Reklama

Mateusz Damięcki: Moim życiem rządzi przypadek

Języka rosyjskiego Mateusz Damięcki nauczył się w pięć dni z powodu... mrozów. Dzięki temu mógł zagrać napisaną specjalnie dla niego rolę w serialu "Jak zostałem Rosjaninem". A przed nim największe życiowe wyzwanie!

Języka rosyjskiego Mateusz Damięcki nauczył się w pięć dni z powodu... mrozów. Dzięki temu mógł zagrać napisaną specjalnie dla niego rolę w serialu "Jak zostałem Rosjaninem". A przed nim największe życiowe wyzwanie!
Mateusz Damięcki opowiada o tym, jak powstał serial "Jak zostałem Rosjaninem" /Jarosław Antoniak /MWMedia

Pana przygoda z Rosją zaczęła się prawie 20 lat temu, jeszcze w liceum. Zagrał pan wtedy główną rolę w "Russkim buncie", filmie Aleksandra Proszkina. Jak Rosjanie znaleźli pana tu, w Polsce?

- Moim życiem rządzi przypadek. Rosyjska ekipa szukała odtwórcy głównej roli, oficera armii carskiej w służbie Katarzyny II, Piotra Andriejewicza Griniowa. Podobno przepatrzyli u siebie tysiąc aktorów - nie znaleźli nikogo. Druga reżyserka, wysłana do Warszawy, wychodząc z biura Agencji Aktorskiej Gudejko, spojrzała na tablicę z męskimi zdjęciami... Następnego dnia zjawiłem się na castingu.

Reklama

Żeby zagrać w filmie, wystarczył panu szkolny rosyjski?

- Znałem tylko dwa słowa - "gałstuk", czyli krawat, i "spasiba" - dziękuję, bo rosyjskiego w szkole się nie uczyłem. Ale w Orenburgu, na granicy Azji z Europą, gdzie kręciliśmy, spadł śnieg, temperatura minus 40. Zdjęcia odwołano, bo zamarzały kamery. Czekaliśmy z pięć dni na ocieplenie i przez ten czas nauczyłem się języka.

To nierealne!

- Siedziałem z kaskaderami i pirotechnikami w pokoju z oknami uszczelnionymi gazetą, gotując uchę (rodzaj zupy - red.), otwieraliśmy te okna, piliśmy wódkę i rozmawialiśmy. Zaczęło się od nazewnictwa związanego z kobietami, potem przedstawiono mi leksykę samochodową, a gdy wracaliśmy na zdjęcia, obudziłem się ze znajomością języka! Dziś daję radę po rosyjsku przeczytać scenariusz i mówię lepiej niż po angielsku, choć tego języka uczyłem się przez 30 lat.

15 lat później znów poniosło pana do Rosji...

- Na festiwalu filmów rosyjskich "Sputnik" w Warszawie podszedłem do reżysera i scenarzysty Klima Szypienki, żeby pogratulować mu filmu, no i zaczęliśmy  rozmawiać. Nie znał miasta, więc pokazałem mu Warszawę, a on opowiedział mi o swoim nowym projekcie - chciał przedstawić naturę Rosjanina przez kontrast z kimś ze Stanów. I wkrótce wraz z kolegami, znanymi z improwizacji i żartu kabaretowego, zaczął pisać scenariusz z myślą o mnie. Tak powstał serial "Jak zostałem Rosjaninem".

Znów przypadek!

- Gram dziennikarza z Nowego Jorku, który zostaje "zesłany" w delegację do Rosji i się w niej zakochuje. Oczywiście zakochuje się też w Rosjance...

Wieść niesie, że ma pan zostać tatą.

- To prawda, ale jeszcze nie jutro.

Pana podróże po całym świecie chyba wtedy lekko ustaną?

- Dlaczego? Tylko logistycznie trzeba będzie się ogarnąć lepiej niż do tej pory, ograniczyć improwizację, odpowiedzialnie wszystko zaplanować. No, ale też znowu bez przesady...

Wiedzą państwo, czy najmłodsze z Damięckich to będzie chłopak czy dziewczynka?

- Już wiem. Ale na razie nie zdradzę...

Rozmawiała Bożena Chodyniecka

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Mateusz Damięcki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy