Reklama

Leonardo DiCaprio: Łowca snów

Leonardo DiCaprio ma 36 lat, trzy nominacje do Oscara i może poszczycić się takimi produkcjami, jak "Titanic", "Gangi Nowego Jorku", "Aviator", "Infiltracja" czy "Wyspa tajemnic". Rola w "Incepcji" należy z pewnością do najciekawszych w jego karierze.

"Incepcja" to niesamowity thriller w reżyserii Christophera Nolana, w którym u boku DiCaprio pojawiają się m.in. Michael Caine, Marion Cotillard, Ellen Page i Ken Watanabe.

Leonardo DiCaprio zagrał w filmie Cobba, genialnego mistrza ekstrakcji - niezwykłej złodziejskiej sztuki, polegającej na wykradaniu bezcennych sekretów z podświadomości.

Akcja filmu rozgrywa się na wielu poziomach, lawirując między rzeczywistością i snami bohaterów - do tego stopnia, że często widzowi trudno jest odgadnąć, na którym poziomie znajduje się w danym momencie.

Reklama

O pracy na planie filmu "Incepcja" opowiada Leonardo DiCaprio.

Co pomyślałeś, kiedy po raz pierwszy przeczytałeś scenariusz?

- No cóż, myślę że wielu z nas było w pewien sposób zdezorientowanych. Chris Nolan jest wizjonerskim twórcą filmowym. Jest w stanie przedstawić widzom bardzo złożone fabuły i jednocześnie sprawić, by zaangażowali się emocjonalnie w te złożone struktury, które powstały w jego umyśle.

- Dla nas była to konieczność osobistego pochylenia się nad tekstem. Scenariusz bowiem w wielu miejscach składał się z przypisów do tego, co miało nastąpić. Potrzebowaliśmy indywidualnych konsultacji, aby niejako wniknąć do jego [Nolana - red.] umysłu.

- Ten pomysł kiełkował w nim przez ponad osiem lat i musieliśmy to zrozumieć, poprzez wspólne działanie. Tak więc spędziłem w sumie dwa i pół miesiąca, siedząc z nim prawie codziennie, próbując znaleźć pomysł na tę postać i na ten emocjonalny łuk, po którym ma iść mój bohater - ten rodzaj terapeutycznej podróży, w którą wyrusza. Wszyscy musieliśmy to zrobić. Każdy aktor musiał spędzić jakiś czas sam na sam z Chrisem, ponieważ to wszystko było produktem jego wyobraźni.

"Incepcja" to wysublimowany film. Czy możesz opowiedzieć o podróży twojego bohatera i o tym, jak jego historia wpływa na film?

- Zdałem się na Chrisa Nolana w kreowaniu obrazu, ale wiedziałem, że moją pracą i moją rolą w tym filmie jest stworzenie realistycznej, wciągającej podróży emocjonalnej. I dla mnie cały film, tak skomplikowany jakim jest, naprawdę sprowadza się do jednej rzeczy, to znaczy do historii mężczyzny próbującego odnaleźć swoją drogę do domu. Aby to się stało, musi uporać się z traumatycznymi wydarzeniami ze swojej przeszłości. Jest on także uzależniony od krainy marzeń sennych. Jest uzależniony od fantazji.

- Pracowaliśmy przez wiele miesięcy na próbach udoskonalenia ukrytej historii Cobba i tego, z czym musi dojść do ładu. W końcu zamieniło się to w gigantyczną psychoanalizę, egzystencjalną podróż w głąb własnego umysłu, aby pogodzić się z życiowymi traumami. I tym jest historia Cobba. I tak jak skomplikowana jest jego misja, taka też jest jego intencja - znów stać się całością.

Czy ważne było kręcenie filmu w prawdziwych miastach, w których rozgrywa się akcja, a nie w studiu?

- No cóż, jedna z pierwszych moich rozmów z Chrisem dotyczyła tych miejsc. Czytanie scenariusza jest bardzo ciekawe, ponieważ można wiele wyciągnąć z tekstu. W strukturze wątków, gdzie jednocześnie cztery różne historie rozgrywają się w podświadomości i gdzie każda z nich ma wpływ na pozostałe, musisz jako widz gdzieś się wizualnie zakotwiczyć.

- To był imperatyw, żeby pojechać do tych wszystkich, przeróżnych miejsc na całym świecie, aby dać widzom pełne spektrum nieskończonych możliwości świata snów. To była przyjemność. Fantastyczna jazda dla nas wszystkich.

W tym filmie istnieje silne poczucie czasu i napięcie. Czy dla was aktorów było to duże wyzwanie?

- No cóż, zasadniczo to ja byłem liderem tej grupy. Próbowaliśmy zrobić coś całkowicie unikalnego, takim jest pomysł zaszczepienia idei w czyimś umyśle, zamiast wydobywania informacji, czyli czegoś, co tradycyjnie robiliśmy w tym kryminalnym świecie czarnego rynku. Spróbowaliśmy czegoś zasadniczo nowego. Tak więc wszystkie postacie w tym filmie dowiadywały się o tym świecie po raz pierwszy i myślę, że to, co wciągnęło publiczność, to fakt, że była razem z nimi.

- Mimo, że świat jest nieskończony i wiesz, że wszystko jest możliwe, istnieje cykający zegar i wiesz, że mój bohater musi wrócić do domu, do swojej rodziny. Wiesz, jaka jest stawka. Kiedy w jednej z najważniejszych scen van zjeżdża z mostu (mniej więcej w połowie filmu), to jest jak tykająca bomba czasowa. Kiedy to wszystko zaczyna się kruszyć i bohaterowie wchodzą głębiej i głębiej w ludzką podświadomość, zdajesz sobie sprawę, jak wielka jest stawka. Wiesz, że istnieje tu limit czasu i robiąc to, Chris Nolan funduje publiczności niesamowitą dawkę napięcia.

Czy jakieś sceny były szczególnie ekscytujące?

- Oczywiście były szalone sceny - od lawin po wciąganie kablami w szybach wind, bieganie ulicami w Maroku i bycie pod ostrzałem. Wszystkie te sceny były pomysłami reżysera. On jest wizjonerem, mówi nam co i jak robić. Byliśmy odpowiedzialni za emocjonalny element we wspólnym działaniu.

- Jedną z najciekawszych dla mnie rzeczy były egzystencjalne rozmowy z Marion [Cotillard - red.], zwłaszcza pod koniec filmu. Jej postać jest wytworem mojej wyobraźni, jest moim lustrzanym odbiciem, ale na końcu filmu mój bohater zdaje sobie sprawę z tego, że jest ona cieniem. Nie mogłem jej sobie wyobrazić z tą ekscentrycznością, z tą całą jej urodą. Wszystko czym była, musiałem wymyślić, stworzyć. Tak więc rozmowy z Marion były naprawdę zajmujące. To były jedne z najbardziej złożonych rozmów, jakie przeprowadziłem w całej mojej karierze, na temat grania i tworzenia scen.

W jaki sposób muzyka wpłynęła na twój odbiór filmu?

- Myślę, że Hans Zimmer [kompozytor muzyki do "Incepcji" - red.] jest geniuszem. Naprawdę. Przyjrzałem się jego pracy, zwłaszcza przy "Mrocznym rycerzu". Prostymi nutami jest w stanie stworzyć naprawdę intensywne, zatrważające uczucie, że za chwilę stanie się coś złego. Wydaje mi się, że to samo udało mu się w "Incepcji".

- Temat wiodący z oryginalnej ścieżki dźwiękowej zwiastuje nadciągające nieszczęście. Coś się wydarzy, coś czego nie rozumiesz. Już dość wcześnie Chris mówił o tym, jak zamierza pracować z Hansem nad stworzeniem tematu muzycznego do tego filmu, chciał, aby ludzie natychmiast identyfikowali się z historią i myślę, że obaj wykonali fantastyczną pracę.

Czy ten film wpłynął na sposób, w jaki śnisz?

- Próbowałem tradycyjne podejść do moich przygotowań do tego filmu. Tak więc przeczytałem wszelkiego rodzaju książki o psychoanalizie snów, interpretacji snów, pracę Zygmunta Freuda. Ale zdałem sobie sprawę, że to zupełnie inna historia. Musiałem usiąść sam na sam z Chrisem i wejść w jego świat snów, w strukturę i w zasady tego świata, który stworzył.

- Nie wiem czy skończyłem ten film stwierdzając, że mam nowy pogląd na to, czym są dla nas sny, ale z pewnością istnieją rzeczy, które tłumimy w naszym dziennym życiu. Są to emocje, myśli, idee, które nie w pełni się uformowały albo nie zostały w pełni przemyślane. A w podświadomym, odprężonym stanie świata snów, nasz umysł uwalnia wszystkie te przeróżne uczucia, które odzwierciedlają się w surrealistycznych historiach. I od nas zależy, co z tego chcemy uzyskać. Od nas, jako tłumaczy owych snów, zależy próba ich interpretacji.

Już w najbliższy wtorek, 7 grudnia, dzięki firmie Galapagos Films, "Incepcja" ukaże się na płytach Blu-ray i DVD.

INTERIA.PL jest patronem medialnym wydawnictwa.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Leonardo DiCaprio | Snow | sny | leonardo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy