Reklama

Mamed Chalidow: Mistrz debiutuje na ekranie

Choć jego życiorys śmiało mógłby stanowić kanwę filmu, Mamed Chalidow gra w "Underdogu" postać fikcyjną. Ale premierę poprzedziły istotne zmiany w życiu zawodnika.

Choć jego życiorys śmiało mógłby stanowić kanwę filmu, Mamed Chalidow gra w "Underdogu" postać fikcyjną. Ale premierę poprzedziły istotne zmiany w życiu zawodnika.
Mamed Chalidow na premierze filmu "Underdog" /Artur Zawadzki /Reporter

Przyjmując tę rolę, myślałeś o zakończeniu własnej kariery?

Mamed Chalidow: - Nie, nie myślałem o tym, bo byłem pewien, że wszystko układa się dobrze, trenowałem, byłem pełen chęci do walki. Nie przypuszczałem, że akurat przegram pojedynek i będę miał problemy z głową.

Czyli gdyby nie ta rewanżowa porażka z Narkunem, nie złożyłbyś rękawic?

- Nie, jeszcze nie.

Onieśmielała cię gra z zawodowymi aktorami?

- Tak, oczywiście. Czułem się nieswojo. Przy nich trochę się bałem. Bo przecież nie gram sportowca, który tylko wychodzi i się bije. To są role mówione. Tego się obawiałem przy aktorach, było mi trochę wstyd, że wyjdę na pajaca, który próbuje być aktorem. Ale była fajna atmosfera. Sam Eryk Lubos pomagał mi we wszystkich scenach, tak że mam nadzieję, że wychodziło to naturalnie. Tym bardziej że było to moje środowisko, MMA, więc w jakimś stopniu ta postać była zbliżona do mojej - o tyle to było dobre.

Reklama

Eryk Lubos zaskoczył cię swoją formą fizyczną?

- Tak, okazało się, że trenował wcześniej i cały czas to robi, więc z jego kondycją nie było żadnego problemu, przeciwnie, jest znakomita.

Czy decyzja o końcu sportowej kariery była trudna?

- Oczywiście, że tak. To jest koniec pewnego etapu, jednego z najważniejszych w moim życiu. Wychodzi na to, że najważniejszego. Piętnaście lat ciężkiej pracy, treningów, a teraz nie wiadomo, co, jak i gdzie. Tak, to jest ciężkie.

Jak to zmieni twoje życie?

- Nie mam pojęcia, zobaczymy. Muszę się odnaleźć na nowym, na razie niepewnym gruncie.

Czyli jeszcze nie wiesz, czy chcesz być trenerem...

- Nie, ja mam swoje życie jakoś poukładane, nie żyję tylko z MMA, mam jeszcze inne biznesy. To, co robiłem w MMA, na początku nie było moją pracą, tylko hobby, które kocham. Wtedy to absolutnie nie przynosiło żadnych dochodów, nie robiło się tego w ogóle dla pieniędzy. Jak człowiek wkłada w coś całe swoje serce i chęci, z tego wychodzi w efekcie coś fajnego. Jak robisz to, co kochasz, twoja praca nie jest pracą, tylko pasją, którą kochasz, to jest fajne. Ale, niestety, minęło te 15 lat.

Walczyłeś jako underdog?

- Tak, i to nieraz, ale nigdy nie zwracałem na to uwagi, skupiałem się wyłącznie na przeciwniku.

A widziałbyś przed sobą taki rodzaj kariery jak Van Damme na przykład?

- (śmiech) Nie za bardzo. Na pewno nie chciałbym na stałe zostać aktorem. Ale zawsze można spróbować czegoś fajnego, czy będę się do tego w ogóle nadawał.

Czy którąś z walk wspominasz jako najtrudniejszą?

- Rzeczywiście było kilka walk wyjątkowo trudnych, między innymi ta ostatnia, a także z Azizem Karaoglu. Z powodu problemów zdrowotnych.

Udało ci się zostać legendą MMA, ale kosztowało cię to trochę zdrowia. Niczego nie żałujesz?

- Nie żałuję. Kosztowało mnie zdrowie fizyczne, ale to i tak odbyło się niewielkim kosztem. Dużo osób ma o wiele większe problemy niż ja. Jedyna poważna kontuzja, jaką miałem, dotyczyła kręgosłupa w odcinku szyjnym. Przeszedłem operację i wszystko jest dobrze. Pewnie, że są różne problemy, ale ludzie, których widzę codziennie dookoła, też nie zawsze są zdrowi. Czyli nie jestem niczym nadzwyczajnym.

Cieszysz się megapopularnością jako sportowiec. Spodziewasz się większej po premierze "Underdoga"?

- Zupełnie o tym nie myślałem. Zagrałem, było fajnie i od razu wróciłem na salę. Teraz pójdę na premierę, obejrzę i wrócę do swojego życia.

A jak to się stało, że zacząłeś trenować MMA?

- Przyjechałem do Polski po to, by studiować, a w wolnych chwilach trenowałem po prostu dla siebie, dla podtrzymania formy, nigdy nie byłem zawodowcem. Dopiero pod koniec studiów, kiedy pisałem pracę magisterską, zacząłem trenować MMA, u nas, w Olsztynie. Po studiach miałem zamiar wrócić do Czeczenii i zacząć pracę. Skończyłem przecież zarządzanie i administrację - studiowało nas wtedy 30 osób z Czeczenii. Mieliśmy wrócić, ale, niestety, zaczęła się II wojna (czeczeńska, 1999-2002). Musieliśmy zmienić plany. Ja, zamiast zostać urzędnikiem, jak zamierzałem, zostałem sportowcem. Było to dla mnie kolejne nowe środowisko. Tak zaczęła się moja przygoda z MMA. Dzisiaj się ona skończyła i teraz szukam nowej przygody.

Rozmawiała Katarzyna Sobkowicz


Super TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy