Reklama

Natalia Rybicka: Tańczę, śpiewam, strzelam

Cały czas trzeba się uczyć nowych rzeczy! Natalia Rybicka niedawno opanowała umiejętność… odpoczynku od pracy.

Cały czas trzeba się uczyć nowych rzeczy! Natalia Rybicka niedawno opanowała umiejętność… odpoczynku od pracy.
Natalia Rybicka na planie "Blondynki" /Wojciech Wojtkielewicz / Polska Press /East News

Poprzednio spotkałyśmy się świeżo po twoim debiucie w "Blondynce". Teraz możemy oglądać drugą serię z twoim udziałem. Coś się zmieniło?

Natalia Rybicka: - Podczas przerwy między zdjęciami do piątego i szóstego sezonu, zupełnie nieoczekiwanie dla mnie, pojawiła się tęsknota za serialem. Wyczekiwałam powrotu na plan, spotkania z resztą ekipy. Wcześniej była adrenalina - zastanawiałam się, jak mnie przyjmą inni aktorzy i czy widzom spodobam się w roli pani weterynarz. Teraz, kiedy już dobrze poznałam Sylwię, z przyjemnością znów ją zagrałam.

Podzielisz się wspomnieniami?

- Długo by opowiadać... Na przykład bardzo ciekawie realizuje się sceny porodu klaczy, która tak naprawdę nie jest w ciąży.

Jak się to odbywa?

- Głównie w naszej wyobraźni. Aktorzy grają, kamera pracuje, a potem wybiera się i montuje odpowiednie ujęcia. Tworzymy taką alternatywną rzeczywistość.

Podobno pomiędzy twoją bohaterką, a Dawidem (Grzegorz Małecki) padną poważne deklaracje...

- Umówmy się, że Sylwia swoje przeżyła. Miała już złamane serce, z tego powodu ciężko jest jej teraz bez namysłu się zaangażować. Dlatego jest ostrożniejsza i pełna niepokoju. Nie wierzy w deklaracje Springera, na przykład takie, jak wspólny wyjazd za granicę. Bardzo by chciała z nim podróżować, ale nie jest w stanie rzucić wszystkiego i kierować się tylko sercem. Zostanie w Majakach.

Czyli ślubu na razie nie będzie?

Reklama

- Nie będzie.

W jednym z odcinków strzelałaś z dubeltówki. Robiłaś to wcześniej?

- Nie, to był mój pierwszy raz z bronią palną. To jest siła - trzymając strzelbę w ręku, czuje się przypływ mocy, można przenosić góry. Nie jestem bojaźliwą osobą, więc taki sprzęt bardzo mi pasował.

Wybierzesz się na strzelnicę?

- Tak. Mam taki pomysł. Zwłaszcza, że być może będę miała okazję wypróbować te umiejętności w nowym zawodowym wyzwaniu.

Jakieś szczegóły?

- Dopóki nie mam podpisanej umowy, nie mogę nic powiedzieć. Jedyne, co zdradzę, to że chodzi o projekt telewizyjny. Tak czy inaczej uważam, że zawsze warto się szkolić, zbierać nowe umiejętności. Nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą.

Wiem, że sporo potrafisz. Pochwalisz się?

- Tańczę, śpiewam, a teraz też strzelam. Pochodzę ze sportowej rodziny - od dziecka trenowałam gimnastykę artystyczną. Znam trochę judo, pływam na jachtach, waveboardach, jeżdżę na nartach, snowboardzie. Jak mam wolną chwilę, surfuję - to moja największa pasja. Ostatnio byłam w Maroku, poszukując dobrych fal. Wypływając w morze, nabieram dystansu, wyciszam się.

Czyli jesteś świetnie przygotowana do roli w filmie akcji?

- Tak! Do tego - co wcale nie jest oczywiste - mam prawo jazdy! Często się zdarza, że aktorzy zatrudnieni do filmu tak naprawdę nie potrafią prowadzić auta. Ktoś to musi wtedy za nich robić.

A ty korzystałabyś, gdyby była taka potrzeba, z pomocy kaskaderki?

- Kilka lat temu - nie. Byłam chojrakiem i wszystko chciałam sama robić. Teraz doszłam do wniosku, że nie ma takiej potrzeby. Są ludzie, którzy wykonają niebezpieczne sceny lepiej ode mnie, a w razie wypadku nie będzie konieczności przerwy w zdjęciach. Na przykład do "Blondynki" nauczyłam się jeździć konno, ale produkcja i tak zatrudnia kaskaderów. Bo czas to pieniądz.

Zastępuje cię pani, czy pan kaskader?

- Różnie bywa. Czasem na koniu udaje mnie mężczyzna występujący w blond peruce.

Jakieś ciekawe zwierzęta pojawią się w tym sezonie w "Blondynce"?

- Tak. Będę musiała zająć się strusiem. Jasiunia [Izabela Dąbrowska - przyp. red.] wróciła z Australii i razem z Auguścikową [Hanna Śleszyńska - przyp. red.] i otworzą fermę. A ja będę leczyła strusie.

A sama masz pupila?

- Kota na dochodne. Mój tryb życia nie pozwala na pełną opiekę nad zwierzęciem, dlatego dzielę się tym obowiązkiem z rodzeństwem. 

Wrócisz jeszcze do "Na dobre i na złe"?

- Pojawiają się takie plany, ale na razie nie mogę powiedzieć nic konkretnego.

Jesteś gwiazdą, ale nie piszą o tobie w rubrykach plotkarskich. Jak to się robi?

- Nie wiem. Może po prostu trzeba chcieć się tam pojawiać? Ja nie mam takiej potrzeby. Robię swoje i nawet się nad tym nie zastanawiam. Gdy byłam dziewczynką i grałam w "Samym Życiu", ludzie w tramwaju pytali mnie, czy się nie boję tak podróżować. Mówili też, że jestem brzydsza niż w telewizji. Na szczęście miałam duży dystans do tego wszystkiego. Może kiedyś przyjdzie taki czas, że będę potrzebowała uwagi mediów? Nigdy nie mów nigdy. Na razie dobrze mi jest w miejscu, w którym jestem.

Wystąpiłabyś w programach typu "Taniec z Gwiazdami" albo "Azja Express"?

- Padały propozycje z różnych show, ale to nie dla mnie. Do Azji wolę sobie sama wyjechać bez kamer. Chciałabym być aktorką, a nie Natalią Rybicką, która pokazuje swoją prywatność milionom widzów. Bo ja tak naprawdę bardzo się wstydzę. Gdy wchodzę w rolę, jestem kimś innym.

A pokazać siebie jako siebie?

- Nie. Raz - nie mam takiej potrzeby. Dwa - spaliłabym się ze wstydu.

Postanowienia noworoczne?

- Uważam, że jak się planuje swoją rzeczywistość, to potem, nawet nie wiesz, kiedy to samo przychodzi. W pewnym sensie.

Coś się spełniło?

- To są małe rzeczy. Pamiętam, jak przed maturą tata mi powiedział: "Wymyśl sobie plan życia na cztery lata". Roześmiałam się, bo wydawało mi się to niemożliwe. On się dalej upierał: na trzy, dwa albo choć na rok. W końcu uległam i spisałam - zdać maturę, zrobić prawo jazdy, przeprowadzić się na swoje. Wszystko udało się zrealizować w ciągu dwóch lat.

A plany na 2018 rok?

- Chciałabym nauczyć się nowego języka. Może hiszpański? Choć z drugiej strony niedawno nauczyłam się odpoczywać. Od dziecka pracuję i dopiero teraz, po zdjęciach do "Blondynki", postanowiłam te intensywnie zarobione pieniądze wydać na siebie, swój rozwój i przyjemności. Podróżuję po świecie i bardzo dużo mi to daje. Zamierzam to kontynuować. Tak, by nie żyć tylko pracą, ale cieszyć się też małymi rzeczami. By nie było tak, że albo pracuję, albo płaczę, że nie pracuję.

Monika Ustrzycka

Kurier TV
Dowiedz się więcej na temat: Natalia Rybicka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy