Reklama

Marcin Prokop: Spotkanie z samym sobą musiałoby być śmiertelnie nudne

Marcin Prokop wybrał się do Korei Południowej. Efektem tej wyprawy są dwa dokumenty o koreańskich nadziejach, pasjach i ludziach, którzy im ulegają.

Marcin Prokop wybrał się do Korei Południowej. Efektem tej wyprawy są dwa dokumenty o koreańskich nadziejach, pasjach i ludziach, którzy im ulegają.
Marcin Prokop próbuje z powodzeniem sił w dokumencie /AKPA

Tworzy uwielbiany przez telewidzów duet z Dorotą Wellman w programie "Dzień Dobry TVN", w "Mam talent!" pracuje z Szymonem Hołownią, teraz postanowił zająć się filmami dokumentalnymi. Marcin Prokop przygotował dla TVN Style dwa filmy: "Obsesję doskonałości" i "Klonowanie - sposób na nieśmiertelność".

Zabiera nas pan w podróż do Korei Południowej - dalekiej nie tylko geograficznie, lecz także kulturowo. Ten kraj naprawdę opanowała "Obsesja doskonałości"?

- Dążenie do perfekcji widoczne jest tam na każdym kroku. Najlepszym przykładem jest koreański gwiazdor PSY, ten od "Gangnam Style". Kiedy jego przebój trafił na amerykańską listę przebojów "Billboard" i dotarł aż do drugiego miejsca, co było bezprecedensowym wydarzeniem, koreańskie media, zamiast świętować sukces, pytały dramatycznie: "Dlaczego nie pierwsze miejsce? Co zrobiliśmy źle?". Panuje tam atmosfera nieustającego wyścigu.

Reklama

Podobno dręczy ona Koreańczyków od najmłodszych lat? Czy jednak nie jest także bolączką Europy i USA?

- Mam wrażenie, że zachodnie społeczeństwa, które zachłystywały się wyścigiem szczurów w latach 90., w znacznym stopniu się z tego wyleczyły. Ludzie pokupowali sobie nowe lodówki, telewizory i samochody, a następnie spostrzegli, że nie stali się przez to ani odrobinę szczęśliwsi. Bo goniąc za niepohamowaną konsumpcją, zapominali o rzeczach naprawdę ważnych. Korea jest natomiast na etapie udowadniania reszcie świata swojego braku kompleksów. ZIch tożsamość narodowa w znacznym stopniu oparta jest na osiąganiu kolejnych pierwszych miejsc. Wielką koreańską ambicją, wspieraną przez rządowe pieniądze, jest chęć podbicia świata muzyką, filmami i serialami. Aby temu sprostać, Koreańczykom od przedszkola wpajany jest etos pracy.

Spodobało się panu w hagwonie w Seulu - miejscu przeznaczonym wyłącznie do wielogodzinnego "wkuwania"?

- Było mi żal młodych ludzi, którzy żyją nieswoimi marzeniami, realizując cudze aspiracje - rodziców, nauczycieli, społecznych autorytetów. Według nich, jedyna droga do życiowego sukcesu wiedzie przez pracę w jednej z kilku największych korporacji, którym w imię kariery sprzedaje się duszę. W Korei nie ceni się sukcesu rozumianego jako domowe szczęście czy publicznie pielęgnowany indywidualizm. Liczy się to, co masz.

A co z obsesją urody? pan sam próbował maseczki ze śluzu ślimaka.

- Koreańskie kosmetyki mają opinię wyjątkowo skutecznych. Jako rasowy reporter chciałem to sprawdzić. Poza tym to największy na świecie rynek kosmetyków dla facetów. Nakupiłem kolegom w Polsce prezentów (był wśród nich m.in. krem BB, czyli fluid korygujący, krem nawilżający i filtr przeciwsłoneczny w jednym), ale nie chcieli ich używać. Tymczasem w Korei każdy facet nosi to w aktówce!

Po co pozwolił się pan zamknąć w trumnie?

- Z jednej strony Koreańczycy funkcjonują pod olbrzymią presją, z drugiej - nie radzą sobie z jej rozładowywaniem. Osobiste problemy są tematem tabu, a wizyty u psychologa traktowane są jako przejaw słabości. Napięcia rozładowuje się alkoholem albo szukając alternatyw dla kozetki. Jedną z metod jest uczestnictwo w symulacji własnej śmierci, połączonej z fikcyjnym pogrzebem. Ma to na celu refleksję, przypomnienie sobie, co jest w życiu ważne. Podobno na wielu to działa.

Nakręcił pan tu jeszcze jeden dokument - o klonowaniu. Wyobraża pan sobie rozmowę z drugim Marcinem?

- Spotkanie z samym sobą musiałoby być śmiertelnie nudne. Najbardziej w życiu rozwija nas to, co nowe, z zewnątrz. To, co dobrze znamy, skazuje nas na stagnację, która jest pułapką. Klonowanie jest w Korei dziedziną bardzo zaawansowaną. Kilka lat temu prawdopodobnie właśnie tam po raz pierwszy, nieoficjalnie, sklonowano człowieka, jednak naukowcy szybko wyparli się takich eksperymentów. Otwarcie działa natomiast klinika klonowania psów. Za 150 tys. dolarów można przywrócić do życia swojego czworonoga. Klon jest identyczny wizualnie jak oryginał, czy jednak potrafi tak samo mocno kochać właściciela - na to naukowcy gwarancji nie dają.

Rozmawiał: Maciej Misiorny

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Marcin Prokop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy