Reklama

Thomas Bidegain o filmie "Szukając Kelly": Gdy twoje dziecko dorasta

Film "Szukając Kelly" zaczyna się od zjazdu kowbojów. Ojciec gra na gitarze, tańczy ze swoją córką, jest szczęśliwy. Widzimy całą rodzinę - córka ma szesnaście lat, syn trzynaście. W pewnym momencie żona zadaje mężowi pytanie: "Widziałeś Kelly?". On odpowiada, że nie może być daleko... a potem szuka jej przez piętnaście lat. Na ekrany polskich kin film trafi 3 czerwca.

"Szukając Kelly" to debiut reżyserski doświadczonego scenarzysty - Thomasa Bidegaina, współautora "Proroka", "Rust & Bone" i "Imigrantów". W "Szukając Kelly" Bidegain pokazuje historię francuskiej rodziny, w której sielanka trwa, dopóki szesnastoletnia córka nie postanawia uciec z domu, aby żyć w szariacie ze swoim muzułmańskim chłopakiem. Ojciec rusza na rozpaczliwe poszukiwania Kelly...

Film, choć doskonale osadzony w realiach (francuska premiera odbyła się zaledwie dwa tygodnie po listopadowych zamachach w Paryżu), opowiada też o czymś szerszym niż tylko o zjawisku fundamentalistów islamskich - opowiada o naszym stosunku do islamu oraz do obcych kultur w ogóle. Stawia też pytanie o to, ile wolności rodzic jest w stanie podarować własnemu dziecku - bardzo ciekawe zagadnienie, na które nie ma chyba jednoznacznej odpowiedzi.

Reklama

Skąd pomysł na taki film?

Thomas Bidegain: - Rodził się on bardzo powoli. Miałem kilka różnych pomysłów. Scenarzysta Laurent Abitbol jako pierwszy opowiedział mi o francuskiej wsi i dał mi wielką księgę zdjęć Yanna Grossa, przedstawiających społeczności wiejskie Doliny Rodanu, zatytułowaną "Horizonville". Laurent zasugerował, abym odświeżył sobie temat klasycznych westernów w stylu "Poszukiwaczy" Johna Forda. Następnie z Noé Debré rozważaliśmy zrobienie remake’u filmu "Hardcore" Paula Schradera, w którym ekstremalnie religijny bohater - niezadowolony z kondycji świata - jest muzułmaninem. Przeczytałem też o gangu, który działał we Francji - pierwszej grupie dżihadystów w Roubaix w północnej Francji. Ci ludzie przeszli na islam, przyjechali z Bośni i z bronią w ręku siali terror przez dziesięć dni. W ten sposób dowiedziałem się o pierwszym dżihadzie, powiązanym z wojną w Jugosławii. Powoli zacząłem tworzyć w mojej głowie bohaterów i rozwijać historię tego filmu. Pewnego dnia postanowiliśmy z Noé przenieść te pomysły na papier.

Skąd wziął się pomysł na wykorzystanie formy westernu?

- Jestem Baskiem. Kiedy byłem małym chłopcem, lubiłem oglądać w telewizji westerny, a mój starszy brat zawsze mi mówił: "Wyobraź sobie, że Indianie są Baskami". To zdanie wpłynęło na konstrukcję scenariusza tego filmu. Sens tkwi w tym, że jedną mniejszość można wyrażać za pomocą innej. Skoro członkowie wiejskiej społeczności na francuskiej prowincji uważają się za kowbojów, to Arabów traktują jak Indian. Z takim założeniem mogliśmy swobodnie wykorzystać narracyjne kody westernu. Było dla nas jasne, że gdy syn przyjeżdża do Charleville, to ojciec jest na terytorium plemienia Comanche. A kiedy obaj są w Antwerpii, to jakieś sylwetki ludzi śledzą ich z dachu, a wszystko przypomina indiańską zasadzkę. Z kolei w Pakistanie syn pali fajkę pokoju z Talibem. Chodziło mi o dekonstrukcję narracji dżihadu w kontekście jego odbioru na Zachodzie. I właśnie to odwołanie się do niezwykle wyrazistego gatunku, jakim jest western, skłoniło mnie do pójścia drogą reżysera i nakręcenia mojej pierwszej fabuły.

Czy od początku film miał zaczynać się w 1994 roku?

- Tak. Na początku w scenariuszu córka Alaina nie uciekła z domu, ale była porwana przez "Indian". W rzeczywistości wyjechała z domu, aby oddać się dżihadowi. Wpadłem na ten pomysł, zgłębiając historię gangu France’a Roubaix, którego członkowie angażowali się w ruch islamizacji. Na tym przykładzie widać, że pierwsze oznaki dżihadu pojawiły się już w latach 90., nawet jeśli takich przykładów nie było wiele. Niesamowite jest to, jak bardzo ten temat jest dziś aktualny. Gdy pisaliśmy scenariusz trzy lata temu, nikt w zasadzie nie mówił o tym zjawisku. Obawialiśmy się nawet, że zostaniemy nazwani oportunistami. Chcieliśmy opowiedzieć o świecie na początku XXI wieku. Jednak pomysł współczesnego westernu zmusił nas do przełamania pewnych granic w mówieniu i myśleniu o świecie. O tym właśnie jest ten film. To historia jednostki, która jest wciągnięta w chaos świata, którego nie rozumie.

Film jest przerywany atakami Al-Kaidy, pokazywanymi w tle.

- Chcieliśmy, aby w tym filmie wielka historia rodziła mniejszą. Na początku myśleliśmy o pokazaniu wydarzeń z 11 września, bo dały one światu nową perspektywę w patrzeniu na terroryzm. Nagle jednak okazało się, że powstała cała złożona międzynarodowa sieć terrorystyczna, obejmująca Pakistan, Algierię, Jemen i byłą Jugosławię. Chcieliśmy, aby ukazana w filmie historia rozszerzyła nasz horyzont. Kiedy Kid ogląda w telewizji katastrofę World Trade Center, zamiast widzieć w tym międzynarodowa tragedię, widzi tylko jego siostrę. W tym sensie mała historia staje się większym obrazem. Zaczęliśmy pisać scenariusz tego filmu w momencie, gdy Bin Laden został aresztowany. Sądziliśmy, że to schyłek pewnego etapu. Film kończy się w 2011 roku na powstaniu Państwa Islamskiego. Jednak dziś sprawy rozwinęły się i przeszły do kolejnego, innego horroru.

Film jest podzielony na dwie części. Pierwsza obraca się wokół ojca, a druga skupiona jest na postaci syna.

- Od początku film miał być podzielony na cztery odrębne części, cztery etapy czasowe rozgrywające się na przestrzeni kilku lat. W pierwszym znika młoda kobieta. Potem poznajemy relacje między ojcem a synem, który bardzo dojrzał po podróży po północnej Europie. Szaleństwo się wzmaga i krok po kroku syn staje się opiekunem ojca. To bardzo ciemny czas. Trzecia część jest przygodą, rodzajem wyprawy po kraju, na koniu, w turbanie, gdzie pojawia się też zabijanie. To świat, w którym kobieta może zostać wymieniona za łańcuszek czy bransoletkę. Ostatnia część filmu to powrót do domu i historia miłosna. Wyzwaniem dla operatora Arnauda Potiera było odróżnienie tych części, ale przy zachowaniu jedności całego filmu.

Zatrzymajmy się na moment przy postaci ojca...

- Poszukiwanie córki sprawia, że Alain staje się milczący i wycofuje się ze świata. Dla niego Antwerpia, Jemen czy zwykła wioska to jedno i to samo. Jedna scena jest w szczególności emblematyczna dla tego filmu. W Charleville Alain spotyka mężczyznę, który zaprasza go do siebie, aby pokazać mu jak mieszka. Alain odmawia. Nie interesuje go nic więcej poza jego córką. Co to nam mówi - nie rób błędu, to nie jest film społeczny. To podróż Alaina, a on nie jest zainteresowany światem. W trakcie pisania scenariusza do tego filmu mój syn był w wieku Kelly. Pewnego dnia zorientowałem się, że w zasadzie nic nie wiem o swoim dziecku. Nie znam jego kolegów, dziewczyn, filmów, które ogląda. Dzieci dorastają, a jedyną rzeczą, którą o nich wiemy, to okazjonalne spotkania czy ich stopnie w szkole. Jednego roku możesz oglądać wspólnie z dzieckiem filmy, a rok później - bam, coś się urywa. I o tym tak naprawdę jest ten film - odsuńmy na bok sprawy westernu lub dżihadu. To opowieść o tym, co robisz i gdzie jesteś, gdy twoje dziecko dorasta. Mój syn to dobre dziecko, podobnie jak Kelly. Ale Kelly uciekła. Zdecydowała się porzucić rodziców, których po prostu miała gdzieś. Na jej miejscu ludzie z mojego pokolenia pojechaliby do Londynu, brali narkotyki w jakimś squacie lub wyjechaliby do San Francisco i mieli wszystko w głębokim poważaniu. Ona zdecydowała się zmienić wiarę i wyjechać do Pakistanu, choć nie do końca znamy jej motywację i nie wiemy, co tak naprawdę zrobiła. W takiej sytuacji jako rodzic masz dwie opcje: albo też uciekasz, albo się temu przeciwstawiasz.

Syn jest fascynującą osobowością, początkowo wojowniczą, ale stopniowo jego zaufanie wzrasta i odnajduje własną drogę.

- Oczywiście można patrzeć na ten film jako na historię ojca, szukającego swojej córki, ale również jak na historię syna, który szuka ojca po to, aby go przerosnąć. Poszukiwanie Kida otwiera go na świat. Wyjeżdżając z Ahmedem, Kelly zmienia los całej społeczności. Najpierw jej ojca, a potem brata. Mit kowboja tylko to podkreśla. Podróż Alaina daje mu szansę żyć życiem jego modelowych bohaterów: podróżować po świecie, spać w budzie w ubraniu. Alain uważa siebie za kowboja. Jeśli chodzi o Kida, dopiero się nim staje. Żyje marzeniami ojca i stara się pociągnąć je dalej. Jego postać, która dojrzewa pod względem seksualnym i osobowościowym, przypomina typowe postaci z takich westernów, jak np. Siedmiu Wspaniałych gdzie występuje sześciu najemników i podróżujący z nimi mężczyzna, który symbolizuje nadzieję i zakochuje się w Meksykance.

Unika pan oceniania postaci w tym filmie.

- Tak, ponieważ starałem się być jak najbliżej postaci, ale ich nie oceniać. Widzimy jak robią dobre i złe rzeczy, ale je akceptujemy, bo w końcu wszyscy są istotami ludzkimi i mogą ranić innych, zachowywać się odważnie lub tchórzliwie. Gdy Isabelle atakuje Shahzanę, widz nie stygmatyzuje całej społeczności, ponieważ ona jest zwykłym człowiekiem, a poza tym widzimy jej uczucie wobec Alaina i podziw dla jego poszukiwań. Podobnie jest z matką. Być może popełnia błąd ufając Kelly, ale jest tak poruszona jej nieobecnością, że w końcu zmienia zdanie. Jako pisarz z wielkim oddaniem podchodziłem do każdej postaci w tym filmie. Dla każdego miałem wiele wyrozumiałości. Mam nadzieję, że jest to widoczne. Moim zdaniem główny temat tego filmu można byłoby oddać jednym słowem: miłosierdzie.

Postać Amerykanina - po części poszukiwacza fortuny, po części anioła stróża - jest niezwykle poruszająca.

- Ponieważ jest to western, początkowo chcieliśmy, aby był łowcą nagród, ale nagroda kojarzyła nam się za bardzo ze współczesnym światem finansowym i ubezpieczeniowym. On po prostu rozlicza okup. Noé znalazł nawet osobę, która świadczyła podobne usługi dla władz francuskich. Kiedy poprosiliśmy, aby przeczytał scenariusz i go ocenił, powiedział, że jest bardzo wiarygodny, ale nie jest tak niesamowity, jak czasami bywają realia tej pracy. Ci ludzie to prawdziwi szukający przygód i wyzwań kowboje.

Podróż młodego mężczyzny po Bliskim Wschodzie wprowadza do tego filmu niezwykle malowniczy wymiar.

- Czujemy się trochę jak w bajce, w której główny bohater przekracza kolejne etapy i poznaje coraz to nowych bohaterów opowieści. Każda z drugoplanowych postaci ma swoje życie i przeżywa wiarygodne wypadki. Tak naprawdę to właśnie oni wprowadzają malowniczy wymiar. W miarę rozwoju akcji poznajemy różne oblicza tych ludzi.

Nie obawiał się pan kręcenia filmu w Indiach, w okolicy Pakistanu?

- To było dziwne doświadczenie. Kręciliśmy w styczniu, a ludzie ostrzegali nas, abyśmy byli bardzo ostrożni, bo jesteśmy blisko granicy z Pakistanem, czyli niestabilną częścią świata, a było to dokładnie wtedy, gdy zdarzył się atak na redakcję Charlie Hebdo. Bardzo to wszystko przeżywaliśmy. Słuchaliśmy doniesień w radiu, dzwoniliśmy do znajomych, byliśmy poruszeni. Jedyne, co mogliśmy wtedy zrobić, to pokazać tych ludzi jak najbardziej prawdziwie, aby to wszystko stało się bardziej zrozumiałe i wywoływało mniej nienawiści. To oczywiście czyste życzenie, ale pokazanie tego świata było jedyną rzeczą, którą mogliśmy zrobić jako filmowcy. Przesłaniem tego filmu jest wzajemna akceptacja i pojednanie. Ojciec myśli, że jest kowbojem, a Arabowie są Indianami, których ściga. Na końcu syn otwiera się na świat. Tu chodzi o przesłanie o wzajemnej tolerancji.

O czym według pana jest ten film?

- To opowieść o małej społeczności ludzi, porwanej przez wir świata, który zmienił ich przeznaczenie. Odejście Kelly wpływa nie tylko na jej rodzinę, ale na całą wspólnotę. Nie jest to z pewnością film o dżihadzie, lecz o człowieku, który szuka swojej córki. Jednak przede wszystkim jest to film o tolerancji, akceptacji i wybaczeniu.

(na podstawie materiałów dystrybutora)

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy