Reklama

Rafał Maserak: Przede wszystkim jestem tancerzem

Jeden z najpopularniejszych tancerzy w Polsce opowiada o zachłyśnięciu się popularnością, korepetycjach u kucharzy i o tym, dlaczego nadchodzące święta przyprawiają go o ból głowy.

Jeden z najpopularniejszych tancerzy w Polsce opowiada o zachłyśnięciu się popularnością, korepetycjach u kucharzy i o tym, dlaczego nadchodzące święta przyprawiają go o ból głowy.
Rafał Maserak /A. Szilagyi /MWMedia

Jako mistrz gotowania i zwycięzca "Top Chefa" pewnie pomożesz w przygotowaniu świąt?

Rafał Maserak: - Pomogę? W tym roku to ja je organizuję! Nie wiem, jak to wyjdzie, bo ciągle gdzieś wyjeżdżam i mam dużo zajęć, ale już powoli zacząłem przygotowania. Przyznam, że ja nie bardzo przepadam za tymi wigilijnymi daniami, bo jestem mięsożerny. No, jakiś żurek może być, ale pierogi wolę z mięsem niż z kapustą i grzybami. W każdym razie przyjedzie do mnie cała rodzina, więc bardzo chcę się do tego przyłożyć. Oprócz jedzenia muszę jeszcze kupić talerze, bo mam tylko cztery, a będzie mnóstwo osób. W co ja się wpakowałem?!

Może odpoczniesz w sylwestra. Chyba że pracujesz?

- Jeszcze nie wiem. Zwykle nie pracuję, bo zawsze po świętach wyjeżdżam na narty z przyjaciółmi.

Ciekawe, teraz jesteś częściej postrzegany jako kucharz czy jednak tancerz?


- Gotowanie to świeży temat, dla wszystkich jestem przede wszystkim tancerzem. Ostatnio miałem śmieszną sytuację. Sędziowałem na turnieju tańca i po zakończeniu znajomi zaprosili mnie do siebie. Pojechaliśmy, a oni do mnie: "Słuchaj, jesteśmy głodni! Ugotujesz coś?". Co miałem robić? W lodówce pustka, na szczęście mieli boczek, śmietanę i jajka, więc na szybko zrobiłem spaghetti carbonara. Kiedyś by tak do mnie nie powiedzieli, a teraz widzę, że to się robi normą. Dużo moich znajomych nie wiedziało, że umiem gotować, bo się tym nie chwaliłem. A teraz: "Top Chefie, ugotuj!". Na szczęście sprawia mi to przyjemność.

To pewnie na każdej imprezie musisz tańczyć?

- Tańczę tylko, kiedy mam ochotę. Przeważnie jednak siedzę i obserwuję, bo kiedy zaczynam tańczyć, ludzie myślą, że się popisuję.

Wróćmy jeszcze do "Top Chefa" - długo namawiano cię do udziału w show?

Reklama

- Nie, choć zastanawiałem się chwilę, bo nie znałem tego programu. Na spotkaniu z producentami zapytali mnie, czy potrafię gotować. Powiedziałem, że trochę umiem - robię jajecznicę, schabowego, na razie nikogo nie otrułem. No to mnie wzięli. Poszedłem do programu i okazało się, że żadnych schabowych nie ma, pozostali uczestnicy o gotowaniu wiedzą wszystko, a ja tu z tą jajecznicą... Ale jak już się zdecydowałem, to nie chciałem dać ciała. Prosiłem różne osoby o pomoc i wskazówki i między odcinkami się doszkalałem. Bardzo się w to wkręciłam i do dziś podpatruję kucharzy w restauracjach - oni bardzo chętnie dzielą się wiedzą, bo na co dzień nikt do nich przecież nie zagląda. To taki sam niszowy zawód jak do niedawna taniec.

Prawda, zanim powstał "Taniec z Gwiazdami", nikt nie potrafił wymienić nazwisk tancerzy.

- Dokładnie! Ale dla mnie show-biznes też był obcy - na co dzień byłem skoncentrowany tylko na tańcu turniejowym. Moje życie to była szkoła, trening, dom i tak w kółko. Dzieciństwo też spędziłem w sali treningowej.

No, to przynajmniej nie broiłeś?

- Broiłem, tyle że na sali treningowej.

A co tam można zbroić?

- Oj, można, nie będę się chwalił, bo może do dziś szukają winnych.

Nie miałeś chwili zwątpienia?


- Jako dzieciak byłem nadpobudliwy, dlatego próbowałem chyba wszystkich sportów. Na tych zajęciach wyładowywałem nadmiar energii. Mama mnie tam prowadzała, pewnie po to, żeby mieć spokój w domu. Ale był taki moment, kiedy musiałem zdecydować, co dalej. Wybrałem taniec, choć nie miałem pojęcia, ile mnie to będzie kosztowało. Kryzysy miałem szczególnie wtedy, kiedy z jakichś powodów rezygnowały moje taneczne partnerki. Musiałem szukać nowych, na nowo się przyzwyczajać, to było bardzo trudne. Na szczęście moi rodzice mnie podtrzymywali na duchu i ich wsparcie, które zresztą do dzisiaj mi dają, było nie do przecenienia.

W wywiadach często mówisz o mamie...

- Bo mama w najtrudniejszych momentach uświadamiała mi, ile pracy włożyłem w taniec i że szkoda by było, gdybym teraz z niego zrezygnował. Zresztą, co tu gadać - mama jest najważniejsza! Mieszkamy w Warszawie, mamy częsty kontakt, poza tym jestem jedynakiem.

Gotujesz jej?

- Ostatnio dzwoniła do mnie i robiła mi wyrzuty, że nawet w telewizji gotuję, a dla niej nie chcę.

Nadrobisz w święta. Wracając do tańca - jestem ciekawa, jak wspominasz to przejście z niszy do show-biznesu?

- Kiedy zaczynaliśmy program, nie do końca wiedzieliśmy, jak to wszystko będzie wyglądało. Okazało się, że ludzie bardzo go polubili, ale apogeum przyszło w drugiej edycji. Wcześniej nikt nie znał naszych nazwisk, a tu nagle ludzie zaczęli o nas rozmawiać nawet w autobusach. To nam się spodobało, nie ukrywam. Choć oczywiście, zainteresowanie mediów było uciążliwe. Byliśmy "mięsem armatnim", kimś nowym, w jakiś tam sposób ciekawym. Na szczęście teraz jest spokojniej.

A wy macie wyrobione nazwiska - jak to się przekłada na finanse?

- Ze zwykłego tańca da się wyżyć, to wszystko zależy od tego, na jakim jesteś poziomie. Im wyższe osiągnięcia, tym wyższe stawki. Ale wiadomo, że popularność pomaga.

A ile jest prawdy w twojej rywalizacji ze Stefano?

- Właśnie przed chwilą z nim rozmawiałem! Rywalizacji nie ma, to już nie ten etap. Mamy superkontakt, mogę śmiało powiedzieć, że jesteśmy przyjaciółmi, robimy wspólne projekty. Nie ścigamy się. To media wykreowały jakieś wyścigi, ale my nie zapominamy, że ten program jest przede wszystkim o gwiazdach, nie o nas.

Próbowałeś kiedyś podsumować to, co ci się zdarzyło od czasu "Tańca z Gwiazdami"?

- Dziękuję Bogu, że tak się wydarzyło i bardzo to doceniam. Jestem szczęśliwy z tego powodu.

A był moment, kiedy zaszumiało ci w głowie?

- Kiedy tylko zaczynało mi odbijać, znajomi i rodzice stawiali mnie natychmiast do pionu. Wielu rzeczy w życiu żałuję, był taki moment, kiedy poczułem się wyjątkowy, ale szybko wylano mi na głowę kubeł zimnej wody. Usłyszałem tylko: "Maser, ej, ogarnij się!". No i już było dobrze.

Ewa Gassen-Piekarska

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Teleświat
Dowiedz się więcej na temat: Rafał Maserak
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy