Reklama

Też jestem persona non grata

Krzysztof Zanussi powiedział, że film "Persona non grata" napisał specjalnie z myślą o Zbigniewie Zapasiewiczu. Aktor przyznał przed krakowską premierą filmu, że jego postać różni się od roli, którą zagrał w przedostatnim filmie Krzysztofa Zanussiego. Do roli w "Persona non grata" Zapasiewicz zapuścił specjalnie brodę. "Ktoś nawet zauważył, że jestem bardzo podobny do aktora, który grał w filmie Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" - powiedział aktor. Zapasiewicz wyraził także nadzieję, że to nie koniec współpracy z reżyserem "Iluminacji"; zastrzegł jednak, że kolejna kreacja w filmie Zanussiego musi być już rolą "dogorywającego starca". Z aktorem rozmawiał Tomasz Bielenia.

Czy Pan już widział najnowszy film Krzysztofa Zanussiego?

Wczoraj widziałem [podczas warszawskiej premiery filmu 8 września 2005 - przyp.red].

Jakie wrażenia?

Wrażenia to jest Pana sprawa, nie moja. Nie mogę za dużo mówić o wrażeniach, bo ja w tym za bardzo siedzę. Patrzę na to chłodnym okiem. Trudno mi cokolwiek rozsądnego opowiedzieć na to pytanie, proszę mi wybaczyć. Uważam, że my dajemy państwu pewną propozycję, a odbiór rodzi się w widzu. Nie mogę więc odpowiadać za widza, a ja sam, jako widz, jestem skażony.

Reklama

Chodzi mi właśnie o ten specyficzny odbiór filmu przez aktora filmowego...

Nie jestem aktorem filmowym, tylko teatralnym; zawsze to podkreślam. Czasem zdarza mi się zrobić jakiś film.

Trochę filmów Pan jednak w swoim życiu nakręcił.

Nie tak znowu dużo...

Sformułuję pytanie trochę inaczej. Jak często niepewność, związana z pierwszym odbiorem filmu, w którym Pan gra, przeradza się w rozczarowanie?

Wie Pan, aktor czasami ma takie problemy, że jak wie, że coś dobrze zagrał , a to nie weszło do filmu, to tego żałuje. I tak to wygląda. Przecież myśmy nakręcili materiału na trzygodzinny film, musiało to ulec pewnej kondensacji. Czasami bywam zaskoczony, że ta historia została opowiedziana inaczej, niż historia, którą znałem ze scenariusza.

Czasami tak się zdarza, że reżyser trochę inaczej zmontuje film, niż pierwotnie planował. Jak się ogląda taki "przerobiony" film, to ma się czasem wrażenie, że należałoby inaczej zagrać, w związku z inną puentą. Ale to jest wolne prawo reżysera.

Jak było w przypadku filmu "Persona non grata"?

W paru momentach miałem takie zachwiania montażowe. Wydawało mi się, że brakuje płynności w przechodzeniu z jednej sytuacji w drugą, że one były "podcięte" z racji tego, żeby się zmieścić w jakimś rozsądnym czasie. Więc taki niepokój montażowy mi się udzielił.

A podobała się Panu własna rola?

Ja nie mam w ogóle takiego stosunku. Badam się jak laborant, który obserwuje muchę pod mikroskopem. Czy ona mu się podoba, czy nie podoba? Nie włączam w ogóle tego typu myślenia. Ja się nie mogę sobie podobać lub nie podobać, bo to by zakrawało na ekshibicjonizm.

Aktorstwo jest w pewnym sensie ekshibicjonistycznym zawodem.

Ale nie jest narcyzmem. Proszę zrozumieć: ocenianie siebie jest niezwykle niewdzięcznym zajęciem.

No, ale krytycy znów oceniają Pana rolę wysoko, chwaląc za kolejny, typowy dla Pańskiego filmowego emploi, portret polskiego inteligenta.

Proszę Pana, to nie jest dla mnie typowa postać. Jak Panu powiedziałem, jestem głównie aktorem teatralnym. W teatrze grałem zupełnie inne role, ale nie mogę wymagać, aby były one szeroko znane. Choć tak naprawdę chciałbym, żeby to one były pamiętane. Ja szukam zupełnie innych postaw, bo to jest najciekawsze.

Odnoszę wrażenie, że ma Pan lekko lekceważący stosunek do kina.

Widzę ile oszustwa jest w kinie. Zawsze odwołuję się do filmu z Travoltą "I kto to mówi". Wszyscy się zachwycali, jak ten niemowlaczek cudnie gra. Otóż niemowlaczków było 12. i byli bez przerwy filmowani. Ponieważ niemowlaki były jednakowe, to potem powkładano takie ujęcia, że jak Travolta robił "tak" [tu Zapasiewicz pokazuje, "jak" robił to Travolta], to niemowlaczek też robił "tak". I wyglądało, że on reaguje na tatusia. Bardzo łatwo jest oszukać w kinie. Więc nie uważam, żeby dla aktora kino było najbardziej frapującą ze sztuk.

W teatrze nie da się oszukać?

Ja mam pewne wpojone normy etyczne, które 50 lat temu przyjąłem za swoje i jestem im wierny, co nie znaczy, ze ich nie modyfikuję. Na przykład jedną z zasad wpojonych we mnie przez ludzi, którzy mnie uczyli, wielkich artystów ówczesnej sceny, było to, że aktor nie ma prawa robić niczego, żeby popychać swoją karierę. To się zupełnie nie sprawdza w dzisiejszych realiach, ale ja jestem temu wierny. Nie używam swojego życia prywatnego do reklamowania swojego aktorstwa.

Czy jest coś takiego jak etos aktora?

Kiedyś był i staram się go utrzymać do dzisiaj, tylko że staję się coraz bardziej Don Kichotem tej sprawy, bo to jest walka o ideały, których nie ma.

To tak jak bohater, którego Pan odgrywa.

W pewnym sensie tak. Na pewno, tak jak grany przeze mnie ambasador, mam wyraźne zasady. Dzisiaj przyjechałem do Krakowa po próbie w teatrze i jadę teraz z powrotem, żeby rano być na próbie w teatrze ["Kosmos" Gombrowicza w Teatrze Narodowym w reżyserii Jerzego Jarockiego]. Mnie uczono, że aktor, który nie przyszedł na próbę - umarł. Nie ma zwolnień, z teatru się nie można zwolnić. Teatr jest miejscem misyjnym. A że to się nie zgadza ze współczesnym światem, to trudno. Więc Wiktor, którego gram, też jest człowiekiem pewnych pryncypiów. Tak jak on mam zasady, też ich bronię i też się czuję w związku z tym persona non grata. Nie biorę udziału w tym świecie, który mnie otacza, nie biorę udziału w świecie Niny Terentiew i "Vivy!". Mnie to nie interesuje.

Czy etos aktora, o którym Pan wspomina, zabraniałby Panu grania w reklamach?

Uważam, że to jest indywidualny wybór każdego człowieka. Ale ja nie wystąpię w reklamie, bo nie chcę, żeby ktoś, kto pójdzie na film "Persona non grata" wykrzyknął na mój widok: "Przecież to ten, co reklamuje kondomy!" To jest szkodliwe, to zabrudza moje myślenie o czymś, czemu poświęciłem całe swoje życie. Muszę ten zawód traktować poważnie i odpowiedzialnie.

Jak jest w takim razie misja aktora? Co aktor ma do przekazania?

Niech Pan przeczyta ostatni "Notatnik Teatralny" poświęcony w całości Erwinowi Axerowi, wielkiemu polskiemu reżyserowi teatralnemu, to Pan zrozumie bardzo wiele z tego, co do Pana mówię i dlaczego ja tak myślę, a nie inaczej.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Zbigniew Zapasiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy