Reklama

Teresa Lipowska: Ludzie uśmiechają się do mnie na ulicy

Teresa Lipowska zaprasza czytelników do swojego świata - właśnie ukazała się jej autobiografia "Nad rodzinnym albumem". W rozmowach z Iloną Łepkowską snuje wspomnienia o domu rodzinnym, karierze aktorskiej, miłości i pasjach. Książka ubarwiona jest dziesiątkami zdjęć.

Teresa Lipowska zaprasza czytelników do swojego świata - właśnie ukazała się jej autobiografia "Nad rodzinnym albumem". W rozmowach z Iloną Łepkowską snuje wspomnienia o domu rodzinnym, karierze aktorskiej, miłości i pasjach. Książka ubarwiona jest dziesiątkami zdjęć.
"Nad rodzinnym albumem" to zbiór rozmów Teresy Lipowskiej i Ilony Łepkowskiej /AKPA

Czy Ilona Łepkowska była pierwszą osobą, o której pani pomyślała w kontekście pracy nad tą książką?

Teresa Lipowska: - Pierwszą i jedyną. Kiedy zaproponowano mi napisanie biografii, powiedziałam wydawnictwu, że nie wyobrażam sobie, żeby rozmowy do książki przeprowadzał ktoś inny niż Ilona Łepkowska. Przy czym nie wiedziałam, jaka będzie odpowiedź Ilony. Nie jesteśmy przyjaciółkami, ale znamy się i lubimy. Ceniłam jej scenariusze do "M jak miłość". Byłam pewna, że zredaguje moje myśli na tyle ciekawie, że będą się nadawały do czytania. Chciałam, żeby ta książka miała jakiś scenariusz, żeby nie były to tylko wydarzenia w porządku chronologicznym. Zaproponowałam kilka tematów do rozmowy. Ilona się na to zgodziła. Uważam, że poczytność tej książki w ogromnej mierze jest jej zasługą.

Reklama

W jakich okolicznościach odbywały się wasze rozmowy?

- Spotykałyśmy się w moim mieszkaniu. Ja siedziałam na fotelu, Ilona na kanapie, piłyśmy herbatkę. Przed nami była sterta zdjęć. Trzeba było coś z nich wybrać. Przeglądane zdjęcia przynosiły nowe tematy do rozmowy.

Czy w trakcie życia przywiązywała pani wagę do kolekcjonowania, archiwizowania zdjęć?

- Oczywiście. Mam około 50 albumów - mniejszych i większych. Perłą w mojej kolekcji są albumy tuż powojenne, kiedy były okładki drewniane, rzeźbione. Te, które mam, pochodzą z Zakopanego. Niestety większość moich zdjęć w albumach jest bez podpisów, ale mam jeszcze dobrą pamięć. Ogólnie jestem otoczona tysiącem bibelotów, wśród nich jest prawie 130 aniołów. Są też zdjęcia, obrazy, suszone kwiaty, dyplomy, podziękowania. Każda z tych rzeczy przypomina mi, że przeżyłam różne cudowne chwile. Dzięki nim nie czuję się samotna.

Z książki, którą pani wydała, płynie niewątpliwa korzyść. Polacy kojarzą panią przede wszystkim przez pryzmat roli w "M jak miłość", postrzegają panią jako ideał babci czy matki Polki. Teraz staje się pani dla nich osobą wielowymiarową - aktorką teatralną, radiową, propagatorką poezji, żoną, rozwódką...

- Nawet ludzie, którzy mnie znają, dziwią się, że mam taką bogatą kolekcję ról, że grałam u boku Olbrychskiego czy Łomnickiego. Długo myślałam, że w moim życiorysie nie ma nic ciekawego, nie ma skandali, nie ma wielkich ról na miarę Cannes. Po co więc pisać biografię? Ale potem pomyślałam, że jest coś, z czego jestem bardzo dumna. Moim największym sukcesem jest to, że od 60 lat jestem aktywna zawodowo. Mimo, że mam już 80 lat, wciąż płyną do mnie zaproszenia na spotkania z całej Polski, a ludzie uśmiechają się do mnie na ulicy.

Czy podczas rozmów z panią Iloną, ożywały w pani dawne emocje, związane z konkretnymi ludźmi, wydarzeniami?

- Nie podczas rozmów. Natomiast ogromne emocje pojawiały się, gdy ona wychodziła. Miałam kołowrotek myśli - dręczyły mnie pytania, czy dobrze wszystko zrelacjonowałam, czy powiedziałam za dużo albo za mało. Byłem też niespokojna przed rozmowami, próbowałam poukładać sobie w głowie różne historie. Pracę nad tą książką przypłaciłam niemal rozstrojem nerwowym. Teraz zaczynam się powolutku uspokajać. Książka trafiła już do ludzi, poszły konie po betonie...

Czy czuje się pani spełniona życiowo?

- Ambitny człowiek nigdy nie czuje się spełnionym do końca. Jeszcze są rzeczy, które chciałabym na pewno zrobić. Wspaniale byłoby zagrać jakąś rolę dojrzałej kobiety, ciekawej psychologicznie - w filmie lub teatrze. Ech, szkoda, że brakuje ról dla starszych kobiet. Fascynują mnie też podróże, ale nie mam już sił na wycieczki objazdowe, z kolei plażowanie mnie nie interesuje. Zwiedziłam Amerykę, Australię, trochę Europy - coś tam jednak w życiu zobaczyłam. Ostatnią podróż odbyłam w 2015 r. do Ziemi Świętej.

Jak najkrócej ujęłaby pani swoją filozofię życiową?

- Kocham żyć, naprawdę! Taka się urodziłam. Jestem otwarta na ludzi, pełna miłości do wszystkiego - do świata, przyrody, zawodu.

Za chwilę wakacje. Gdzie będzie pani ładować akumulatory?

- Wkrótce jadę do sanatorium do Augustowa. Będę zażywać kąpieli borowinowych i jeździć po okolicy rowerem. Augustów jest mi bardzo bliski. Odkryłam to miejsce dzięki mojemu mężowi, który był zapalonym wędkarzem. To on zaszczepił we mnie miłość do wody i ciszy. Przez wiele lat wypoczywaliśmy nad Jeziorem Studzieniczne. Mieszkaliśmy w prostym drewnianym domku. Po śmierci męża nie byłam w stanie tam wrócić, byłoby to dla mnie za bolesne. W końcu odważyłam się tam pojechać, ale z synem. Moja trauma minęła.

A co robi pani w wolnym czasie, gdy jest pani w Warszawie?

- Mój ulubiony wypoczynek to wycieczki rowerowe do Lasu Kabackiego. Czasami gdzieś przysiądę. Wyjmuję książkę, podziwiam przyrodę, myślę o życiu, rozmawiam z Bogiem.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Teresa Lipowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy