Reklama

Magdalena Turczeniewicz: Optymizm to mój wybór

Świetnie się czuje w roli neurochirurga. Na scenariusz każdego nowego odcinka czeka z niecierpliwością. Cieszy ją też, że na planie "Na dobre i na złe" spotkała swoich dobrych znajomych.

Świetnie się czuje w roli neurochirurga. Na scenariusz każdego nowego odcinka czeka z niecierpliwością. Cieszy ją też, że na planie "Na dobre i na złe" spotkała swoich dobrych znajomych.
Magdalena Turczeniewicz /AKPA

Spędziła pani kilka lat we Francji. Jak się tam żyło?

Magdalena Turczeniewicz: - Sam Paryż jest piękny. Mam ogromny sentyment do tego miasta... Przez te trzy lata przesiąkłam trochę tamtejszą kulturą, jedzeniem, miejscami, muzeami. Ale tak naprawdę cały ten okres był poświęcony mojemu synkowi. Żyłam wtedy jego rytmem, więc przede wszystkim spacery po parku, czekoladki, lody i tak dalej. To był piękny czas w pięknych okolicznościach, ale nie ukrywam, tęskniłam za Polską. I oczywiście za pracą.

Dodajmy, że za piekielnie trudną pracą. Co najtrudniejszego jest w aktorstwie?

- Szczerze? Nieprzewidywalność. To, że nie wiemy, co przyniesie jutro, do jakiego ostatecznego efektu dojdziemy, gdzie doprowadzą nas nasze wysiłki i z jaką spotkamy się oceną. Bo to, że bywają sceny, po których często jesteśmy zmęczeni i przewałkowani emocjonalnie, to akurat daje nam największą satysfakcję.

Wygląda na to, że już się pani zadomowiła w serialu "Na dobre i na złe". Łatwo było zacząć pracę z ekipą, która zna się od 16 lat?

- Rzeczywiście, ekipa serialu jest bardzo zgrana, ale też otwarta. Atmosfera tam jest wyjątkowa. Zauważają to nawet ludzie, którzy wpadają gościnnie.

Reklama


W życiu granej przez panią Sylwii bardzo wiele się ostatnio dzieje...

- To prawda. Przed moją bohaterką dużo dramatycznych wydarzeń. Sylwia już dowiedziała się od Radwana, że jest zdradzana. Trudno jej się z tym pogodzić. Dlatego ostatecznie nie przyjmuje tego faktu do wiadomości.

Zdrada chyba nie jest jedynym jej problemem?

- Sylwia choruje na padaczkę pourazową. Nikt nie wie o jej przypadłości, ponieważ ona od lat bierze leki skutecznie hamujące chorobę. Jej sytuacja ulegnie jednak diametralnej zmianie, kiedy dowie się o swojej ciąży i będzie zmuszona odstawić leki. Uporządkowany świat Sylwii legnie wtedy w gruzach...

No to zanosi się na niezły dym!

- Prawda? Gdy przeczytałam scenariusz, pomyślałam: Wow! Jest co grać.

A jak się pani czuje, grając neurochirurga?

- Jestem zafascynowana tą dziedziną. Neurochirurdzy to elita lekarska, pracując na tak subtelnej materii jak mózg, nie można sobie pozwolić na najmniejsze uchybienie czy chwilę słabości. Odpowiedzialność zatem jest ogromna. Odczuwam to brzemię, ale jest to tak ekscytujące, że z niecierpliwością biorę do ręki scenariusz kolejnego odcinka.

Na planie "Na dobre i na złe" spotkała się pani z partnerami z poprzednich seriali.

- To rzeczywiście był niesamowity zbieg okoliczności. Z Mateuszem Damięckim spędziliśmy kilka lat na planie serialu "Egzamin z życia", w którym graliśmy parę. Zdążyliśmy się tam dobrze poznać i polubić. Podobnie było z Bartkiem Porczykiem w serialu "Galeria", gdzie przez dwa lata też tworzyliśmy serialowy związek. Praca z ludźmi, których się dobrze zna i lubi, daje ogromne poczucie komfortu. A poza tym jest to czysta przyjemność.

Przez ten serial przewija się mnóstwo osób. To dobrze czy wręcz przeciwnie?

- No jasne, że dobrze. Dzięki temu, że w każdym odcinku jest nowy wątek i pojawiają się nowi bohaterowie, mam szansę spotkania bardzo ciekawych ludzi. Ostatnio wielką radość sprawiła mi praca z Heleną Norowicz i Magdą Smalarą. Przyznam, że na spotkania z tymi aktorkami czekałam z niecierpliwością.

Aktor nie zawsze ma pracę. Co pani robi w przerwach między jedną rolą a drugą?

- Różnie. Staram się nie tracić czasu. Wolne chwile spędzam z bliskimi. Jest też wtedy miejsce na podróże, teatr, kino czy inne przyjemności. Trochę też się uczę. Mam notoryczną potrzebę rozwoju, bo wydaje mi się, że gdy nic nie robię, to się cofam. Bardzo poważnie podchodzę do swojej pracy i wciąż mam wrażenie, że jeszcze dużo przede mną.

Ma pani niesamowity uśmiech. To przejaw optymizmu?

- Tak, z przyjemnością i radością patrzę na świat. Optymizm to mój wybór. To, czym się karmimy, jak spędzamy czas wolny czy jakimi ludźmi się otaczamy, ma duży wpływ na nasze samopoczucie. Ja ze swego życia i swoich wyborów jestem zadowolona.

Iwona Leończuk

Teleświat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy