Reklama

Nikt nie jest w stanie mnie powstrzymać!

Planuje spotkać się z Bradem Pittem, pisze książkę i rozwija karierę aktorską. Właśnie dostała rolę w "M jak miłość". Jej bohaterka Monika zrobi wszystko, by zdobyć serce największego przystojniaka w serialu - mecenasa Budzyńskiego (Krystian Wieczorek). Czy jej się uda?

Ile czasu spędziłaś w tym roku w samolotach?

Anna Wendzikowska: - W sumie rok niedawno się zaczął, więc niedużo. Dwa razy byłam w Stanach Zjednoczonych i raz w Rzymie. Za to w zeszłym roku przeleciałam ponad sto tysięcy mil. Wymieniłam je w ramach promocji na bilet do Brazylii. W końcu polecę na wakacje! Miałam odwiedzić przyjaciółkę, która się tam przeprowadziła, ale dwa dni po tym, jak kupiłam bilet, rozstała się z chłopakiem i wróciła do Polski. Namówiłam mamę - lecimy razem. Lądujemy w Sao Paulo, a potem jedziemy do Rio de Janeiro.

Reklama

Byłaś w Stanach i Rzymie, żeby przeprowadzić wywiady z gwiazdami kina?

- Tak. Najpierw rozmawiałam z Antonio Banderasem w Los Angeles, potem z Robertem De Niro w Nowym Jorku, a na koniec z Anthonym Hopkinsem w Rzymie. Wszystko w ciągu sześciu dni!

Rozmawiasz z największymi światowymi gwiazdami kina i muzyki. Czy podczas wywiadów czujesz się onieśmielona ich sławą?

- Nie spinam się, rozmawiam z nimi jak z każdą inną osobną. Najczęściej przeprowadzam wywiady z Amerykanami bądź Anglikami, którzy są otwarci i przystępni. Angielski jest językiem skracającym dystans, o wiele luźniejszym niż polski. Nie ma zwrotów "Pan", "Pani", od razu mówi się po imieniu.

Czy zabiło ci mocniej serce podczas jakiegoś wywiadu?

- Spore wrażenie zrobił na mnie Leonardo DiCaprio. Ale największe onieśmielenie odczuwałam podczas spotkania wcale nie z największą gwiazdą, z jaką rozmawiałam, bo z Jennifer Aniston. Od wielu lat oglądam w kółko serial "Przyjaciele", w którym gra jedną z głównych ról. Bardzo dużo się na nią napatrzyłam i pewnie dlatego czułam się nieswojo w jej towarzystwie. Podobne wrażenie zrobiły na mnie gwiazdy "Seksu w wielkim mieście", bo to też jeden z moich ulubionych seriali.

Anna Wendzikowska rozmawia z Colinem Farrellem i Peterem Weirem:

Przeglądałem listę gwiazd, z którymi przeprowadziłaś wywiady. Imponująca. Jeszcze jest ktoś, kogo chciałabyś przepytać?

- Chciałabym przeprowadzić wywiad z Bradem Pittem. Ciekawe, jak wygląda na żywo? Nie wiem, czy się o tym przekonam, bo niechętnie udziela się w mediach.

Wolisz przeprowadzać, czy dawać wywiady?

- Udzielanie wywiadów jest łatwiejsze, bo nie muszę się do nich przygotowywać. Po prostu mówię o sobie, niczym się nie stresuję. Co innego przeprowadzanie wywiadów. Do każdego staram się bardzo dobrze przygotować, przewidzieć, co mój rozmówca powie, jak się zachowa.

Jak długo przygotowujesz się do wywiadu?

- Im dłużej się tym zajmuję, tym krócej. Z różnych powodów. Mam większą wprawę i coraz mniej czasu. Zwykle drukuję materiały i czytam w samolocie. Podkreślam interesujące aspekty, zapisuję pytania, notuję uwagi na marginesach. Potem układam to w całość, starając się zmieścić się w pięciu minutach, bo tyle zazwyczaj trwają wywiady telewizyjne.

Kilka szkół, aktorstwo, dziennikarstwo, wyjazd za granicę, praca. Pędzisz od najmłodszych lat...

- Może to tak trochę wygląda, ale nie pędzę na oślep. Mam bardzo jasno wyznaczone cele i dokładnie wiem, czego chcę.

Zamieniam się w słuch.

- To nie znaczy, że od razu ci o tym powiem (śmiech). Raz na jakiś czas robię listy celów, które chcę osiągnąć w ciągu miesiąca czy roku. Potem znajduję te kartki w szufladzie, przeglądam i okazuje się, że udaje mi się wszystko, co wymyślam. Nie idę ślepo przez życie, podejmuję przemyślane decyzje. Zawsze chciałam studiować za granicą - studiowałam, zawsze chciałam być aktorką - jestem.

Historia jak z bajki...

- Uwierz mi - to nie bajka. Okupuję to ciężką pracą. Myślę, że wiele celów udaje mi się osiągnąć dzięki skrupulatnemu planowaniu. Zastanawiam się, gdzie powinnam postawić następny krok, kiedy wejść na kolejny szczebel drabiny. I, co jest chyba najważniejsze, nie zrażam się, gdy coś nie idzie po mojej myśli. Dużo ludzi rezygnuje z marzeń, bo sądzą, że nie da się ich zrealizować, a gdy już próbują, łatwo się poddają, a przecież nie zawsze wychodzi za pierwszym podejściem. Uważam, że nie ma rzeczy niemożliwych. Mogą być trudne do zrealizowania, nie musi mi się udać, ale jeśli nie sprawdzę, nie przekonam się o tym. Zawsze podejmuję próbę. Nic i nikt nie jest w stanie mnie powstrzymać!

Jak przeżywasz porażki?

- Zdarza mi się płakać, tracę zapał, nadzieję, że coś jest możliwe. Daje sobie wtedy chwilę na krótką żałobę, a potem próbuję dalej.

Rolę w "M jak miłość" też zaplanowałaś?

- Tak, chciałam zagrać w polskim serialu i się udało (śmiech).

Powiedź coś o swojej bohaterce.

- Nazywa się Monika Ochman i jest koleżanką z pracy mecenasa Budzyńskiego (Krystian Wieczorek - przyp. aut.). Na razie za dużo o niej nie wiem, ta historia otwiera się przede mną powoli.

Budzyński to największy przystojniak w serialu. Czy twoja bohaterka będzie go kusić?

- Monika już w pierwszej scenie spotka Budzyńskiego i Martę (Dominika Ostałowska - przyp. aut.), która - jak każda kobieta - na wszelki wypadek będzie zazdrosna.

Monika da jej do tego powody?

- W jednym z odcinków moja bohaterka powie, że musiała zwolnić się z poprzedniej pracy, bo miała dwuznaczną sytuację z szefem. To chyba postać, która sieje ferment. Będzie kusić i flirtować z Budzyńskim, spróbuje wyciągnąć go do klubu.

Ulegnie jej urokowi?

- Początkowo będzie powściągliwy, ale potem kto wie... Monika będzie też kręcić się wokół Piotrka (Marcin Mroczek - przyp. aut.). Odwiedzi go nawet w domu, co nie spodoba się Kindze (Katarzyna Cichopek - przyp. aut.).

Pierwszy dzień zdjęciowy na planie "M jak miłość" spędziłaś w dość nietypowym miejscu...

- Tak, mieliśmy zdjęcia na lodowisku. Nie jestem wyczynową łyżwiarką, ale jeździłam od dzieciństwa na rzeczkach i stawach, więc nie było problemu. Nie przerażają mnie łyżwy.

Oglądasz "M jak miłość"?

- Nie mam w domu telewizora. Mama ogląda. Potajemnie, bo tata jej nie pozwala (śmiech). Ucieszyła się, że dostałam tę rolę. "M jak miłość" jest emitowane o bardziej ludzkiej porze niż "Dzień Dobry TVN", więc będzie miała więcej okazji, żeby mnie zobaczyć w telewizji.

Jesteś aktorką i dziennikarką telewizyjną. Myślisz o kolejnym zawodzie?

- Jeszcze piszę. Felietony dla magazynu "Glamour", teksty dla portalu internetowego Plejada i książkę. Chciałabym, żeby wyszła w tym roku, ale brakuje mi czasu. Powinnam mieć już ponad połowę, a napisałam dopiero jedną trzecią. To lekka, babska powieść, której akcja dzieje się w Londynie.

Opisujesz w niej historie z własnego życia wzięte?

- Pisząc tę książkę, czerpię z moich doświadczeń emigracyjnych. Wkładam trochę siebie, zmieniam i opisuję przygody innych ludzi, o których mi opowiadali.

Wiesz, czym jest wolny czas?

- Ostatnio mam go bardzo mało. Pierwszy raz od dwóch lat znalazłam chwilę na wakacje. Wyłączam telefon, nie biorę komputera i odcinam się od pracy! Przestałam wychodzić na imprezy, nie sprawiają mi już takiej radości jak kiedyś. Niestety, nie mam też czasu na sport. Szkoda, bo bardzo lubię aktywnie spędzać czas. Uwielbiam nurkować, jeździć konno i biegać.

A co z życiem prywatnym? Facet? Rodzina? Dzieci?

- Mam czas na związek. W ograniczonym wymiarze, bo mój chłopak też akurat bardzo dużo pracuje. Tak się dobraliśmy (śmiech). Jeszcze nie nadszedł moment, w którym z pełną świadomością zadecydowałabym, że pragnę mieć dziecko. Chcę z moim partnerem wybrać idealny moment, a on jeszcze nie czuje się na to gotowy.

Rozmawiał: Kuba Zajkowski

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: Anna Wendzikowska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy