Reklama

Niczego nie żałuję

9 marca 2008 roku mija druga rocznica śmierci Hanki Bielickiej. Z tej okazji przypominamy ostatni wywiad, jakiego Ince Wieczeńskiej udzieliła niezapomniana artystka.

Hanka Bielicka- pierwsza dama polskiego humoru. Wybitna aktorka estradowa i teatralna. Symbol długowieczności, wiecznej młodości i optymizmu.

Hanka Bielicka: Moja malutka strasznie dużo komplementów powiedziałaś. One są dla mnie kontrowersyjne. Jestem w jakimś sensie uosobieniem optymizmu, ale na scenie, nie w życiu prywatnym.

Nie podpisuję się pod wszystkimi monologami. Nie wszystko co mówiłam jako postacie estradowe, były moimi ocenami życia, jego rozwoju, kobiecości i miłości. Takie było zapotrzebowanie. Ja wewnątrz jestem zupełnie inna i może to dobrze, że przez te długie, długie lata nie wszystko mówiłam, o czym myślę i jak oceniam.

Reklama

Z czym się pani w takim razie nie zgadza?

Hanka Bielicka: Nie zgadzam się z tym women liberation za wszelką cenę. Do czego kobiety doszły? Widzicie, co się dzieje ze światem? Świat się robi taki nieszczęśliwy, tak potrzebujący ciepła, serdeczności. A kobiety straciły to co miały najpiękniejsze. Nie są intymne, nie są ukryte, nie są w sekrecie, nie chowają niczego. Wszystko chcą pokazać, wszystko od góry do dołu i biust i biodra. Wszystkie chodzą na siłownię razem z chłopakami. Tu mięso, tu mięso i właściwie nie wiadomo czy to chłop czy baba. No czy to jest osiągnięcie wielkiego marszu emancypacji?

Czy sekret, niedomówienie odgrywa jakąś rolę?

Hanka Bielicka: Taaaak, wielką!!! Wydaje mi się, że niedopowiedzenie do końca nawet umówionej randki, czy myśli, która prowadziłaby do jakiegoś decydującego momentu między dwojgiem ludzi, zostawia jeszcze jakąś szansę na załatwienie konfliktu. Poza tym kobiety miały tajemniczość, nie łatwo się było do nich dostać. Trzeba było pochodzić, poromansować, nawiązać kontakty najpierw towarzyskie, a potem rodzinne. Trzeba było umieć dojść do tej kobiety, poznać, jaka ona jest, a potem dopiero się z nią zbliżyć. A oni, rano się poznają, a wieczorem ze sobą śpią. Dzisiaj mężczyzna wie, że wieczorem jak nie jedna to druga.

I czar pryska?

Hanka Bielicka: Niestety, potem wielkie rozczarowanie, chyba jeden na 100 taki przypadek się spełnia. Zastanówcie się młode przyjaciółki.

Jest pani kobietą z wielkim charakterem, czy to pomaga czy przeszkadza?

Hanka Bielicka: Sama pani widzi jak przeszkadza, przepraszam, że się tak wymądrzam, ale jestem zrozpaczona. Myślę, że ten nasz wywiad będzie ostatnim wywiadem. Nie chcę już o niczym i nic mówić, bo uważam, że kobiety za dużo straciły. Zapędziły się w taki tupik, muszą uderzyć głową w ścianę i powiedzieć do czegośmy doszły. Co będzie dalej?

Humor to najtrudniejsza dziedzina sztuki teatralnej.

Hanka Bielicka: Tak ten humor, jaki reprezentuję to perfekt satyra, a nie prawda życiowa. Aktor satyryczny takiego typu, co ja, po pierwsze powinien mieć umiar. Można żartować, ale nie ze wszystkiego. Po drugie należy bardzo ostrożnie żartować z autorytetów, nie zabierać wszystkiego, zostawiać nadzieje. Myślę też, że tym swoim nawet satyrycznym humorem nic nie popsułam, nie zdeptałam żadnej sprawy i to mnie cieszy.

Widać to w życiu prywatnym, ludzie rozpoznając mnie, mają uśmiech na twarzy. Nasza publiczność jest bardzo serdeczna, taka ciepła, no nie wiem czy dla wszystkich taka sama?

Ciężko sobie pani na to zapracowała.

Hanka Bielicka: Myślę, że jestem łatwa w humorze. To, co we mnie było prywatne miało wpływ na to jak ja mówiłam na estradzie. Przemawiałam przez swoje ubranie, suknie z trenem, przez swoje kapelusze z piórami, woalem. Natomiast martwię się, że moje młodsze koleżanki nie będą miały takiego dojścia do publiczności. Wydaje mi się, że powinien się zacząć zupełnie nowy ton współżycia z publicznością. Ja natomiast pomalutku żegnam się z publicznością.

Pani Haneczko chyba się pani ze mną zgodzi, że była pani dla ludzi taką pigułką na szczęście?

Hanka Bielicka: Tak, pigułką na uśmiech persen - jak to mówią. Potrafię się roześmiać nawet, kiedy nie jest najlepiej.

Kiedyś pani profesor ze szkoły teatralnej powiedziała tak, że jeżeli po 30 latach będą Cię znały i lubiły babki, córki i wnuczki to możesz spać spokojnie. Czy spokojnie śpi Hanka Bielicka?

Minęło 65 lat mojej pracy zawodowej, a wy się śmiejecie z tych samych dowcipów, które opowiadałam 20 lat temu, to mogę zasnąć i się nie obudzić.

Występy traktuje pani jako antidotum na ludzkie kłopoty, czy na swoje też?

Hanka Bielicka: Kochanie, traktujesz mnie jako satyryka, ja na scenie nie powiedziałam żadnego prywatnego słowa. Wszystko są to teksty pisane dla mnie. Zachowywałam się jak dyrektor teatru i kupowałam teksty. Ludziom się wydawało, że to jest moje spojrzenie na świat, ale tylko w formie. W treści to Wiech, Gozdawa, Stępień, Korpolewski no i oczywiście Brzeziński ze słynną Dziunią Pietrusińską. To oni mieli w sobie to ciepło. To oni byli tak blisko i dzieciom i kwiatom i zwierzętom.

Zgodnie z wykształceniem aktorskim, 20 lat pozostaje pani wierna teatrom dramatycznym, a jednak estrada zwycięża. 40 lat to nie mało, czy to nie ironia losu?

Hanka Bielicka: Muszę się pani przyznać, że nie umiem powiedzieć kto ma większe zdolności aktorzy estradowi, czy teatralni. Nie wiem też czy publiczność sobie zdaje sprawę, jaka jest różnica między teatrem, a estradą. W teatrze gra się z partnerem, a publiczność podsłuchuje i podpatruje, a na estradzie partnerem jest widz, a nie kolega aktor.

Pani przygoda z estradą rozpoczęła się od "Siedmiu kotów". To pani pierwszy kabaret?

Hanka Bielicka: Tak nie można powiedzieć. Ballady podwórkowe to ja pierwsza przywiozłam z Łomży. Jednak Sempoliński, z którym razem byliśmy w Wilnie ciągnął mnie na estradę, to właśnie on twierdził, że ja jestem estradówką. Pamiętam, kiedy się wojna skończyła on robił małe koncerty. Spaliła się jakaś szkoła i został parkiet, to on zrobił popołudniówkę. Wystąpili wszyscy aktorzy z operetki. I tak pomału, pomału i zaczęłam walczyć na estradzie. I chwała Bogu.

Rozmawiając z Haneczką Bielicką nie sposób nie wspomnieć o wykreowanej przez panią roli Dziuni Pietrusińskiej w "Podwieczorku przy mikrofonie" Przyniosła pani największą popularność, a jednocześnie przekreśliła prawo do aktorstwa? Hanka Bielicka: Ech tam aktorstwo. Dziunia Pietruśińska to było wielkie zapotrzebowanie i wielka popularność. Tego się nie da zapomnieć. My sobie nie zdajemy sprawy jakie olbrzymie znaczenie miało wyjście do publiczności. Opowiadał mi pewien człowiek:. Panie my panu damy 5 zł, my musimy tę cholerę zobaczyć, co ona ma w tym pysku. Jak ona wygląda, to pewnie musi być wielka baba? A potem się dziwili. Ech tam z niej taka kobitka, skąd w niej tyle siły?

Widzisz moja kochana nie bardzo rozumieli co to jest aktorstwo, a co to osobista sprawa. I chyba dobrze.

25 lat "Podwieczorku przy mikrofonie" to olbrzymia ilość znakomitych tekstów. Trzeba mieć fenomenalną pamięć, aby tyle tekstów przygotować wierszem.

Hanka Bielicka: Każdy monolog 4 noce. W poniedziałek Brzeziński przywoził teksty, piątek generalna próba i w sobotę podwieczorek szedł na antenę.

Nic pani nie improwizowała, wszystkie teksty mówiła pani z pamięci?

Hanka Bielicka: Trzymałam dużą dyscyplinę, nie wprowadziłam do swojego życia nicości. A po ostatnim upadku nic nie pamiętałam, wszystko zapomniałam. Choć znowu zaczyna się otwierać i przypominam sobie a to piosenki, a to ballady. Słyszę w nocy, a ja mówię i śpiewam. Aniele mój, ąniele mój?.

Chcę teraz zrobić takie ostatnie wesołe pożegnanie. Ostatnie ballady podwórkowe, ostatnie wspomnienia??..

Pracowała pani z największymi znakomitościami polskiej sceny jak Mira Zimińska, Ludwik Sempoliński, Wiesław Michnikowski, Kazimierz Brusikiewicz, Jarema Stępowski, jakie to miało znaczenie w pani życiu estradowym?

Hanka Bielicka: Phi, a jakie to miało mieć znaczenie? Że się cieszyłam. Jeździłam, gadałam, śmiałam się. Byłam przez to popularna, co do dzisiaj przetrwało.

Właśnie niedawno usłyszałam recenzję z filmu" Ja wam pokażę." Dobry film, tylko szkoda, że tak mało Bielickiej. To chyba najlepszy komplement, jaki może być"?Więcej aktorce nie można powiedzieć.

Wystąpiła pani w około 20 filmach. Nie żałuje pani, że tak mało?

Hanka Bielicka: To, że mało to nie żałuje, ale, że nie dobre, bo to produkcyjniaki jak np. "Jasne łany kraj zasrany". (śmiech).

Ogromnie się pani wyróżniała na estradzie kipiąc temperamentem. Nie było równych pani. No może Irena Kwiatkowska była największą konkurencją?

Hanka Bielicka: Ech, jaka konkurencja, Irena zawsze precyzyjna w swoim gatunku i jeżeli były dwa monologi np. jeden przekupka, a drugi dama w przybytku rozkoszy, to wiadomo. Irena była damą, a ja przekupką. I to było zrozumiałe.

Ludzie tylko tak uważali, że to jest konkurencja. Dzisiaj to nazywają moobing. 12 lat siedziałyśmy przy jednym stoliku. Była Kwiatkowska, Górska, Pelegrini, Korsakówna. To jak mogłyśmy się kłócić?

Nieodłącznym atrybutem pani występów jest kapelusz. Czy może chciała coś ukryć pani Hanka Bielicka?

Hanka Bielicka: Kochanie. Miałam bardzo słabiutkie włoski, nieciekawe uczesanie i kiedy ten kapelusz włożyłam wydawało mi się, że byłam bardziej romantyczna, lepsze oko mniejszy nos. Myślałam, że jestem ładniejsza. Razem z Ćwiklińską odkupywałyśmy kapelusze od żon dyplomatów. Ona miała 7 kapeluszy i ja miałam 7 kapeluszy. "Słoma" była na lato, a' filc" był na jesień. Nic się nie zmieniło. Całe 60 lat kanotiery, kanotiery i na scenie też. Tylko na scenie jeszcze pióra do góry. Ten mój kapelusz zrobił większą karierę niż ja. Tak, że kapelusz noszę do dzisiejszego dnia.

Czy Hanka Bielicka dająca tyle szczęścia i radości innym ma go również dla siebie.

Hanka Bielicka: Tak myślę, że jutro mogłabym umrzeć i byłabym zupełnie spokojna.

Uważam, że to co do mnie należało zrobiłam. Ho, ho, oczywiście najchętniej chciałabym być w Wiedniu w latach 1900. Latałabym z jednego koncertu na drugi i te romanse, pióra, byłabym szczęśliwa, a tak nie miałam wiele z życia prywatnego.

Pani małżeństwo było wymuszone przez historię. Czyżby pani nie kochała amanta owych czasów, jakim był Jerzy Duszyński?

Hanka Bielicka: On nigdy nie chciał być na estradzie. To jego nie bawiło. Patrzeć na to nie mógł, więc ja powiedziałam: " Ty zostań w teatrze, a ja pójdę do kabaretu". I tak się stało. Rozeszliśmy się nie tylko osobiście, jako kobieta i mężczyzna, ale jako aktorzy. Był taki moment, że już naprawdę nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia. Więc powiedziałam: " Jurek dajmy sobie spokój".

Czyli jakiego mężczyzny oczekiwała Hanka Bielicka?

Hanka Bielicka: Żadnego. Nie powinnam z nikim i niczego zaczynać, bo się do niczego nie nadawałam. Ciągle myślałam o tekstach. Nie chcę już do tego wracać.

Pani Haneczko jest pani po cudownym jubileuszu. 90 lat to przepiękny wiek. Czego jeszcze pragnęłaby pani?

Hanka Bielicka: Jak najprędzej umrzeć. Już nie żałować. Wszystkiego mam dosyć. I Wiktorów stojących na kaloryferze i kwiatów i cale szuflady listów gratulacyjnych. Proszę napisać na końcu "Je ne regrette rien" jak Edit Piaf "Nie żałuję niczego". Wszystko było ok. Mam życie spełnione. Tylko bardzo ostrzegam dziewczęta. Nie idźcie za daleko w tę women libration, bo znajdziecie taką samą ścianę, od której się odbiłyście. Życie jest takie, a nie inne. Nie ma nowej epoki.

Dziękuję za rozmowę.

Hanka Bielicka: Ale mnie zmęczyłaś okropnie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy