Reklama

Los kraju spoczywał w moich rękach

Agnieszka Holland reżyserując "Ekipę" powiedziała, że jej główny bohater Konstanty Turski, premier Rzeczypospolitej Polskiej, ma zaspokajać głód społeczeństwa na prawdziwego mężczyznę z poglądami, charyzmą i silną osobowością. To premier tak wspaniały, że na chwilę obecną, aż nierealny... O tym jak odczuł na własnej skórze odpowiedzialność za los państwa, jak "uczłowieczał" język polityki i uczył się władzy z odcinka na odcinek, w rozmowie z Eweliną Wiśniewską opowiedział serialowy premier - Marcin Perchuć.

Serial "Ekipa" to pierwszy polski serial z gatunku political fiction. Ponadto to pierwsza od 25 lat telewizyjna produkcja znakomitej reżyserki Agnieszki Holland. Poprzeczka postawiona dosyć wysoko a Pan zagrał w "Ekipie" główną rolę. Jak dziś, po zakończeniu zdjęć, ocenia pan siebie, swoją grę?

Marcin Perchuć: Nie bardzo umiem siebie oceniać. Wynika to pewnie z tego, że w ogóle nie mam dystansu do swojej roli. Najważniejsze jest zdanie żony [aktorka Aneta Todorczuk-Perchuć], która powiedziała, że jest w porządku. Wspólnie uczestniczyła ze mną w tej pracy, tylko z nieco innej strony. Kiedy wracałem do domu i przeżywałem, analizowałem swoją pracę to brała w tym udział i również była bardzo ciekawa jaki będzie końcowy efekt.

Reklama

W takim razie Marcin Perchuć, podobnie jak pana bohater - Konstanty Turski - bardzo liczy się ze zdaniem żony?

Marcin Perchuć: Tak, zdecydowane tak (śmiech).

Zdaniem Agnieszki Holland pański bohater ma zaspokoić głód na prawdziwego mężczyznę, który ma poglądy, możliwość działania, wrażliwość i silną osobowość. Jak się Panu wydaje, udało się sprostać wymaganiom?

Marcin Perchuć: Mówiąc szczerze - nie mam pojęcia. Dla mnie to wielkie szczęście i ogromne wyróżnienie, że zostałem wybrany do tej roli przez takie osoby jak pani Agnieszka Holland, pani Magda Łazarkiewicz i Kasia Adamik. Starałem się zrobić, co w mojej mocy i mam nadzieję, że wyszło. A czy zaspokoi to głód na prawdziwego mężczyznę? Turski to mężczyzna, bardzo prawdziwy. (śmiech).

Jak ocenia pan pracę z rodzinnym trio: Agnieszką Holland, Magdaleną Łazarkiewicz i Kasią Adamik oraz atmosferę na planie?

Marcin Perchuć: Moim zdaniem atmosfera na planie była naprawdę wspaniała. Praca z rodzinnym trio to dla mnie niesamowite przeżycie, przyjemność i wielkie doświadczenie. Przeżycie tym większe, że to moja pierwsza główna rola w serialu i w ogóle w produkcji filmowej, tak że jestem pod ogromnym wrażeniem.

Pierwsza główna rola w produkcji filmowej i od razu tak odpowiedzialna, w końcu los kraju spoczywał w Pana rękach. Jakim był Pan premierem?

Marcin Perchuć: Premier, którego miałem przyjemność grać przede wszystkim działa i to działa w dobrej sprawie. Nasza "Ekipa" pokaże widzom politykę w ludzki sposób i udowodni, że za zaangażowaniem politycznym nie musi stać tylko dążenie do władzy, czy własny interes. Jak zobaczą państwo w każdym kolejnym odcinku, premier - idealista, który chce zmieniać świat na lepszy, całkiem dobrze radzi sobie ze światem wielkiej polityki i wciela swoje pozytywne wizje, krok po kroku.

Rzeczywiście los kraju przez cztery miesiące spoczywał w moich rękach i na własnej skórze mogłem odczuć odpowiedzialność tego zajęcia, dlatego myślę, że to była dosyć trudna rola.

Co w takim razie było najtrudniejsze w kreowaniu pańskiego bohatera?

Marcin Perchuć: Mój bohater ma znakomite wykształcenie, co oczywiście bardzo dobrze o nim świadczy, w końcu jest premierem, ale dla mnie była to dodatkowa trudność. Mówienie o czymś, o czym nie mam pojęcia musi zabrzmieć wiarygodnie i w miarę naturalnie. Trudno sobie wyobrazić serial o polityce bez przemówień oraz tematów, które czasami dosyć trudno ogarnąć. I to wszystko musiałem przetrawić w sobie, co sprawiło mi największą trudność.

Poza tym staramy się język polityki bardzo "uczłowieczać", "unormalnić", tak by ludzie rozumieli o czym mówimy i myślę, że całkiem nieźle się nam to udało.

Czy szukał Pan inspiracji wśród polskich lub zagranicznych polityków?

Marcin Perchuć: Nie, absolutnie żadnych. Sytuacja była o tyle prostsza i nie wymagała żadnych politycznych inspiracji, gdyż postaci nie trzeba było rozumieć przez polityków. Turski to człowiek, który na początku nie ma kompletnie nic wspólnego z polityką. Został niejako wrzucony w tę sytuację.

Pański bohater został wrzucony w politykę, ale musi się w niej odnaleźć i przystosować?

Marcin Perchuć: I robi to odcinek po odcinku. A ja uczyłem się razem z Turskim. Nie musiałem się na nikim wzorować.

I na koniec, czy Pana zdaniem "Ekipa" zdoła przełamać niechęć polskiego społeczeństwa do polityki i polityków?

Marcin Perchuć: Myślę, że jest odrobina niepewności i stres, czy ludzie będą mieli jeszcze ochotę na oglądanie polityki. Ale z drugiej strony uważam, że jest to tak kręcone i tak opowiadane, ma taką siłę pozytywnego oddziaływania, że ludzie, którzy będą oglądać "Ekipę" wyniosą z niej wiele przyjemności i satysfakcji. Co więcej mam nadzieję, że podniesiemy trochę na duchu Polaków i damy im małą nadzieję na "lepsze jutro".

Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy