Reklama

Piotr Żurawski: Rozczarowanie światem

Ludzie w pułapce rzeczywistości - mężczyzna oszukany przez szefa i kobieta przez szefa poniewierana. O "Interiorze", kameralnym dziele Marka Lechkiego rozmawiamy z Piotrem Żurawskim, który za swoją kreację otrzymał nominację do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego.

Ludzie w pułapce rzeczywistości - mężczyzna oszukany przez szefa i kobieta przez szefa poniewierana. O "Interiorze", kameralnym dziele Marka Lechkiego rozmawiamy z Piotrem Żurawskim, który za swoją kreację otrzymał nominację do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego.
Piotr Żurawski pokazał w "Interiorze", że aktorsko stać go na wiele /Damian Klamka /East News

Piotr Żurawski gra w "Interiorze" Maćka, młodego mężczyznę, który niespodziewanie dla samego siebie, po kolejnej awanturze ze swoim szefem, oszustem, uprowadza jego samochód i wyrusza w podróż przez Polskę. Film utrzymany jest w tonie spokojnej, poetyckiej narracji.

Autorem - reżyserem i scenarzystą zarazem - jest Marek Lechki, który zdobył uznanie równie kameralną opowieścią "Erratum" (2010) z Tomaszem Kotem w roli głównej, a także serialami "Pakt" (2015) i "Bez tajemnic". Debiutował przed laty - w 2002 roku - w ramach głośnego projektu "Pokolenie 2000".

Reklama

Jak dziś widzi Polskę, nasze życie wewnętrzne i zewnętrzne? Jak Piotr Żurawski odnalazł się w jego świecie i co go w nim najbardziej ujęło?

Dagmara Romanowska: "Interior" to dla pana...

Piotr Żurawski: - Bardzo lubię to słowo. Jest w nim coś niepokojącego, rodzaj terroru. Jednocześnie budzi skojarzenia z odległymi terenami, gdzieś w środku kraju, przez które Maciek podróżuje.

Kino Marka Lechkiego jest bardzo poetyckie, pozbawione niemal słów. Dla aktora to chyba interesujące doświadczenie - jak rozpoczęło się dla pana?

- Scenariusz zachwycił mnie od pierwszego czytania - rzadko zdarza się, żeby w ręce aktora trafił tak doskonały tekst. Tak bardzo rezonujący z moim własnym światem. Od tego momentu wiedziałem, że zrobię wszystko, żeby w tym filmie zagrać. Rozumiałem doskonale postać i intencje tej opowieści. Zafascynowała mnie też forma - fakt, że są to dwie historie opowiadane jedna po drugiej, a nie przeplatające się. Tekst był poetycki, ale zarazem bardzo precyzyjny. Wszystko to, co widać na ekranie, było w nim już zapisane. Zdjęcia, muzyka, tempo. Na improwizację i zmiany nie zostało wiele miejsca.

Przy tego typu projektach reżyser i aktorzy często wiele rozmawiają o filmie. Nie miał pan żadnych pytań do Marka Lechkiego?

- Na kilka dni przed rozpoczęciem zdjęć umówiłem się z Markiem na dłuższą rozmowę. Jechałem na nią z przekonaniem, że mam tyle pytań, tyle kwestii chcę poruszyć... Kiedy już jednak razem usiedliśmy, uświadomiłem sobie, że przecież odpowiedzi znam już od dawna - ze scenariusza. Wszystko się w nim zgadzało, układało i miało swój głęboki sens. Tłumaczyło, dlaczego Marek chce zastosować, takie, a nie inne środki wyrazu artystycznego. Marek dał mi wolną rękę - i chyba też widział, że rozumiem jego intencje i przesłanie, zaufał, że ożywię wizję, którą wykreował w tekście.

Czym najbardziej uwiodła pana ta kameralna, intymna historia?

- Kino Marka ma bardzo specyficzny charakter i nie wszystko da się tu wyrazić słowami, nie wszystko może być nazwane wprost - muzyka i obraz poruszają pewne struny i budzą w widzu określone emocje. Ciężar narracji opiera się nie tylko na tym, co pada w dialogu - jest go tu zresztą bardzo mało, ale co widać w kadrze, jego konstrukcji, rytmie.

- Spróbuję jednak - we mnie najbardziej rezonowało poczucie bardzo trudno definiowalnego i niełatwego do opisania stanu rozczarowania światem. Uczono nas, że jeżeli będziemy ciężko pracować, będziemy uczciwi i przyzwoici, to będziemy bezpieczni, nic się nam nie stanie, nic nam nie zagrozi. A potem okazuje się, że to nieprawda i człowiek usiłuje wydusić z siebie głośny krzyk rozpaczy. Nie jest w stanie, bo ma wrażenie, że jest za jakąś szybą i nikt go nie słyszy. To przeżywa Maciek. Ta emocja jest też udziałem Magdy. Maciek "kradnie" samochód swojego szefa, ale właśnie to nie jest "kradzież", nie jest to "przemoc", a raczej akt jakiejś...

Bezsilności?

- Bezsilności, ale też biernego oporu. Widzimy takie sytuacje w przestrzeni publicznej, w politycznej debacie, aktach różnych aktywistów, walczących o sprawy "przegrane". Popadam tu teraz jednak w publicystykę, a "Interior" taki nie jest. To film o emocjach, które stoją za takimi czynami. To poezja. A od poezji wymagamy tego, aby zauważała pewne rzeczy i zjawiska, uczucia, ale mówiła o nich inaczej.

Jest w "Interiorze" bardzo dużo przestrzeni dla widza i jego uczuć, własnego doświadczenia, metafory.

- Filmy Marka są jak dobre haiku. Bardzo lubię tę formę - kilka zdań, a nawet słów może uruchomić w człowieku coś, o czym ten będzie przez resztę życia myśleć, co z nim pozostanie. Ta lapidarność ma większą moc przesłania i oddziaływania niż wielomilionowa, długa produkcja filmowa. "Interior" nie rymuje się z każdą wrażliwością.

Wracamy do poezji...

- A większość ludzi poezji nie lubi...

Trochę w tym stwierdzeniu defetyzmu, a przecież Marek Lechki może nie proponuje typowego happy endu, ale nie przekreśla go.

- Lubię sobie myśleć, że "Interior" zamyka jednak uśmiech.

"Interior" wejdzie na ekrany naszych kin 18 września. Główni bohaterowie filmu, Magda i Maciek to dwoje trzydziestokilkulatków szukających swojego miejsca na świecie. Ona, pewna siebie kobieta, stawiająca zawodowy sukces ponad rodzinę. On, uwięziony w szponach kapitalizmu, uciekinier, który wywraca swoje życie do góry nogami. Dwoje nieznajomych, których pozornie różni wszystko.

Łączy ich jednak miejsce, w którym przyszło im żyć. To Polska - dla jednych kraj wielkich możliwości, dla innych ojczyzna zatracenia. Pewnego dnia ich losy skrzyżują się i sprawią, że nic nie będzie dla nich już takie samo. Czy Magda zdoła odmienić swoje życie i uratować rodzinę? Czy Maciek znajdzie dla siebie miejsce w świecie, który chce go zniszczyć?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Piotr Żurawski | Interior
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy