Reklama

Tak funkcjonuje cały Hollywood

"Miami Vice" - filmowa ekranizacja kultowego serialu telewizyjnego "Policjanci z Miami" jest już w polskich kinach. Aktorzy przygotowywali się do filmu towarzysząc prawdziwym jednostkom policyjnym w tropieniu kolumbijskich przemytników narkotyków. W jednej z głównych ról - ciemnoskóry Jamie Foxx, który w ostatnich latach podbił Hollywood - zdobył m.in. Oskara za tytułową rolę w filmie "Ray" o Rayu Charlesie. Z dumnym ze swoich afro-amerykańskich korzeni aktorem i piosenkarzem rozmawiał Marek Gładysz (RMF FM).

Skarży się pan, że w Hollywood panuje rasizm, ale jednocześnie stał się pan jednym z najbardziej popularnych amerykańskich aktorów!

Reklama

Jamie Foxx: Oczywiście - w Hollywood jest rasizm - tak jak na całym świecie. Teraz jednak ciemnoskórzy aktorzy mają akurat dobrą passę. Czarny kolor stał się po prostu modny na ekranie! Wystarczy zobaczyć, jak wielkim sukcesem kasowym stał się film o Rayu Charlesie - murzyńskim idolu amerykańskich tłumów. Hollywood nie wierzył w sukces tego filmu - teraz natomiast gorączkowo szuka podobnych historii. My - ciemnoskórzy artyści - musimy więc wykorzystać te okazje i robić jak najwięcej filmów o nas, o naszej historii.

Był pan fanem serialu "Policjanci z Miami"?

Jamie Foxx: O tak, wszyscy byli! Mam ciągle w głowie muzykę z tego serialu. Z upływem lat serial się trochę zestarzał - szczególnie estetyka lat 80. Ale nie zapominajmy, że był on rewolucją w telewizji. Jak zobaczyłem policjanta przykładającego komuś spluwę do głowy i mówiącego slangiem "Yo! Zmiataj stąd!" - nie wierzyłem, że siedzę przed telewizorem! W filmowej adaptacji nie ma już pastelowych kolorów - chcieliśmy, żeby była jak najbardziej realistyczna.

Dlaczego wybrał pan pseudonim Jamie Foxx?

Jamie Foxx: Dwie litery x na końcu wszystkich intrygowały. Poza tym, kiedy na początku kariery starałem się o choćby niewielkie role w filmach, nigdy nie zwracali uwagi na moje imię. Najpierw zawsze wpadały im w oko dziewczęce imiona, bo dziewczyn zawsze było mniej. Zacząłem więc myśleć nad pseudonimem, który brzmiałby "kobieco": np. Stacy Brown, Tracy - i w końcu wybrałem Jamie Foxx. W czasie castingu zaczęli odczytywać listę: Billy jakiś tam..., Tommy..., John... no to poprosimy Jamie Foxx, czy ona jest na sali? Jestem mężczyzną - odpowiedziałem. - Aaa..., no trudno, spróbujmy mimo wszystko... - i dostałem jedną z pierwszych ról!

Wsławił się pan w Hollywood organizując wielkie prywatne imprezy...

Jamie Foxx: To prawda: ja i moi znajomi lubimy się bawić. Organizuje głównie ogrodowe pikniki. Przychodzą na nie ludzie z show-biznesu, jedzą steki przy karaoke, grają w koszykówkę, opowiadają sobie rożne historie i tak dalej. A robię to dlatego, że na takich właśnie nieformalnych spotkaniach najlepiej rozmawia się o projektach przyszłych filmów i seriali telewizyjnych czy o nagrywaniu płyt. To bardzo mi pomogło w robieniu kariery, bo w tym biznesie najważniejsze są kontakty, poznawanie nowych ludzi. Tak zresztą funkcjonuje cały Hollywood.

Jakiej muzyki pan słucha? Kiedy słucham pana albumów kojarzy mi się to z Marvinem Gaye'm..

Jamie Foxx: Tak, zdecydowanie Marvin Gaye, ale też np. Babyface. Wiecie, stara szkoła r'n'b. Słucham także muzyki gospel. Kocham także hip hop.

Uczył się pan również gry na pianinie czy słucha więc pan również muzyki klasycznej?

Jamie Foxx: Od czasu do czasu, ale teraz niezbyt często. Kiedyś to było całe moje życie, robiłem to po to, żeby się utrzymać. Grałem na pianinie po to, żeby móc dostać się do szkoły, ale tak naprawdę zawsze chciałem komponować swoją muzykę.

Jaka jest różnica między pana pierwszą a drugą płytą?

Jamie Foxx: Różnica jest taka , że to jest już prawdziwa płyta, nagrana z prawdziwą wytwórnia płytową. Przy pierwszej nie było wytwórni, to nie był też nie był odpowiedni czas.

Jest pan bardzo wszechstronnym artystą , w czym najlepiej spełnia się Jamie Foxx?

Jamie Foxx: W muzyce czuję się najbardziej wolny, ponieważ muzyka przychodzi bardzo spontanicznie... Z filmem jest ciężej. Tutaj masz do czynienia z wieloma ludźmi, albo z całą machiną produkcyjną i wszyscy tylko kombinują jak to wszystko ma wyglądać itd... Muzyka po prostu przychodzi.

Czy film Ray miał duży wpływ na pana karierę muzyczną?

Jamie Foxx: Tak, ten film zmienił wszystko. Kiedy obraz pojawił się w Hollywood, poczułem się jak Kopciuszek. Sławy takie jak Clint Eastwood, Elen Barkin zaczęły zwracać na mnie uwagę, zadawać mi pytania. A to wszystko dlatego, że Ray Charles poruszał wielu ludzi na całym świecie. Ale ten film pomógł mi również jako muzykowi.

Pana współpraca z Michaelem Mannem od czasu Zakładnika układa się chyba coraz lepiej?

Jamie Foxx: Tak, tak Miami Vice to już nasz trzeci wspólny projekt. Współpraca układa nam się aż za dobrze.

Dlaczego tak bardzo chciał pan przenieść na ekran historię Mike'a Tysona?

Jamie Foxx: Wydaje mi się, że jest on jedną z najciekawszych osób wśród sław ostatnich lat. Kiedy wygrywał, wyzwalał w widzach niezwykłą adrenalinę, ale jeszcze bardziej fascynujące były momenty kiedy przegrywał. Wszyscy wydawali się być wtedy zawiedzeni.

Kiedy będziemy mogli zobaczyć ten film?

Jamie Foxx: Nie wiem czy ludzie są na to gotowi. Ale myślę , że jest to świetna historia. Chciałbym pokazać inną stronę Tysona. Wejść w jego umysł.. Pokazać to co czuł, co myślał.

Dziękuję za rozmowę

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy