Reklama

Trzeba smakować chwile

- Przyznaję, że bycie aktorem jest bardzo przyjemne, ale w pewnym momencie to nie wystarcza. Dla dorosłego mężczyzny, który jest dosyć ambitny - tak jak ja, czyli taki kodeksowy - trudno jest być człowiekiem do wynajęcia - mówi Emilian Kamiński, aktor, reżyser i szef prywatnego Teatru Kamienica w Warszawie.

Emilian Kamiński, aktor stołecznych teatrów na Woli, Narodowego i Ateneum, reżyser, szef prywatnego Teatru Kamienica w Warszawie, odtwórca wielu ról w filmach, m.in. w "Szaleństwach panny Ewy", obchodził 10 lipca 60. urodziny.

W filmowym dorobku Emilian Kamiński ma m.in. role w "Niech cię odleci mara" Andrzeja Barańskiego (1982), "Szaleństwach panny Ewy", gdzie wystąpił jako malarz Jerzy Zawidzki (1984, reż. Kazimierz Tarnas), "Tangu z kaszlem" Jerzego Kołodziejczyka (1986, film telewizyjny), "Matce swojej matki" Roberta Glińskiego (1996), "Szatanie z siódmej klasy" Kazimierza Tarnasa (2006), komediach "U Pana Boga w ogródku" (2007) i "U Pana Boga za miedzą" (2009) Jacka Bromskiego oraz "Prostej historii o miłości" Arkadiusza Jakubika (2010).

Reklama

Przez wiele lat Emilian Kaminski związany był z warszawskimi teatrami Ateneum i Narodowym. W 2009 roku artysta otworzył własny Teatr Kamienica, który prowadzi razem z żoną Justyną Sieńczyłło. W spektaklach tam wystawianych można zobaczyć wielu serialowych aktorów, którzy artysta przygarnął, m.in. Ewę Kasprzyk, Katarzynę Cichopek, Przemysława Cypryańskiego, Katarzynę Żak, Piotra Gąsowskiego, Olgę Bończyk, Katarzynę Skrzynecką, a nawet Krzysztofa Ibisza.

Podczas tegorocznego Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach aktora na zwierzenia namówiła Emilia Chmielińska.

Emilia Chmielińska: Panie Emilianie właśnie kończy pan 60 lat. Czego najbardziej by pan sobie życzył?

Emilian Kamiński: - Myślę, że tego, żeby nie było gorzej niż jest. Teraz jest w porządku. A przede wszystkim tego, żeby dzieci były zdrowe. To jest najważniejsze. Życzyłbym sobie także, żeby to czwarte dziecko - Teatr Kamienica też było zdrowe, żeby się trzymało. To jest dla mnie bardzo ważne. Własny teatr w jakiś sensowny sposób określił mój byt w tym fachu. Przyznaję, że bycie aktorem jest bardzo przyjemne, ale w pewnym momencie to nie wystarcza. Dla dorosłego mężczyzny , który jest dosyć ambitny - tak jak ja, czyli taki kodeksowy - trudno jest być człowiekiem do wynajęcia. Pamiętam doskonale czasy dawniejsze dla aktorstwa, kiedy dla społeczeństwa byliśmy takim synonimem pewnej obywatelskiej postawy w bojkocie wobec reżimu. To ciągle we mnie pokutuje. W związku z tym to dzisiejsze aktorstwo, takie bardzo materialne, zwrócone bardzo na doraźność, jest dla mnie trochę niewygodne.


Dawne aktorstwo dużo straciło ze swej świetności i klasy?

- Pieniądz zepsuł to wszystko. Dawniej dzwonił reżyser i mówił: " Słuchaj Emilian, mam dla ciebie ciekawą rolę, prześlę ci scenariusz, przeczytaj, zobacz". Jak mi się spodobało oddzwaniałem. Kiedy omówiliśmy kwestie związane z rolą, reżyser mówił: "Za jakiś czas zadzwoni do ciebie producent i omówicie te mniej ważne sprawy". Producent dzwonił, omawiało się kwestie stawek, terminów i inne. W tej chwili jest tak: "Halo? Masz czas od tego i tego, bo jest do zarobienia tyle i tyle". To nie tak powinno wyglądać. Jest taka sztuka chyba Kantora, "Artyści to prostytutki". Ja nie chciałbym, żeby kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób te okropne słowa się spełniły. Jestem wychowany przez wspaniałych ludzi, przez wielki mistrzów - prof. Bardiniego, panią Śląską, Łomnickiego, Hanuszkiewicza, Zapasiewicza - przez wielu ludzi, którzy byli bardzo ważni i którzy przenieśli pewien dobry styl przebywania i grania.

Czyli z branżą jest źle?

- Generalnie tak, ale czasami zdarzają się jasne promyki. Ostatnio zostałem w bardzo piękny sposób zaskoczony, będąc na Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach. Beata Rybotycka - moja koleżanka z Krakowa, wraz z reżyserem Krzysztofem Jasińskim, pokazali naprawdę wspaniałą sztukę "Na końcu tęczy". Nie mogłem się nadziwić, że takie aktorstwo można pokazać w tak kameralnym przedstawieniu. Potem późno wieczorem poszedłem na plażę, usiadłem nad brzegiem morza i przeżywałem to od nowa - co mi się rzadko zdarza. Jestem za to bardzo wdzięczny. To było takie aktorstwo, które opiera się o prawdziwość. Sprawia, że ja patrząc na tę sztukę, wiedząc że jestem w teatrze, mam jednak wrażenie, że to nie sztuka tylko rzeczywistość. I tego mi dziś najbardziej brakuje.

Seriale psują aktorów?

- W większości tak. Do mnie do teatru przychodzą aktorzy prosto z tych seriali i ja muszę im zawód przypominać. Bo oni tylko informują o swoich uczuciach, w ogóle nie są w emocjach. To jest przekleństwo. Oni tylko informują, byle szybciej i szybciej. Tak jakby to byli dziennikarze, którzy mają informować - z całym szacunek dla dziennikarzy - dziennikarze są od przekazywania informacji, ale aktorzy są od emocji. Boleję nad tym, że tak jest. I staram się, przynajmniej w moim teatrze, żeby ta emocja była. I to mi widz melduje.

Pamięta pan moment, w którym powiedział pan sobie "będę aktorem"?

- Tak. To była chyba studniówka lub jakieś inne wydarzenie w szkole ekonomicznej. Tę imprezę prowadziło trzech studentów szkoły teatralnej. I moje koleżanki powiedziały do nich wtedy: "A tu jest taki Emilian, co ładnie śpiewa i gra na gitarze i my uważamy, że powinien być aktorem". Ci trzej koledzy wzięli mnie pod prysznic przy sali gimnastycznej, ja wziąłem gitarę i zacząłem śpiewać. Po tym krótkim przesłuchaniu zaprosili mnie do szkoły teatralnej, tam mi zrobili krótki egzamin - dawali mi różne zadania aktorskie do wykonania. Potem powiedzieli: "Słuchaj, uważamy, że będziesz dobrym aktorem. Warto, żebyś zdawał do szkoły. Tylko mamy wielką prośbę - niech cię nikt nie przygotowuje, przygotowuj się sam". I tak zrobiłem. Zdałem egzamin bez problemu, dostałem się do szkoły. I te 4 lata w szkole to chyba były najpiękniejsze lata jakiekolwiek mnie spotkały.

Co wiedział pan o aktorstwie, kiedy pan zaczynał?

- Wydawało mi się, że wiem dużo, a wiedziałem bardzo mało . Potem to czas zweryfikował. Starałem się dużo pracować. W aktorstwie trzeba mieć dużo szczęścia. U mnie ze szczęściem bywało różnie, przez całe życie. Mama mówiła: "Ty to jesteś taki pechowiec". I miała rację. Miałem w życiu trochę pecha. Może to też wynikało z jakichś moich niedomagań. W każdym razie wiedziałem, że na tego pecha najlepiej jest coś umieć. I starałem się umieć .

W czym najbardziej przejawiał się ten pech?

- W życiu miałem pecha. Tak po prostu. Nie było lekko już od dzieciństwa. Ale tak czasem jest, że swoją karmę trzeba wypełnić. Były gorsze lata, potem lepsze. Teraz jest w porządku. I żeby było tak nadal.

Miał pan na siebie swój pomysł? Na to, co i gdzie pan będzie grał - kino czy teatr?

- W aktorstwie nie ma różnicy, czy gra się w kinie czy w teatrze. Polega to tylko na tym, że kamera jest bliżej albo dalej i albo widz jest bliżej albo dalej. Aktorstwo jest zawsze takie samo. Ono wymaga po prostu prawdy. Mieliśmy kiedyś w teatrze Ateneum maszynistę Józka. Prosty, ale wspaniały człowiek. I kiedy przygotowywaliśmy z kolegą jakieś zastępstwo, w pewnym momencie zapytałem: "Józek, jak to oceniasz?". A on powiedział tak: "Chłopaki grajta jak chceta - ino, żeby prawda była". Bardzo podstawowa rzecz. Grać można tak, siak, owak, ale żeby była prawda. Aktor może wzruszyć, rozśmieszyć, ale przede wszystkim powinien zająć widza, a nie przekazywać mu informacje.

Czy dziś nadal silny jest w panu głód aktorstwa?

- Każda rola to nowe wyzwanie. Poza tym ja dużo reżyseruję, sporo sztuk czytam, sporo piszę - robię adaptację różnych sztuk. Realizuje się na różnych płaszczyznach. Cały czas mam nowe pomysły. Trzeba smakować chwile. I staram się to robić.

W aktorach ceni pan prawdę i umiejętność przekazywania emocji, a nie tylko informacji o nich. A w ludziach?

- Dobry teatr w dość precyzyjny sposób syntetyzuje życie. Z jednej strony jest jego syntezą, z drugiej analizą. W związku z tym ludzie bardzo mnie interesują. W Kamienicy dużo rozmawiam z widownią. Mamy u nas taki zwyczaj, że się rozmawia w przerwie spektaklu, a także po nim. Na początku to są zawsze rozmowy kurtuazyjne, bo trzeba się zaczepić, zapoznać. Ale czasem udaje się schodzić na bardzo różne tematy - ciekawe i poważne. Ja dużo z ludzi biorę. To jest to moje wąchanie czasu.

Nie tęskni pan za planie filmowym?

- Nie. Chociaż gdybym dostał jakąś ciekawą rolę do zagrania, chociażby taką, jak w filmie Jacka Bromskiego "U Pana Boga w ogródku", to bardzo chętnie bym na planie się pojawił. Ostatnio w "M jak miłość" też miałem fajnie rozpisane sceny, ciekawe do zagrania. Interesujące jest, kiedy ma się do zagrania sytuacje, kiedy człowiek jest rozdrapany, coś przeżywa, dostaje jakiegoś amoku. Kiedy dorosły mężczyzna nie może sobie znaleźć miejsca w życiu miejsca. To było ciekawe. Takie role serialowe czy filmowe chciałbym dostawać.

Czyli serialowi definitywnie nie mówi pan "nie"?

- Dokładnie. "Ino, żeby ta prawda była", żeby był jakiś sens. My podczas naszej rozmowy mogliśmy rozmawiać na poważne tematy, ale mogliśmy też jakieś hocki-klocki opowiadać z cyklu: "Jakie pan lubi cukierki". I nagle objawi nam się facet, który jest półgłówkiem. A być może jest to 60-letni mężczyzna, który ma coś do powiedzenia. I to wyczuwa rozmówca. To samo dotyczy serialu.

Podam przykład pewnej historii, która ostatnio strasznie mnie dotknęła. Opowiedział mi to kolega. Mówi do mnie: "Wiesz, była druga po południu, przygotowywaliśmy się do kręcenia scen w serialu i przyszedł na plan jeden taki aktor-celebryta. Przyszedł i powiedział: Chłopaki dziś już przyciąłem dychę". O co chodzi? Chodzi o to, że on jest w trzecim serialu. W jednym dolepili mu wąsy, w drugim założyli czapkę, a w trzecim przylizali włosy. On jest w trzecim serialu, on już przyciął dychę. Kolega, który mi to opowiadał też jest z mojego pokolenia, z tego dawnego rozdania. Nam było tak przykro, że ten człowiek, który jest popularny aktorem, wzorują się na nim młodzi, że on mówi, że on przyciął dychę. On nie mówi, że on zagrał ładną rolę, że mu ekipa biła brawo. On przyciął dychę. Rozumiesz? A niech on przycina i 100 dych, ale niech jego tu nie będzie. Ja go nie chcę. Jeżeli mam pracować z takim aktorem, to ja nie chcę robić filmów i serialu. Proszę do mnie nie dzwonić, jeśli ja mam przycinać kolejną dychę. Ja nie przycinam dychy. Ja nie chcę dotykać takiego barachła. Mnie to nie interesuje, szkoda mi życia po prostu.

Sądząc po tym, co pan mówi, pojęcie gwiazdy zupełnie straciło na wartości.

- To jest już jakieś nieporozumienie. Bo co dziś odpowiedzieć na pytanie, kto to jest gwiazda? Do takiego stanu rzeczy na pewno przyczyniła się powtarzalność w telewizji. Jeżeli ja jestem idiotą, i co godzina będę do was mówił, robił jakieś głupie rzeczy, za tydzień będę wielką gwiazdą, wielkim celebrytą, z którym będą się liczyli. Media będą mnie zapraszały do różnych programów, kolorowe gazety robiły wywiady. To jest znak czasu, kiedy zamiast jedzenia mamy surogaty, zamiast książek streszczenia, zamiast myśli, tylko jakiś intelektualny sygnał.

Czy w związku z okrągłymi urodzinami dokonuje pan jakichś podsumowań, analiz i bilansów?

- Analizy dokonuję codziennie. Jako dziecko miałem kłopot ze sobą. Związane to było z brakiem autorytetu, zresztą różnie to było. Dzieciństwo to nie był najszczęśliwszy okres w moim życiu. Do czasu. Pojawił się taki wiersz, chyba z Piwnicy pod Baranami pochodził: "Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd idziemy". I uwierzcie mi, że złapałem te trzy pytania jako coś najważniejszego. I zacząłem sobie codziennie o tym myśleć. Skąd przychodzę, kim jestem i dokąd idę. Od czasu kiedy usłyszałem ten wiersz pierwszy raz, upłynęło już wiele lat, a ja codziennie staram się sobie te pytania zadawać. I staram się też moim dzieciom przekazywać, żeby się nad tymi pytania zastanowiły. Odpowiedzi na te pytania albo przynajmniej szukanie tych odpowiedzi sprawia, że życie ma jakiś sens.


Znalazł pan już swoje odpowiedzi?

- Staram się do nich przybliżać. Na pewno w moim teatrze próby szukania odpowiedzi na te trzy pytania znajdują miejsce. Bo oprócz normalnych mieszczańskich spektakli, robię też takie, które są - nie boję się użyć tego słowa - misyjne. I to powoduje, że do tych odpowiedzi się przybliżam. To jest istotne. Żeby nie przycinać dychy.

Dziękuję za rozmowę.

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy