Reklama

Uczucia pozwalają w pełni żyć

"Jutro idziemy do kina" w reżyserii Michała Kwiecińskiego to romantyczna i pełna ciepła opowieść o wchodzących w życie maturzystach, o ich miłościach, nadziei i młodzieńczym entuzjazmie, które zderzają się z dramatem wojny. W rolę jednego z głównych bohaterów, maturzysty z 1938 roku, którego losy są odzwierciedleniem prawdziwych przeżyć autora scenariusza Jerzego Stefana Stawińskiego, wcielił się Jakub Wesołowski. Z aktorem rozmawiała Ewelina Wiśniewska.

Co możesz powiedzieć o swoim bohaterze i jak czułeś się w jego skórze?

Kuba Wesołowski: Czułem się naprawdę fenomenalnie w swojej roli i myślę, że duża zasługa w tym ludzi, z którymi miałem możliwość pracować. Wszyscy są prawdziwymi profesjonalistami, tym większymi, że bardzo kochają swoją pracę i dali temu wyraz w tym filmie. I to się tyczy tak samo aktorów jak i reżysera, którego pomoc na planie była nieoceniona. Natomiast cóż mogę powiedzieć o Jerzym Bolesławskim- kawalerze do wzięcia.(śmiech). Chłopak, który z biegiem wydarzeń coraz bardziej staje się mężczyzną. Zdał maturę, poszedł do szkoły podchorążych, przemykają mu od czasu do czasu myśli o studiach prawniczych.

Reklama

Ma dwóch przyjaciół i to takich na śmierć, i życie. Więź między nimi jest niesamowita, oni naprawdę wierzą, że są niezniszczalni i chcą wierzyć w to, że będą nieśmiertelni. Ja odnoszę wrażenie, że ta przyjaźń to była ich rzeczywista siła.

Nie mogę pominąć, że Jurek ma również swoją Krysię, którą kocha i dla której jest w stanie zrobić wszystko. Nawet znosić to jej udawanie, że go nie chce. To ambitny, konsekwentny, szczery, palący się do życia i do miłości chłopak. Taki porządny facet śmiech.

Czy zauważyłeś jakieś cechy wspólne miedzy sobą a postacią, w jaką się wcieliłeś?

Kuba Wesołowski: Na początku rzeczywiście myślałem, że Jerzy Bolesławski jest do mnie podobny, ale z czasem to się weryfikowało. Niewiele mam wspólnego z bohaterem, którego zagrałem. Okazało się, że jest facetem o wiele bardziej sumiennym ode mnie. Ale to, co gdzieś tam w głębi nas łączyło to nastawienie do życia, traktowanie całej sfery prywatnej, uczuć bardzo serio. Podobnie jak system wartości, którymi operował Jurek Bolesławski kawaler do wzięciaśmiech jest mi bardzo zbliżony.

Ja również wyznaję zasadę, że jeśli coś jest powiedziane, obiecane to musi być dokonane. Także są między nami pewne podobieństwa, ale różnic jest zdecydowanie więcej. Co nie oznacza, że ja nie jestem porządnym facetem (śmiech).

Czy Kuba Wesołowski, podobnie jak jego bohater, zdobywa kobiety sposobem i używa do tego poezji?

Kuba Wesołowski: Absolutnie nie, nie zdobywam kobiet. Tym bardziej nie poetyckim językiem- piszę smsy śmiech. Żartuję oczywiście.

Czy było coś w tym filmie, co wydawało Ci się trudne, nie do przebrnięcia, przysparzało jakichś obaw?

Kuba Wesołowski: Tak, miałem wielkiego stracha na moście w Grudziądzu, 12 metrów nad wodą. I to była ta scena, gdzie we trzech wskakujemy do wody, wykrzykując- "jesteśmy niezniszczalni, będziemy nieśmiertelni". I to faktycznie nie był udawany strach, gdybym nie stał na tej barierce z chłopakami to na pewno bym do tej wody nie skoczył.

Mieliście możliwość wczuć się w atmosferę czasu wojny, zagrać strach, wiarę i nadzieję. Jak teraz patrzysz na ten moment w historii i na ludzi, którym przyszło żyć w tamtych czasach?

Kuba Wesołowski: Według mnie, to, o czym mówimy w 2007 roku i to, co było obecne w ludziach w 1938, i tak zawsze sprowadza się do jednego, sprowadza się do miłości. Czy to jest miłość mężczyzny do kobiety, czy też miłość miedzy mężczyznami jako taka braterska miłość, to zawsze będą wartości i uczucia ponadczasowe.

Wojna i walka o wolność ojczyzny, walka o życie to są zupełnie inne okoliczności, niż te, które mamy dzisiaj. A mimo to, uczucia i wierność im odgrywają nadal ogromną rolę, a także pozwalają ludziom w pełni żyć. Bo tak jak mieliśmy okazję widzieć w tym filmie i jak powiedzieli już koledzy, ludzie uciekali od wojny w uczucia.

Mój bohater, będąc w wojsku ciągle myślał o swojej ukochanej, opracowywał misterny plan jak na dobre ją zdobyć. I to całkowicie go pochłaniało, to spędzało mu sen z powiek. A kiedy był pytany czy przyjdzie wojna bez zastanowienia odpowiadał, że Hitler tylko straszy, ale nie odważy się najechać na Polskę. Jego ucieczką od dramatu, który był już tuz tuż, była Krysia i tak się złożyło, że w dniu wybuchy wojny stracił swój cały świat?

I na koniec, odbiegając już tematyką od filmu "Jutro idziemy do kina", zdradź nam, jakie są Twoje plany indywidualne, gdzie i w jakiej roli będzie można Cię teraz zobaczyć, i czy jesteś bardzo zapracowany?

Kuba Wesołowski: Tak, bardzo jestem teraz zapracowany. Był taki okres, że robiliśmy dwa seriale, film i jeszcze program. Teraz kończymy program, zaczyna się praca w serialu "Na wspólnej" i cały czas kontynuujemy zdjęcia do filmu Patryka Vegi. Ale większych szczegółów, póki co nie chcę zdradzać.

Twój kolega, Mateusz Damięcki próbuje swoich sił w nieco innej roli, bo w "Tańcu z gwiazdami". Czy ty, jako, że masz już tę rolę za sobą będziesz udzielał koledze jakichś rad?

Kuba Wesołowski: Patrząc z perspektywy mojego występu i mojego talentu tanecznego to lepiej, żebym mu takich rad nie udzielał śmiech. Ja miałem 14 punktów, najmniej ze wszystkich sześciu edycji, więc nie jestem żadnym wzorem. Zatem, co się tyczy tańca na pewno nie, a co się tyczy zabawy to jak najbardziej, gdyż bawiłem się przednio.

Ale z tego, co wiem, Mateusz też się bardzo dobrze bawi i to jest jego głównym celem. Porsche jest na drugim miejscu, po dobrej zabawie, choć ja nie miałem możliwości wygrać porsche. A chętnie bym wygrał?śmiech.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy