Reklama

Krzysztof Ibisz: Nie mogę stać w miejscu

Na wizji uśmiechnięty i zawsze perfekcyjnie przygotowany. Rozkręci najnudniejszą imprezę, bo Krzysztof Ibisz jest po prostu dowcipnym, wyluzowanym, życzliwym facetem.

Na wizji uśmiechnięty i zawsze perfekcyjnie przygotowany. Rozkręci najnudniejszą imprezę, bo Krzysztof Ibisz jest po prostu dowcipnym, wyluzowanym, życzliwym facetem.
Z narzeczoną Patrycją Madejską rzadko goszczą na salonach. Są razem już od pięciu lat /Jarosław Antoniak /MWMedia

Podczas polsatowskiego sylwestra w Katowicach kolejny raz udowodniłeś, że król polskiej konferansjerki jest tylko jeden. Jak ty to robisz, że po tylu latach pracy nie wkrada się rutyna i za każdym razem widzowie (i z tego, co było widać - ty także) doskonale się bawią?

Krzysztof Ibisz: - Dziękuję za miłe słowa. Sylwester to najbardziej szalona noc i zabawa w roku. Dla mnie to również praca, i to wyjątkowa, ponieważ trwa aż siedem godzin. Przed sceną stoi 100 tys. ludzi, a przed telewizorami zasiadają miliony. To wszystko na żywo i na bardzo świeżym powietrzu (śmiech). Trudno wpaść w rutynę, kiedy za każdym razem artyści czy okoliczności są inne. Kiedy czuje się energię kilkudziesięciu tysięcy ludzi i ma się świadomość, że występuje się w tak znakomitym towarzystwie, wśród ludzi, których się po prostu lubi, to trudno nie mieć dobrej energii. Ona przechodzi przez ekran i bardzo się cieszę, że zostaje tak wspaniale oceniona. Jeszcze raz serdecznie dziękuję!

Reklama

Skąd w tobie taki luz i dobry humor w pracy?

- Ja w ogóle mam dobry humor (śmiech). Dopóki człowiek otacza się fajnymi ludźmi, ma plany i dużo pomysłów, to uśmiechu nie powinno zabraknąć. Przecież na to, czy uśmiechniemy się, czy nie, tylko my mamy wpływ. Wolę wyciągnąć dłoń do człowieka, uśmiechnąć się, zażartować, bo to pomaga nie tylko mi czuć się dobrze, ale też ludziom, których spotykam. To jest kwestia naszego wyboru. Zalecam wszystkim poranny uśmiech.

W marcu startują dwa programy, których będziesz gospodarzem. Znamy już artystów, którzy pojawią się w "Tańcu z Gwiazdami", ale powiedz proszę swoją prywatną listę gwiazd, o których marzysz, by wystąpiły.

- Moim wielkim marzeniem jest edycja złożona ze zwycięzców poprzednich sezonów, taki Master Class Edition. To byłaby rywalizacja na niesamowitym poziomie.

Z kolei w Polsat Café startuje 4. sezon "Demakijażu". Które gwiazdy chciałbyś zaprosić na zwierzenia? Znów będą to ekskluzywne wydania z Hollywood?

- Planujemy kolejne spotkania z utalentowanym Polkami w Los Angeles. Ale być może pojadę wraz z naszą ekipą w inne rejony USA. Oczywiście nie rezygnujemy ze spotkań z ciekawymi kobietami w naszym kraju. Jest bardzo wiele interesujących pań, które wydaje nam się, że znamy, a w rzeczywistości tak nie jest. Nie patrzę na moje bohaterki jak na aktorki, malarki, piosenkarki, tylko na ich życie po prostu. Odkrywam je z tej nieznanej strony.

Jak miewa się twój nowy pies Nicpoń? Z wyglądu słodziak, ale chyba nie bez powodu tak go nazwałeś...

- Imię wymyśliła Patrycja, a takie imię zobowiązuje. Dzięki Nicponiowi poznałem wszystkie krzaki w okolicy, a prawą rękę, w której trzymam smycz, mam 5 cm dłuższą od lewej.

Jak to się stało, że do ciebie trafił? Rasę wybrałeś nieprzypadkowo? I skąd pomysł, żeby Nicpoń miał swój profil na Instagramie?

- Zawsze marzyłem o bulterierze. Wbrew legendzie to przesympatyczne, bardzo wesołe psy. Idealne dla ludzi aktywnych, którzy lubią ruch. Zwlekałem z zakupem, gdyż wydawało mi się, że przy mojej zajętości to nie jest dobry pomysł. Żałuję, że nie miałem go wcześniej. Pies zmienia życie na lepsze. Daje mi dużo więcej niż ja jemu. Posiadanie psa to wielka odpowiedzialność, ale też ogromna życiowa przyjemność. O moim psie mógłbym napisać książkę. Każdy nasz dzień jest pełen przygód. Jeśli chodzi o Instagram, to pies też człowiek - musi mieć okno na świat.

Pracujesz w telewizji, w teatrze, prowadzisz imprezy, coaching... Czy ty w ogóle masz czas wolny?

- Staram się, aby mój czas prywatny był zarezerwowany tylko dla najbliższych. Bardzo go sobie cenię i pilnuję, aby był naprawdę prywatny. Jeśli chodzi o moją pasję, poza sportem oczywiście, to jest nią na przykład historia przedwojennej Warszawy. Zbieram książki o moim mieście, które kiedyś prawie przestało istnieć - zdjęcia domów, ulic, ludzi, plany miasta, ryciny. Interesuję się także historią warszawskich teatrów, kabaretów, życiem aktorów, śpiewaków, tancerzy, autorów i konferansjerów przedwojennej Warszawy - Fryderykiem Jarosym, Hanką Ordonówną, Marianem Hemarem, Julianem Tuwimem, Tolą Mankiewiczówną i wieloma innym.

Na oficjalnym Instagramie, pod zdjęciem z Thomasem Andersem, napisałeś: "Życie zaczyna się po 50-tce". Twoja radość wynika z tego, że dojrzali ludzie, którzy osiągnęli sukces, znają swoją wartość i mogą wreszcie cieszyć się życiem? A może powód tej radości jest inny?

- To wspaniały wiek! Po 50-tce nie tylko można rozwijać swoje talenty, ale także zabrać się za coś, co sprawia przyjemność, np. zacząć realizować jakąś pasję i być na drodze do sukcesu. Powodzenie jest bardziej prawdopodobne niż w przypadku ludzi młodszych, bo dąży do niego człowiek doświadczony, mądry, który ma wewnętrzny radar, wykrywający niebezpieczeństwa. Gdy jesteśmy młodsi, wielu rzeczy nie zauważamy. W każdym momencie można zacząć zmieniać swoje życie i być szczęśliwym.

Rozmawiała Małgorzata Pyrko.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***


Super TV
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Ibisz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy