Reklama

Mam nadzieję, że najlepsze lata są jeszcze przede mną...

Jeden z najpopularniejszych i najprzystojniejszych polskich aktorów (dyplom PWST w Krakowie w 1993 roku). W zestawie ról są m.in.: Biedrona w "Młodych wilkach", Winicjusz w "Quo vadis", Adam w "Ja wam pokażę!", Stanisław w "Na dobre i na złe", Jarek Psikuta w "Chłopaki nie płaczą". Teraz robi karierę we Francji, gdzie zagrał w 4 filmach, ostatni to wielka produkcja "Wszyscy tak się nienawidzimy". O aktorstwie mówi: "jest możliwością opowiadania o namiętnościach, o dziwaczności świata, za jego pośrednictwem można opowiedzieć dużo przeżyć".

Napisano o panu tak: "Gdyby Paweł Deląg nie istniał, należałoby go wymyślić". Jak pan sądzi, dlaczego?

Paweł Deląg: To gruba przesada, ale brzmi bardzo marketingowo i skłania do tego, żeby czynić z tego pewne żarty. Będąc człowiekiem z dużym poczuciem skromności, nie potrafię odpowiedzieć na to równie dobrą pointą.

Jest pan przyzwyczajony do tego, że wzbudza ogólne zainteresowanie?

Paweł Deląg: Od 15 lat funkcjonuję w tym zawodzie, w którym trzeba być przygotowanym na bycie pod obstrzałem ludzkich oczu. Jeżeli widzowie zauważają aktora, interesują się nim, to oznacza, że dokonał on słusznego wyboru zawodu. Ale nie oznacza to, że oczekuję wielkiego poklasku i zauważania mojej osoby.Dużo bardziej cenne jest dla mnie docenienie niż zauważenie.

Reklama

Domyślam się, że drażni pana, gdy czyta pan o sobie, że bardziej jest ceniony za urodę niż dyskusyjne aktorstwo?

Paweł Deląg: Media różne rzeczy wypisują, a już internauci pozwalają sobie na duże uproszczenia.

Fakt, że wygrywa pan w rankingach najseksowniejszych i najbardziej pożądanych facetów w Polsce, łechce pana męską próżność czy denerwuje?

Paweł Deląg: Jestem dojrzałym mężczyzną, a pojawiło się wielu młodych kolegów, którzy dzierżą taki tytuł, dzięki czemu podwyższają swoją pozycję na rynku. Moje życie zmieniło się i ja nie jestem już tym samym Pawłem Delągiem sprzed 10, 15 lat. Mam nadzieję, że widzowie to zauważyli.

Francuzi mają Alaina Delona, Polacy Pawła Deląga. Zbieżność nazwisk jest przypadkowa, a reszta?

Paweł Deląg: Z Alainem Delonem nie mam nic wspólnego. To wielki gwiazdor z imponującą filmografią, którą zapisał się w pamięci kina światowego, więc cóż tam ja do niego? To postać kultowa, ikona kina francuskiego.

Czy to prawda, że pracując we Francji, zmienił pan nazwisko na Delong?

Paweł Deląg: Nie zmieniłem. Cała moja rodzina, łącznie z dziadkiem i bratem mojego ojca, ma w dowodzie wpisane nazwisko "Delong". A mój ojciec właściwie nazywa się "Delag". Aby nie powodować zamieszania - wszystko pozostaje bez zmian. i wciąż posługuję się nazwiskiem Deląg.

Ma pan we Francji swojego agenta?

Paweł Deląg: Nazywa się Cyryl Canizzo. Jest młodym człowiekiem, błyskotliwym i profesjonalnym, który dobrze wie, na czym polega jego zadanie. Potrafi budować wizerunek aktora i zdobywać dla niego odpowiednie propozycje. Zna się na ludziach.

Dobry agent to podstawa, żeby tam zaistnieć?

Paweł Deląg: Dobry agent pomaga, zły przeszkadza, u nas jest więcej złych agentów, albo nijakich.

Jaką rolą zadebiutował pan we Francji?

Paweł Deląg: Niedawno zrealizowałem tam czwarty film. Pierwszym był "Maria, królowa złodziei" w reżyserii M. Favarta. Zagrałem prawą rękę królowej. To była bardziej zabawa w kino, bo poważniejsze role, ciekawsze i bogatsze, zaczęły się później. Rola druga to Vutkowicz (bramkarz PSG uwikłany w czworokąt miłosny) w filmie "Najpierw kobiety" w reż. P. Kassovitza.

Trzecią rolę zagrałem w filmie niskobudżetowym "Terytorium skóry", trudna rzecz, bo musiałem posługiwać się czterema językami (francuskim, angielskim, rosyjskim i polskim). Zagrałem człowieka z pogranicza dwóch światów: przestępczego i sztuki. Jeżeli chodzi o czwarty film, to jest on największą produkcją, w jakiej do tej pory zagrałem we Francji. Film nosi tytuł "Wszyscy tak się nienawidzimy" w reżyserii F. Aprenderisa, gram Jürgena, byłego oficera Wehrmachtu, obecnie dziennikarza - typ współczesnego Europejczyka. Gram z Sarah Biassini, córką Romy Schneider. Film będzie miał premierę 12 marca. Gram w dwóch językach: francuskim i niemieckim.

Jaką osobą jest Sarah, córka legendarnej aktorki Romy Schneider?

Paweł Deląg: Sarah jest we Francji i Austrii postrzegana przez pryzmat swojej słynnej matki i tego, co ona zrobiła. Jest bardzo ambitną osobą i chce mieć własną pozycję na rynku filmowym. Urocza kobieta, nie zawsze łatwa we współpracy, ale na dobrej drodze ku dużej karierze.

Gdzie uczył się pan języka francuskiego?

Paweł Deląg: Znajomość języka francuskiego zawdzięczam mojej ukochanej pani profesor, która uczyła mnie go w liceum. To ona mnie do tego języka przekonała, czasami zmuszała do dalszej nauki niedobrymi ocenami i kąśliwymi uwagami. To mnie mobilizowało.

A później?

Paweł Deląg: Podczas krótkich pobytów we Francji osłuchałem się z tym językiem, wziąłem prywatnego korepetytora i wyjeżdżając co pewien czas do Francji, starałem się go rozwijać.

Czy w pana francuskim nie słychać obcego akcentu?

Paweł Deląg: Słychać, ale dla mniej wprawnego ucha ponoć brzmi dobrze.

Czy już można mówić o pana wejściu na rynek francuski?

Paweł Deląg: Czasy się zmieniły i aktor nie musi ograniczać się do jednego rynku, co widać po naszych aktorach, którzy próbują swoich sił poza granicami kraju. Bardzo mi zależy na tym, żeby funkcjonować na polskim rynku. Zagrałem w nowym, dużym polskim serialu "Tajemnica twierdzy szyfrów" jedną z głównych ról, oficera kontrwywiadu amerykańskiego, który otrzymuje specjalną misję. W tym roku to już moja trzecia rola mundurowa.

W kinach oglądaliśmy pana w komedii "Ja wam pokażę", która teraz będzie pokazywana w telewizji jako serial. Czy pan również w nim zagra?

Paweł Deląg: Na szczęście nie będę miał z tym serialem nic wspólnego i inni koledzy będą się tam męczyli. Autorka scenariusza Katarzyna Grochola po raz trzeci zmienia bohaterów i oby telewidz mógł się w tym wszystkim połapać, nie będąc przy tym zrobionym w bambuko.

Czy są szanse, żeby wszedł pan na rynek włoski?

Paweł Deląg: Wszelkie spekulacje pozostawiam mojemu agentowi, któremu zawierzyłem i dobrze mi się z nim współpracuje. Ja, w pełnej pokorze, zamierzam realizować kolejne zadania.

Ma pan 36 lat. W jakim stopniu wykorzystał pan potencjał, który w panu drzemie?

Paweł Deląg: Nie zawsze możemy pisać scenariusze swojego życia. Mam nadzieję, że najlepsze lata są jeszcze przede mną. Po doświadczeniach w roku 2006 mam duży apetyt na nowe role i mam nadzieję, że w końcu będę trafiał na mądrych reżyserów, na bardzo dobrych partnerów i świetne scenariusze, co pozwoli mi na uczciwą pracę.

Nie boi się pan wyzwań?

Paweł Deląg: A wie pan, że te ryzykowne są najbardziej pociągające? Jeżeli jest dobra współpraca całej ekipy, to najbardziej ryzykowne zadania stają się bardzo prostymi zadaniami dodającymi mi skrzydeł.

Czy pan już miał takie ryzykowne zadanie?

Paweł Deląg: Myślę, że była nim rola Jarka Psikuta w filmie "Chłopaki nie płaczą", w którym zakpiłem z samego siebie i pokazałem, że mam do siebie dystans. Film stał się kultowym dla Polaków.

Myślałem, że jako przykład wymieni pan inną rolę - przedsiębiorcy pogrzebowego w serialu "Niania"?

Paweł Deląg: Bardzo cenię reżysera Jurka Bogayewicza i jego nazwisko mnie do tego przekonało, chociaż miałem pewne opory.

Czy bierze pan udział w castingach aktorskich, czy też otrzymuje indywidualne zaproszenia?

Paweł Deląg: Bywa tak i tak. Role w filmach francuskich dostałem w wyniku wygranych castingów. Jestem zwolennikiem castingów, które pozwalają aktorowi zobaczyć, czy dana rola jest rzeczywiście dla niego. Jednocześnie ich nie lubię, bo bardzo często mają niewiele wspólnego z tym, co dzieje się na planie filmowym.

Na jakim etapie kariery jest pan obecnie?

Paweł Deląg: Jestem na etapie zastanawiania się, czy wszystkie propozycje, które dostaję, są mi potrzebne, dlatego odrzuciłem w ciągu miesiąca trzy, co - mam nadzieję - zaowocuje dobrym filmem lub teatrem.

Nie sądzi pan, że potrzebny jest jakiś przełom w karierze?

Paweł Deląg: Zgadzam się z panem. Jestem w okresie inkubacji i czuję, że powinienem w niej jeszcze pozostać, bardzo ostrożnie dobierając kolejne propozycje. Ostatni rok był dla mnie bardzo dobry, zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Pojawiło się sporo młodych, utalentowanych aktorów. Nie obawia się pan młodszych od siebie?

Paweł Deląg: Na razie dojrzewanie mi służy. W każdym przedziale wiekowym, przy odpowiedniej świadomości, można znaleźć dla siebie ciekawy materiał. Młodzi są potrzebni, oby nie stali się mydełkami jednorazowego użytku, bo maszyna show-biznesu jest w Polsce tak skonstruowana, że używa poszczególnych nazwisk, które mają w sobie niewiele wartości, więc szybko wypluwa je i bierze następne z brzegu. Ale kilku interesujących młodych ludzi jest,

za nich trzymam kciuki, nikomu niczego nie zazdroszcząc, tym bardziej że wcześniej lub później poznają blaski i cienie tego zawodu.

Oni jeszcze nie wiedzą, że w Polsce nie myśli się poważnie o aktorach i o tym, co powinni grać, a czego nie ruszać.

Paweł Deląg: No właśnie, jest tylko garstka producentów, którzy starają się coś wymyślić dla aktora.

We Francji jest inaczej?

Paweł Deląg: Kino francuskie o coś walczy. Jest bardzo blisko człowieka współczesnego, dotykając tematów z życia socjalnego, obyczajowego, politycznego.

Gdzie mieszka pan w Paryżu?

Paweł Deląg: W hotelu, w wynajmowanych mieszkaniach, ale to drogie miasto i trzeba uważać.

Nie zamierza pan przenieść się tam na stałe?

Paweł Deląg: Nie. Moje życie jest w Europie. Nie chciałbym być związany tylko z jednym rynkiem, bo możliwości pracy są teraz szersze.

Mówi się, że Paryż to stolica Europy?

Paweł Deląg: Z pewnością ma swoją magię i wielu ludzi przyciąga. Ale jest brudny i mnie męczy.

Co najbardziej podoba się panu we Francji?

Paweł Deląg: Radość życia. Francuzi wiedzą, co to znaczy dobrze zjeść, wypić czerwone wino i porozmawiać. Uwielbiają dyskutować.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że wracając do Polski, za każdym razem przeżywa pan krótki okres depresji?

Paweł Deląg: Wielu powracających ludzi tego doświadcza, bo ma wrażenie, że niewiele się tutaj zmieniło, szczególnie w sferze polityki, że można pociągnąć do odpowiedzialności kogoś, kto ma inną orientację seksualną, religijną, że panuje u nas nieustanna chęć rewanżu, brak szacunku do jednostki. Brakuje podstawowych wartości.

Czym różnią się Polki od Francuzek?

Paweł Deląg: Polki są bardziej ciepłe, bardziej myślące o domu, bardziej matczyne. Są mniej wygadane od Francuzek, które lubią postawić na swoim.

Czy zamierza pan na stałe związać się z wybraną kobietą?

Paweł Deląg: Czemu nie? Zobaczymy. Łatwiej jest się zakochać w wieku 20 lat niż trzydziestu paru.

Tymczasem czytamy o pana coraz to nowych romansach i rozstaniach...

Paweł Deląg: Mój ostatni związek zaczął się dwa lata temu i skończył 1,5 roku temu. Teraz jest cisza. Nie różnię się niczym od przeciętnego mężczyzny, tylko o mnie jest trochę głośniej i tyle.

Nie rozczarował się pan kobietami?

Paweł Deląg: Nie, nie... Kocham kobiety i myślę, że jedna z nich zamieszka ze mną w nowym domu, który buduję.

"Samotności musimy się nauczyć" - to pana słowa. Czy pan posiadł tę umiejętność?

Paweł Deląg: Wielu ludzi boi się samotności, bo ona jest trudna, ale można ją zaakceptować. Do pełni szczęścia jednak potrzebna jest relacja z drugim człowiekiem.

Jak więc rozumieć kupno jamnika, z którym pan się nie rozstaje?

Paweł Deląg: Jamniki od zawsze były w naszym domu. To tradycja rodzinna. Siostra ma dwa jamniczki, Nikitę i Nadię. Nadia jest matką mojego Nea. Nie wyobrażam sobie domu bez jamnika. To specjalny gatunek psów. Pan ma pudla, więc doskonale rozumie moje przywiązanie.

Gdyby miał pan napisać książkę o sobie, to o czym byłaby to opowieść?

Paweł Deląg: Gdybym miał ją napisać, to wolałbym dokonać metafory i przerzucić opowieść w inny wymiar czasu.

Jaki?

Paweł Deląg: No właśnie, jaki?

Rozmawiał Bohdan Gadomski.

Angora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy