Reklama

Myślenie o człowieku

Magdalena Voigt: Jak wiele kobieta jest w stanie poświęcić dla ukochanego mężczyzny?

Danuta Stenka: - Myślę, że bardzo wiele. Jest w stanie poświęcić nawet życie.

MV: George Sand poświęciła dla Chopina bardzo wiele?

Danuta Stenka: - Tak. Bardzo wiele. Myślę, że związek dwojga osób o tak nieprzeciętnych osobowościach jest zwykle narażony na rozpad albo zaistnienie sytuacji, w której jedna za stron musi usunąć się w cień. Bo dwie siły nie mogą grać "pierwszych skrzypiec". To się na pewno nie uda. A George - i za to ją cenię, podziwiam, to świadczy o jej wielkiej mądrości - usunęła się w cień, oddała pole Chopinowi, dała mu możliwość grania tych "pierwszych skrzypiec". Sama z własną twórczością, a przecież pisała wiele, usunęła się w cień.

Reklama

MV: Wydawało się, iż w pewnym momencie poświęciła też miłość własnych dzieci i musiała dokonać dramatycznego wyboru - kochanek czy dzieci?

Danuta Stenka: - George dla Chopina nie poświęciła miłości własnych dzieci. W pewnym momencie zaczęły się problemy przez dzieci, w związku z dziećmi. George dowiedziała się wtedy - to był okres pobytu na Majorce - zorientowała się, że coś przegapiła, że źle lokowała swoją matczyną miłość i że musi to czym prędzej nadrobić. Że jest to ostatni moment. Oczywiście nie wszystko dało się już "wyprostować", stąd takie napięcia w rodzinie, pomiędzy dziećmi i nią, pomiędzy córką i synem - Solange i Maurycym. Ale nadszedł taki moment, kiedy dokonała wyboru, że jednak nie kochanek, nie mężczyzna będzie najważniejszy, że jeżeli mają pozostać wszyscy w tym domu i mają żyć wspólnie, to będzie ich traktowała na równi. Jest taki fragment w filmie, kiedy George mówi: "Nie wzięłam cię tu na miejsce moich dzieci. Jesteś obok nich".

MV: Co zauroczyło tak "zaprawioną" w bojach z mężczyznami George Sand w kruchym Chopinie? W jaki sposób ten delikatny mężczyzna zdominował tak silną osobowość?

Danuta Stenka: - Wydaje mi się, że ona swoim niebywałym instynktem czuła jakiego formatu, jak wielki jest to człowiek. Wiedziała, że jest chory i pewnie gdzieś na dnie świadomości leżał niepokój, myślenie o tym że on jednak nie ma zbyt długiego życia przed sobą. I trzeba nad nim roztoczyć opiekę, trzeba rozłożyć ochronny parasol. To jest piękne, ponieważ w momencie kiedy skończyły się między nimi namiętności, to przecież - mówiono o niej, że jest wampirzycą, modliszką - gdyby tak było w istocie, powinna go odstawić na boczny tor i wymienić na nowego, świeżego kochanka. A ona pozostała mu wierna przez całe lata, opiekowała się nim, była mu i matką i przyjaciółką, pielęgniarką i powiernikiem.

MV: Było to już pani drugie spotkanie z George Sand - wystąpiła pani w tej roli w sztuce "Kochankowie z klasztoru Valdemosa", zrealizowanej dla Teatru Telewizji. Czy tamto doświadczenie pomogło w budowaniu roli na planie filmu "Chopin - Pragnienie Miłości"?

Danuta Stenka: - Nie, raczej nie. Tamto doświadczenie sprawiło, że popatrzyłam na George innym okiem. Wcześniej miałam takie wyobrażenie o Sand, jakie powszechnie o niej krąży - że była skandalistką, kobietą wyzwoloną, paliła cygara i nosiła męskie stroje, rzucała się z wielką częstotliwością z ramion jednego mężczyzny w ramiona drugiego. Praca nad rolą w Teatrze Telewizji pozwoliła mi się przyjrzeć jej z bliska i po prostu spojrzałam na nią innym okiem, zobaczyłam ją z innej perspektywy. Poczułam w niej człowieka ogromnej wrażliwości, niezwykłego serca, wielkiej mądrości. Człowieka pełnego wrażliwości na DRUGIEGO człowieka. I to nie tylko takiej "bezpiecznej" wrażliwości - wszyscy mamy jakąś wrażliwość na drugiego człowieka, wszystkich nas boli jeżeli komuś dzieje się krzywda, kiedy słyszymy o jakimś wypadku w wiadomościach telewizyjnych, radiowych czy w codziennej prasie. Natomiast ona miała w sobie taką siłę i potrzebę doradzenia w takich sytuacjach, pomocy. To jest niezwykłe.

MV: Czy ciężko było zmierzyć się z mitem George Sand?

Danuta Stenka: - Właśnie to inne myślenie o Sand, o którym wspomniałam, bardzo wiele mi dało. Wtedy zaczęło się takie moje bardziej "ludzkie" myślenie o niej. Na planie tego filmu to się pogłębiło, poprzez fakt dłuższego z nią "przebywania", i głębszego studiowania jej losów. Myślenie o niej przybliżyło mi ją jako człowieka. Nie skupiałam się na tym, żeby odtworzyć George Sand, by odtworzyć postać historyczną, żeby zbudować jakiegoś sobowtóra George Sand. Nie o to mi chodziło, ponieważ to było niemożliwe - jestem innej konstrukcji i psychicznej i fizycznej - i nawet gdybym była do granic możliwości wierna faktom, zawsze będzie to moje wyobrażenie tych faktów, i zawsze będzie to pewna interpretacja. Dlatego oczywiście fakty wyznaczają, budują jakiś szkielet postaci, czy wyznaczają drogę, kierunek w jej konstruowaniu, w myśleniu nad scenariuszem, ale to co najważniejsze, to co ten szkielet wypełnia, to jest myślenie o człowieku. Mnie najbardziej w tej historii podoba się myślenie o człowieku, rozmowa o tym co nas wszystkich interesuje, co nas wszystkich boli, co nas wszystkich nęka - człowieka bez względu na szerokość geograficzną i na epokę - po prostu człowieka, od zawsze i do końca świata.

MV: Na ekranie widać ogromne emocje. W jaki sposób wyzwala się tak wielkie uczucia i czy ponad dwumiesięczna praca ze scenariuszem pomogła państwu w ukazaniu tych namiętności?

Danuta Stenka: - Te próby niewątpliwie bardzo nam pomogły. Pozwoliło to nie tracić czasu na poszukiwania, "wskakiwanie" na planie z marszu w temat, popełnianie błędów, wycofywanie się, że to nie to, bo sprawdziliśmy w pierwszym dublu, że poruszamy się w innym kierunku niż wyobrażałby sobie reżyser. Pewne zasady naszego marszu po prostu ustaliliśmy sobie wcześniej. Oczywiście na planie też odbywało się szukanie, ale zdecydowanie bardziej szczegółowe, zasadnicza droga została wyznaczona w czasie prób. A emocje... Wydaje mi się - obserwując moje życie zawodowe - że to zawsze ma związek z rolą reżysera. To on stwarza pewien świat, nie tylko na ekranie, także na planie. On ma największy wpływ na powstanie dzieła.

MV: Pan Antczak bardzo wyraźnie zakreślił granice dramatu - cztery osoby targane niezwykle silnymi uczuciami. Film nosi podtytuł "Pragnienie Miłości". Czy myśli pani, że w tej opowieści współczesny widz odnajdzie bliskie mu wątki? Czy współcześnie również przeżywamy takie emocje?

Danuta Stenka: - O ile nie silniejsze niż wtedy! Przecież żyjemy w wiecznym stresie. W porównaniu z ich czasami żyjemy w tak piekielnym rytmie wewnętrznym i zewnętrznym, że wydaje mi się że we współczesnym człowieku to wszystko zachodzi o wiele intensywniej.

MV: Czy obok promocji filmu pracuje pani nad jakimś nowym projektem?

Danuta Stenka: - Nowy projekt właśnie "odbywa się" w tej chwili. Pod moją nieobecność, niestety, trwają próby w Teatrze Dramatycznym do spektaklu w reżyserii Pawła Miśkiewicza, "Płatonowa", gdzie gram Generałową. Filmowych planów na najbliższe miesiące nie mam. Jest projekt telewizyjny - ma powstać serial, siedmioodcinkowy, pod tytułem "Zaginiona". Zaraz po premierze teatralnej zaczynamy zdjęcia - z początkiem marca. Jest to historia współczesna, rodzinna. Również cztery osoby - córka, syn, rodzice. Nagle okazuje się, że córka znika i nie wiadomo czy ktoś ją porwał, czy sama uciekła... To taka współczesna historia - współczesnego człowieka, rodzica, zagonionego, zajętego sobą, zabieganego, który traci kontrolę nad swoimi dziećmi. Podobnie jak w "Chopinie...", który jak się okazuje, ukazał całkiem współczesne konflikty.

MV: Zakończył się gorący okres w świecie filmowym. Jakiej aktorce wręczyłaby pani Oscara za całokształt twórczości?

Danuta Stenka: - Meryl Streep. Uwielbiam ją za prostotę i nieprawdopodobną głębię - to jest zestaw mistrzowski. Ale niestety gra coraz mniej, a kiedyś przeczytałam w wywiadzie, że zbliża się do 40. i czuje "oddech emerytury na plecach". Taki jest, niestety, los aktora mojej płci... Kobieta dla widza, dla takiej szerokiej publiczności - nie w teatrze, bo tam obowiązują inne prawa, ale w kinie - interesuje widza do jakiegoś 30., czy 40. roku życia. Jest jakaś granica wieku, do której interesują widza problemy kobiety. Problemy starszej pani, czy starej kobiety, nie wzbudzają takiego zainteresowania. I dlatego w teatrze fascynujące jest to, że tam można prawie niezależnie od wieku zmierzyć się z fascynującym repertuarem. To, czego zawsze zazdroszczę mężczyznom, i powtarzam że w zawodzie chciałabym być facetem, to fakt że z wiekiem mają coraz więcej coraz ciekawszych ról. My też mamy, tylko jest ich coraz mniej... I niewielu z nas daje się możliwości zagrania tych ról. Jest wiele pięknych ról, które chciałabym jeszcze zagrać, bylebym miała tylko na to szansę. Z latami człowiek zdobywa kolejne doświadczenia, staje się "głębszy", ciekawszy, ma coraz więcej do powiedzenia, do zaproponowania, może z widzem prowadzić coraz ciekawsze rozmowy.

MV: Tego życzę. Dziękuję za rozmowę.

Wywiad przeprowadzony w marcu 2002 roku.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama