Reklama

"Samo życie": Nie uciekam

W serialu "Samo życie" wciela się w postać Agnieszki Dunin. Przyznaje, że długo nie lubiła odtwarzanej przez siebie postaci, jednak od kiedy jej bohaterka się zmienia i staje się sympatyczniejsza, aktorka przekonuje się do niej. Aneta Todorczuk-Perchuć, która już niedługo pokaże nam się również w serialu "Determinator", aktywnie działa także w teatrze. O pracy na planie "Samego życia" oraz o swoich pasjach - teatrze i śpiewaniu rozmawia z Emilią Chmielińską.

Co słychać u pani bohaterki, co nowego u Agnieszki Dunin?

Aneta Todorczuk-Perchuć: Nareszcie doczekałam się szczęśliwych chwil w życiu Agnieszki. Cieszę się, że wreszcie jest szczęśliwa i mam nadzieję, że scenarzyści trochę się nad moją bohaterką zlitują i to szczęście potrwa dłużej. Moja bohaterka jest wreszcie pewna swoich uczuć, w przeciwieństwie do tego, co było w poprzednim związku z Przemkiem. To był dla Agnieszki trudny czas a dla mnie - jako odtwórczyni tej roli - ciężka i dość monotonna praca. To niezdecydowanie Agnieszki, ciągła niewiedza czego ona chce, a czego nie, stanowiło dla mnie spore wyzwanie. Prywatnie bardzo nie lubię osób, które wyznają zasadę "chciałabym a boję się". To jest okropne. Teraz w końcu sytuacja uległa zmianie, wszystko idzie w dobrym kierunku. Mam nadzieję, że Agnieszkę spotka jeszcze wiele dobrego.

Reklama

Sądzi Pani, że to uczucie Agnieszki i Tomka ma szanse przetrwać? Oboje pracują w tej samej firmie, są ambitnymi dziennikarzami. Nie dojdzie do rywalizacji?

Aneta Todorczuk-Perchuć: Myślę, że uczucie ma szanse na przetrwanie, chociaż to nie będzie łatwe (sama mam męża, który uprawia ten sam zawód i wiem, że czasami nie jest lekko). I z pewnością im większe są ambicje obojga partnerów, tym jest trudniej - wiem to z własnego doświadczenia. Czy w "Samym życiu" w przypadku Agnieszki i Tomka będzie tak samo - jeszcze nie wiem. Na razie żadnej rywalizacji zawodowej między nimi nie ma. Chciałabym, żeby zamiast rywalizacji, rozwijała się między nimi współpraca - tak jak to było dotychczas.

Czy jest jakaś cecha Agnieszki Dunin, która Panią bardzo denerwuje?

Aneta Todorczuk-Perchuć: Jest parę takich cech. Jedną z nich jest taka "grzeczność", która jednak powoduje że Agnieszka nie jest do końca szczera. W serialu było wiele sytuacji, w których nie do końca mówi prawdę, coś kręci. Myślę, że robi to po to, żeby było jej wygodniej w życiu. Są tacy ludzie - ale ja za nimi nie przepadam. Lubię jak ktoś patrzy mi prosto w oczy i mówi to, co myśli a nie "ściemnia". A Agnieszka dużo "ściemnia" . Może poza relacjami przyjacielskimi, bo chyba w kontaktach z Jolą, czy Kingą moja bohaterka jest szczera i ta przyjaźń jest prawdziwa.

A czy Aneta Todorczuk-Perchuć lubi Agnieszkę Dunin?

Aneta Todorczuk-Perchuć: Długo za nią nie przepadałam. Co nie miało żadnego wpływu na moją grę, starałam się najlepiej, jak potrafię oddać to, co zaplanowali scenarzyści. Uważałam, że jej działania, decyzje są egoistyczne. I za to jej nie lubiłam. Widocznie teraz przyszedł wreszcie czas na zmianę i rzeczywiście Agnieszka się zmienia. Tryska energią, radością i jest sympatyczniejsza. Zaczynam ją powoli lubić.

Czy Pani bohaterka ma dużo Pani cech?

Aneta Todorczuk-Perchuć: W serialu jest tak, że tutaj nie da się za bardzo uciec od siebie. Swojemu bohaterowi daje się swoje ciało, głos, wygląd przez bardzo długi czas. Jeśli natomiast chodzi o cechy charakteru, to ja jestem zupełnie inna, niż moja bohaterka. I wiele rzeczy było mi trudno zagrać, szczególnie te sceny związane z trudnym okresem związanym z Łukaszem, wtedy kiedy Agnieszka i Łukasz mieszkali razem. Ja się wówczas z bardzo wieloma rzeczami nie zgadzałam, w takich ludzkich reakcjach. Myślę, że moja bohaterka nie jest specjalnie charakterystyczną postacią, chociaż bardzo charakterystyczną cechą jest właśnie ten egoizm Agnieszki. Jednak to nie powoduje, że ja Agnieszkę odbieram jako postać negatywną, myślę że ona jest po prostu ludzka. A co do podobieństw - to chyba bardziej jest do mnie podobna w tych weselszych sytuacjach. Staram się pozytywnie patrzeć na życie. A przede wszystkim nie uciekam.

Czy według Pani serial "Samo życie" ma wiele wspólnego z prawdziwym życiem?

Aneta Todorczuk-Perchuć: Nigdy nie byłam w prawdziwej redakcji - myślę, że tam się więcej pracuje niż u nas (śmiech). A tak na poważnie - to nie mnie to oceniać . Myślę, że ci którzy śledzą losy bohaterów "Samego życia" i lubią ich, odnajdują prawdziwe życie. Sądzę, że fakt, iż serial gości w domach widzów już tyle lat świadczy o tym, że dostrzegają oni siebie w bohaterach, a problemy poruszane w serialu mogą też być ich problemami. Wszyscy, którzy pracują nad tym serialem, dążą do tego, żeby być jak najbliżej życia. Mam nadzieję, że nam się to choć trochę udaje.

No właśnie - jak to jest z tymi widzami. Zaczepiają Panią na ulicy? Traktują raczej jako Agnieszkę, czy bardziej jako Anetę Todorczuk?

Aneta Todorczuk-Perchuć: Zdarzają się takie sytuacje. Ci którzy mnie zaczepiają, są bardzo sympatyczni. Część widzów podchodzi dosyć poważnie do serialu i są tacy, którzy mówią do mnie "pani Agnieszko" i dają mi jakieś rady. Przez długi okres było tak, że jak ktoś mnie zaczepiał to zazwyczaj pytał, kiedy ja wreszcie będę szczęśliwa. Wtedy odpowiadałam, że nie wiem ale też, że bardzo bym chciała. Mam nadzieję, że teraz już nie będzie takich pytań. Ale pewnie będą inne. Generalnie spotkania z widzami sprawiają, że pojawia się uśmiech na mojej twarzy.

A ogląda Pani seriale?

Aneta Todorczuk-Perchuć: Generalnie oglądam mało telewizji, tym bardziej że mam małe dziecko i każdą wolną chwilę staram się poświęcić właśnie córce. A jeśli chodzi oglądanie siebie w telewizji to chyba nie będę oryginalna - bardzo tego nie lubię.

Jakie plany ma Pani na najbliższe miesiące?

Aneta Todorczuk-Perchuć: Poza grą w "Samym życiu", kończę właśnie serial "Determinator", gdzie gram ciekawą, drugoplanową rolę. Gram w Teatrze Narodowym, występuję też gościnnie w Teatrze Buffo. I czekamy z kolegami aktorami na tłumaczenie niemieckiej sztuki "Happy". Wspólnie z moimi przyjaciółmi postanowiliśmy nie czekać na propozycje grania, tylko wzięliśmy sprawy w swoje ręce i wpadliśmy na pomysł zrealizowania własnej sztuki. Długo szukaliśmy pieniędzy - część kwoty już mamy i szukamy dodatkowych sponsorów. To taka opowieść o dzisiejszych trzydziestolatkach, w Polsce jeszcze nigdy nie była grana - będzie to więc prapremiera. Nie znam jeszcze swojej bohaterki - postanowiliśmy przeczytać to w różnych konfiguracjach i "pójść jak najbardziej pod prąd". Zobaczymy jak to wyjdzie - wychodzimy z założenia, że im dalej każdemu z nas do konkretnej postaci, tym lepiej. Nie wiem kiedy termin premiery, ale już dziś serdecznie zapraszam. Na pewno będzie to w tym roku.

Jest Pani aktorką, ale śpiewanie też ciągle za Panią chodzi...

Aneta Todorczuk-Perchuć: To prawda. Skończyłam liceum muzyczne, grałam na skrzypcach. Odkąd pamiętam to ciągle coś śpiewałam, czasem bardzo dziwne rzeczy. Muzyka cały czas we mnie była i zawsze ciągnęło mnie do piosenki z treścią. Śpiewanie to dla mnie taka silna duchowa potrzeba. Poza tym ja się coraz lepiej czuję na scenie z piosenką. Pan Janusz Józefowicz przygarnął mnie do Buffo, z czego się ogromnie cieszę. Śpiewanie na scenie to dla mnie zupełnie inny skrawek zawodu. Szukam dla piosenek z ważnym tekstem, albo bardzo śmiesznym albo bardzo poważnym. Zrobiłam już jeden recital, teraz przymierzam się do drugiego. Jestem coraz bardziej pewna tego, że śpiewanie będzie mi towarzyszyć. Wcześniej traktowałam to jako przygodę, ale teraz widzę, że piosenka nie chce się ode mnie odczepić i że to coś poważniejszego. Poza tym świetnie się czuję śpiewając, chociaż z drugiej strony dużo mnie to kosztuje - bo jednak trema zawsze jest. Ale ludzie pozytywnie odbierają moje śpiewanie i to jest wielką motywacją do dalszej pracy i do dalszego śpiewania.

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama