tym co przynosi życie. Nie ulegać opiniom innych, nie przejmować się tym, jaki mój wizerunek sprzedają media. Na szczęście wciąż dostaję propozycję, mam co grać. Ale wiem, że może pojawić się moment, kiedy nie będę mogła brać tylko tego, co chciałabym, bo będę musiała brać cokolwiek. Zobaczymy.

Dużo było ról, które chciałaś zagrać, ale ostatecznie reżyserzy wybrali kogoś innego?

- Oczywiście. To dotyczy każdego aktora.

Jakieś przykłady?

- Nie, nie mogę. Głównie dlatego, że moje koleżanki, które te role zagrały, zrobiły to doskonale. I wierzę, że tak miało być. Odrzucenie jest częścią tego zawodu. I rywalizacja również. Chodzi tylko o to, żeby się nie załamać: reżyserzy też cierpią, że muszą dokonywać tak trudnych wyborów. Ale zrozumiałam, że jeśli ktoś inny dostaje rolę, to nie dlatego, że ja jestem zła, tylko z jakichś powodów bardziej reżyserowi pasował. Tak po prostu jest.

To prawda, że gdy idziesz ulicą, często nikt cię nie rozpoznaje?

- Oczywiście! Jeżdżę metrem, autobusem, żyję całkowicie normalnie. Ale jest coś takiego jak paranoja: kiedy zaczynam myśleć o tym, że ludzie mnie rozpoznają, nagle rzeczywiście zauważam znaczące spojrzenia, czuję, że wszyscy mi się przyglądają. Na szczęście mam taką twarz, która łatwo gubi się w tłumie (śmiech).

Nie masz nic przeciwko, gdy ktoś obcy podchodzi do ciebie i chce porozmawiać?

- Nie, bo wiem, jak dużej odwagi to wymaga. Mnie samej zdarzało się na podobnej zasadzie podchodzić do innych sławnych osób...

Naprawdę? Do kogo?

- Kiedyś podeszłam do Larry'ego Davida (zagrał główną rolę w "Co nas kręci, co nas podnieca" Woody'ego Allena - red). I przysiadłam się kiedyś do stolika, przy którym siedział Dawid Bowie (śmiech). Byłam przerażona, a okazał się cudownym, skromnym, niezwykle inteligentnym człowiekiem.

Ostatnio coraz częściej - również w "Iron Manie 3" - grasz Amerykanki, a nie Brytyjki. Nie masz z tym problemu?

- Przy "Iron Manie" zdecydowaliśmy o tym wspólnie: sama uznałam, że Maya będzie bardziej wiarygodna, jeśli będzie mówić z amerykańskim akcentem. Czy to nie problem? Jestem Brytyjką, ale też pół-Amerykanką, więc przychodzi mi to dość naturalnie. Ale wszystko jedno, czy gram Angielkę, czy Amerykankę, zawsze biorę wcześniej lekcje ze specjalistą, ćwiczę akcent, dialekt, sposób wymawiania. Głos to w końcu najważniejszy instrument aktora i staram się, żeby za każdym razem brzmiał trochę inaczej.

"Iron Mana 3" traktujesz jako skok do bardziej komercyjnych projektów?

- W życiu trzeba robić różne rzeczy, wszystkiego próbować. Wciąż mam słabość do małych, niezależnych filmów i zawsze będę miała. Co nie znaczy, że czasem nie mogę pojawić się w superprodukcji. Zwłaszcza teraz, kiedy już wiem, z czym to się je, jak to naprawdę smakuje (śmiech).

Najbliższa to "Transcendence" z Johnnym Deppem i Morganem Freemanem.

- Za chwilę zaczynamy zdjęcia i naprawdę jestem tym podekscytowana: to jeden z najciekawszych i najbardziej skomplikowanych scenariuszy, jaki kiedykolwiek czytałam.

Podobno znów będziesz naukowcem?

- Podobno tak (śmiech). Ale nic więcej nie powiem!

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Paweł T. Felis

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy