Reklama

Lubię życie w Polsce

O grze u boku Ethana Hawke'a w "Kobiecie z Piątej Dzielnicy", o swoim występie w zrealizowanej w 3D dużej produkcji wytwórni Paramount Pictures, w której gwiazdą jest Jeremy Renner oraz chęci nakręcenia w Polsce filmu o disco polo opowiada aktorka Joanna Kulig.

PAP: W filmie Pawła Pawlikowskiego "Kobieta z Piątej Dzielnicy", który do kin w Polsce trafi 28 września, wystąpiła pani u boku znanego aktora Ethana Hawke'a. On wcielił się w rolę przybywającego do Paryża amerykańskiego pisarza, pani zagrała jego ukochaną. Jak współpracowało się z gwiazdą światowego formatu?

Joanna Kulig: - Na planie w Paryżu spędziliśmy wspólnie 12 dni, wiosną 2010 roku. Na początku bardzo się denerwowałam, jednak po tym, jak mieliśmy pierwsze próby czytane, ośmieliłam się. Ethan nie wytwarza podczas pracy bariery: gwiazda oraz aktorka początkująca. Traktuje innych aktorów jak równych sobie. Jest profesjonalny i wyluzowany.

Reklama

Bohaterowie, w których się wcieliliście, mówią m.in. po francusku.

- Dlatego przed występem w tym filmie oboje z Ethanem musieliśmy uczyć się języka francuskiego.

Scenariusz powstał na motywach powieści amerykańskiego pisarza Douglasa Kennedy'ego, pod tym samym tytułem. Fabuła filmu różni się jednak w dużym stopniu od treści książki. W filmie jest na przykład, nieobecny w powieści, wątek polskiej dziewczyny, Ani. Podobno Paweł Pawlikowski, reżyser i scenarzysta "Kobiety...", napisał tę rolę specjalnie dla pani.

- To prawda. Z Pawłem spotkałam się przy okazji castingu do całkiem innego filmu. Okazało się, że nie pasowałam mu do koncepcji postaci w tamtym filmie. Szczęśliwie spodobałam mu się na tyle, że pisząc później scenariusz "Kobiety...", przewidział w nim rolę dla mnie. Postanowił wprowadzić do tej historii "jasną", spontaniczną postać.

Jak opisałaby pani Anię? Jaką rolę odgrywa ona w życiu pisarza Toma Ricksa?

- Ania studiowała w Polsce literaturę. Później wyjechała do Francji. Nie ułożyło jej się. Ma męża, którego nie kocha, Turka. Pracuje u niego jako kelnerka, w barze podrzędnego hotelu. Chciałaby od życia czegoś więcej. Nagle w marnym paryskim Cafe Cesar pojawia się pisarz, który rozstał się z żoną.

- Tom zaczyna fascynować Anię. Dziewczyna próbuje mu zaimponować. Wyszukuje powieść, którą on napisał. Opowiada mu także o literaturze polskiej, czyta Norwida. Stopniowo Ania i Tom zakochują się w sobie. On pochodzi ze Stanów, ona z Polski, oboje aktualnie są we Francji, w miejscu dla nich obcym, i tam się odnajdują. Dziewczyna troszczy się o pisarza i pragnie mu pomóc. Ania symbolizuje ciepło, atmosferę domu, troskę o drugiego człowieka i prawdziwe, szczere uczucie.

- Pawłowi zależało na tym, by skontrastować Anię z postacią Margit, drugą kobietą obecną w paryskim życiu pisarza, którą w filmie gra znakomita aktorka Kristin Scott Thomas. Margit wprowadza w życie Toma pasję, zwierzęcą seksualność i intelekt "z wysokich sfer". Jeśliby połączyć te dwie postaci, powstałaby z nich kobieta idealna dla Toma.

Dlaczego, pani zdaniem, warto wybrać się do kina na "Kobietę z Piątej Dzielnicy"?

- Bo to film niejednoznaczny, z intrygą kryminalną, psychologią, świetną grą aktorską. Ethan Hawke jest w nim znakomity. Do tego przepiękne, poetyckie zdjęcia polskiego operatora Ryszarda Lenczewskiego.

Na początku roku oglądaliśmy panią w kinach w roli innej młodej kobiety, która przyjechała z Polski do Paryża, studentki Alicji w "Sponsoringu" Małgorzaty Szumowskiej. Mogłaby pani porównać te dwie bohaterki?

- To są postaci zupełnie różne. Ania jest szczera w uczuciach. Alicja ze "Sponsoringu" jest natomiast osobą wyrachowaną, robi wszystko dla pieniędzy. Zdjęcia do "Kobiety z Piątej Dzielnicy" były kręcone we Francji kilka miesięcy przed zdjęciami do filmu Małgośki Szumowskiej. Najpierw więc pracowałam z Pawłem. On ośmielił mnie w Paryżu. Dzięki temu mniej się bałam, kiedy później kręcony był "Sponsoring". Pomogło mi też spotkanie z Ethanem Hawkiem na planie "Kobiety...". Grałam u boku gwiazdy. Dlatego później, przy "Sponsoringu", łatwiej mi było spotkać się z Juliette Binoche. Dobrze wspominam cały tamten okres, choć nie był łatwy. Wtedy, w ciągu jednego roku, pracowałam na planach aż pięciu produkcji.


"Kobiety z Piątej Dzielnicy", "Sponsoringu", "Maratonu tańca" Magdaleny Łazarkiewicz, "Miliona dolarów" Janusza Kondratiuka oraz...

- Oraz filmu "Hansel and Gretel: łowcy czarownic" [jego premiera w USA zapowiadana jest na styczeń - PAP], wspólnej produkcji Stanów Zjednoczonych i Niemiec, w reżyserii Norwega Tommy'ego Wirkoli. Za produkcję tego filmu odpowiedzialna jest m.in. amerykańska wytwórnia Paramount Pictures. "Jaś i Małgosia piętnaście lat później" - tak w skrócie można by opisać fabułę. W obsadzie są znani aktorzy, m.in. Jeremy Renner, Gemma Arterton i Famke Janssen. Ja zagrałam Czerwonowłosą Czarownicę, asystentkę "głównej wiedźmy". Jest to mała rola, jednak była dla mnie bardzo ciekawym wyzwaniem.

Jak wyglądała pani praca przy filmie "Hansel and Gretel: Witch Hunters"?

- To duża produkcja, film fantasy kręcony w 3D. Jest w nim wiele efektów specjalnych i scen walki. Film miał 40 mln euro budżetu i 250 osób w ekipie. Razem z innymi aktorami mieszkałam przez trzy i pół miesiąca w Berlinie. Zdjęcia do filmu były realizowane w Poczdamie. Pracowaliśmy w niesamowitej scenografii - wybudowano sztuczne miasto. Aktorzy nosili przepiękne kostiumy oraz peruki. Charakteryzacja trwała ponad dwie godziny. Zrobiono mi odlew głowy i odcisk szczęki.

To kolejny już raz, gdy współpracowała pani z filmowcami z Niemiec.

- Tak. Wcześniej grałam w niemieckim filmie "Zagubiony czas" ["Die verlorene Zeit", 2011, reż. Anna Justice - PAP].

Jakie są pani najnowsze projekty?

- Wystąpiłam w nowym filmie Jacka Borcucha "Chwile nieulotne", który jest jeszcze przed premierą. Wcieliłam się w przyjaciółkę głównej bohaterki, granej przez Magdalenę Berus. Moja postać jest energetyczną, silna osobowością. Skończyłam zdjęcia do serialu "Na krawędzi". Mam nadzieję zagrać u mojego męża Maćka Bochniaka. Czekamy na dopięcie budżetu filmu o powstaniu i upadku zespołu disco polo. Będę w nim żoną Mateusza Kościukiewicza.

Rozwija pani karierę międzynarodową. Gdyby ktoś z filmowego środowiska poprosił, by wyprowadziła się pani z Polski, zamieszkała w innym kraju, zgodziłaby się pani?

- Nie wykluczam oczywiście wyjazdów tymczasowych, na miesiąc czy dwa. Będę się cieszyła, jeśli pojawią się kolejne propozycje z zagranicy. Jednak nie chcę wyjeżdżać z Polski na stałe. Jest mi tu dobrze, lubię życie w Polsce.

Rozmawiała: Joanna Poros (PAP)

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy