Reklama

Nie można rezygnować z marzeń

Tańczy już od dawna, jednak to właśnie udział i wygrana w programie "You can dance - Po prostu tańcz!" sprawiły, że jego tańcem zachwyciła się cała Polska. Maciej "Gleba" Florek w rozmowie z Hanną Krzyżanowską, opowiada o pracy nad sobą i sposobie na realizację marzeń.

Udział w programie "You can dance - Po prostu tańcz!" to przede wszystkim długa droga i ogromny wysiłek. Czego dowiedziałeś się o sobie podczas pracy nad własnym rozwojem?

Maciej "Gleba" Florek: Chyba właśnie dlatego, że było aż tyle treningów, to w pewnym momencie miałem wrażenie, że jestem nieśmiertelny w tym programie. Trzeba być maksymalnie silnym człowiekiem i przeć do przodu. Dowiedziałem się, że to się sprawdza. Nie można sobie pozwolić na chwile słabości. Od samego początku byliśmy zauważalni, nie można sobie pozwolić na pójście w bok, odpuszczenie pewnych rzeczy. Kolejną sprawą jest też chyba to, że hasło, którego kiedyś użyłem: "Dance or die" - funkcjonuje i program "You can dance" to udowodnił. Nie można się poddawać, tak naprawdę, trzeba cały czas pracować. Im ciężej się pracuje, tym większe szanse, że dojdzie się do końca, albo przynajmniej będzie się zadowolonym.

Reklama

Czy podczas poszczególnych etapów programu czuć było, że rywalizujecie ze sobą?

Maciej "Gleba" Florek: Jeśli chodzi o program, to trudno mówić o rywalizacji. My tak naprawdę zaczęliśmy rywalizować w momencie, kiedy Agustin powiedział, że jest jakiś zwycięzca. Było to już po wszystkich naszych duetach i solówkach. Wcześniej nie zastanawialiśmy się nad tym. Tak jest skonstruowany program, że przy openingu cała grupa pracuje na zwycięstwo. Później przy duetach pracujesz z drugą osobą, jesteś za nią odpowiedzialny. Natomiast przy solówce sam siebie pokazujesz i nie masz nikogo wokół, żeby z nim rywalizować. Naprawdę tego się nie czuje. Dopiero w momencie, kiedy Agustin otworzył kopertę, dał nam do zrozumienia, że był to jakiś konkurs.

Wybierasz się teraz na stypendium do prestiżowej szkoły tańca w Nowym Jorku. Czy wiesz już, co chciałbyś robić po powrocie. Czy chciałbyś uczyć tańca?

Maciej "Gleba" Florek: Moim marzeniem jest stworzenie teatru tańca. Mieć po prostu budynek teatralny, w którym przy okazji oczywiście będę pracował nad szkoleniem ludzi. Tak jak to jest w niektórych placówkach w Polsce, jest Polski Teatr Tańca, Śląski Teatr Tańca, jest kilka ośrodków, które przy okazji tego, że tworzą różne projekty i zapraszają ludzi do współpracy, dają ludziom szansę, by tańczyć. Wydaje mi się, że to jest cenne, a takich teatrów jest jednak mało.

Z moją grupą stworzyliśmy festiwal kultury i sztuki ulicznej, gdzie ludzie przyjeżdżają z całego świata i tam tworzą swoje projekty. Młodych ludzi zaprasza się do tego, by tworzyli spektakl, który później się pokazuje. Mi tego, jak byłem młody, bardzo brakowało. Mam już jakieś doświadczenie w tańcu i mam już wpływ na to, co się dzieje z moim życiem i życiem innych ludzi, więc chciałbym dać im szansę. Taką szansę, jaką ja dostałem w pewnym momencie od losu. To że wygrałem jakiś casting, poszedłem o jeden projekt do przodu, później kolejny i tak dalej. To później procentuje. Program "You can dance" daje tak naprawdę "twarz" w świecie tanecznym. Mam nadzieję, że to będzie dalej procentować i dalej będziemy się rozwijać. My robiliśmy darmowe warsztaty, tak aby na początku skupić jak największą ilość osób. Teraz mam nadzieję, że jeszcze więcej osób pojawi się na takich warsztatach.

Jakiej rady udzieliłbyś komuś, kto marzy o udziale w drugiej edycji show "You can dance"?

Maciej "Gleba" Florek: Pierwsza sprawa to casting. Przy pierwszej edycji było mnóstwo osób, które pomyślały sobie "to jest program rozrywkowy, nie wiadomo co mnie tam spotka i nie warto w to zainwestować". Moim zdaniem zawsze warto pójść na casting, zawsze warto się sprawdzić. Przecież zawsze można powiedzieć sobie w pewnym momencie: to nie jest program dla mnie, to nie jest wyzwanie, któremu ja akurat chciałbym sprostać. Ale jeśli się nie próbuje, to od razu jest się na przegranej pozycji.

Dla mnie to było coś niesamowitego, że podczas castingu wiedziałem, że jeśli przejdę dalej, to mam szansę pojechać do Paryża. Ktoś jeszcze miałby mi na to dać pieniądze i opiekować się mną. Do tego jeszcze była szansa na współpracę z najlepszymi choreografami. Chyba każdy chciałby czegoś takiego spróbować... Niestety było mnóstwo osób, które powiedziało sobie: nie, nie interesuję się tym. Nawet niektórzy z moich przyjaciół myśleli, że nic z tego nie będzie.

Moim zdaniem pierwsza edycja tego programu udowodniła, że można w tym programie tworzyć, a przy okazji jest miejsce na siebie, można pokazać własną osobowość. Nie wiem jak często w życiu zdarza się, aby ktoś komuś zaproponował, by robił przez 30 sekund swoje solo w telewizji. Tak aby wszystkie światła były skierowane na ciebie i by mnóstwo osób, które tam pracuje, były do twojej dyspozycji. Nie wiem jak można nie skorzystać z takiej szansy.

Trzeba być wytrwałym i brnąć w wyznaczonym kierunku. Trzeba się też rozwijać, bo nie jest powiedziane, że jeden styl wygrywa.

Na początku myśleliśmy, że tylko Hip-Hop się przebije (90 proc. ludzi na castingu to byli "hip-hopowcy"). Okazało się, że daliśmy radę uciec też w inne kierunki. Ja mimo to, że też tańczę Hip-Hop, to starałem się poszukać czegoś innego.

Trzeba pamiętać jeszcze o jednym. To jest telewizja i nie ma czasu na to aby się zastanawiać czy chce się zatańczyć. Jak jest casting, trzeba od razu wchodzić na scenę i tańczyć. Trzeba pokazać się takim, jakim się jest i nie fałszować rzeczywistości.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy