Reklama

Katarzyna Cichopek: Siebie oglądać nienawidzę

Katarzyna Cichopek od 18 lat gra w "M jak miłość", ale na nudę nie narzeka. Scenarzyści właśnie zafundowali Kindze Zduńskiej bliźniaki – to dopiero wyzwanie.

Katarzyna Cichopek od 18 lat gra w "M jak miłość", ale na nudę nie narzeka. Scenarzyści właśnie zafundowali Kindze Zduńskiej bliźniaki – to dopiero wyzwanie.
- Na co dzień nie mam problemów z rozpoznawalnością - mówi Katarzyna Cichopek /AKPA

Katarzyna Cichopek ma 35 lat. Urodziła się w Warszawie. Ukończyła szkołę sportową o profilu gimnastyki artystycznej oraz Wydział Psychologii w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej. Debiutowała w 1997 roku w "Bożej podszewce", ale popularność zawdzięcza sympatycznej Kindze z "M jak miłość". Prowadziła programy: "jak Oni śpiewają?", "Sexy mama", "Mały nie-poradnik", "Twój Puls". We wrześniu 2008 roku wyszła za mąż za Marcina Hakiela. Mają syna Adama i córkę Helenkę.

Przed wakacjami dowiedzieliśmy się, że Kinga Zduńska jest w ciąży. Produkcja zdradziła także, że będą to bliźniaki. Jakich komplikacji widzowie mogą się spodziewać?

Reklama

- Sporo będzie się działo, ale niewiele o tym mogę powiedzieć, bo nie chcemy widzom psuć przyjemności oglądania (śmiech). Ciąża nie będzie należała do łatwych. Od razu uspokajam - wielkich tragedii scenarzyści nam nie zafundowali, przynajmniej na razie. Moja bohaterka może liczyć na kochanego męża Piotra, który, jak zwykle, stanie na wysokości zdania. W pomoc mocno zaangażowani będą także dziadkowie bliźniaków, jak i prababcia. Pomocna będzie Magda, więc Zduńska z każdej strony otrzyma wsparcie. Kinga przez całą ciążę będzie spokojna, bo wie, że otoczona jest miłością.

Podejrzewam, że pojawienie się bliźniaków na planie to dla ekipy spory kłopot. Jak udaje się państwu okiełznać dzieciaki, których przecież jest sporo, a teraz jeszcze dojdą dwie pociechy?

- Nie jest tak źle. Ale ma pani rację, praca z dziećmi jest trudniejsza niż z dorosłymi. Wymaga od dorosłych dużego zaangażowania. I to nie tylko w trakcie kręcenia zdjęć, ale przede wszystkim między scenami. Małe dziecko nie rozumie, co to znaczy zagrać miłość, wrogość, złość. Ono albo kogoś lubi, albo nie lubi. Już dawno, wspólnie z moim serialowym partnerem, Marcinem Mroczkiem, zauważyliśmy, że warto naprawdę polubić się z naszymi małymi serialowymi partnerami. To owocuje, bo wszystkim łatwiej się pracuje. Dzieci czują się bezpieczniej, ufają nam.

- Pamiętam, jak wiele czasu poświęciliśmy na zbudowanie relacji z Marysią Głowacką, która gra naszą córeczkę Lenkę. Poznaliśmy się, gdy Mania miała roczek. Byłam tuż po urodzeniu swojego synka, Adasia, i część tej świeżej, matczynej miłości przelałam na nią. Dziś Mania ma 9 lat, ale wciąż traktuję ją jak moją małą córeczkę (śmiech). Pamiętam o jej urodzinach, daję drobne prezenty z okazji Dnia Dziecka, itd. Z kolei, gdy urodziłam córkę Helenkę, w rodzinie Zduńskich pojawił się syn, Mikołaj, zwany przez nas Miśkiem. Ignaś Wudkiewicz, który się w niego wciela, jest urokliwym, cudownym chłopczykiem. Ale w relacji z Ignasiem największą rolę odgrywa Mania, jego koleżanka z garderoby i jednocześnie ulubienica wszystkich dzieciaków z produkcji. Mania bardzo troskliwie opiekuje się każdym dzieckiem, które aktualnie ma zdjęcia. Miło na to patrzeć.

Poznała już pani swoje kolejne dzieci, bliźniaki?

- Aktualnie kręcimy sceny, w których Kinga jest w zaawansowanej ciąży. Brzuch rośnie z dnia na dzień, potem czeka nas poród. Nowe dzieci poznam zapewne po wakacjach. Casting na bliźniaki wciąż trwa (śmiech).

Pani dzieci, Adaś i Helenka, nie są zazdrosne o relacje, jakie ma pani z serialowymi dziećmi?

- Na szczęście moje dzieci nie oglądają serialu, bo po godzinie 20.00, gdy jest emitowany, już śpią. Zdarza się, że opowiadam im o pracy, pokazuję zdjęcia z planu, cierpliwie tłumaczę, więc nie czują się w jakikolwiek sposób zagrożone. Podejrzewam, że Helenka mogłaby czuć się odrobinę zazdrosna, bo ma niespełna 5 lat, ale jest takie powiedzenie: "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal", które doskonale się u nas sprawdza.

Dzieci zdają już sobie sprawę z tego, że mają popularną mamę? Jak reagują, gdy ktoś podchodzi i prosi o zdjęcie?

- Muszę przyznać, że na co dzień nie mam problemów z rozpoznawalnością. Kasia Cichopek odwożąca dzieciaki do szkoły czy przedszkola na nikim nie robi wrażenia. Kłopot pojawia się podczas naszych wspólnych podróży po Polsce, gdy dopadnie mnie np. szkolna wycieczka i każdy chce zrobić sobie ze mną zdjęcie. Tłumaczę dzieciom, że na tym polega moja praca i one to rozumieją, a Adaś, który jest bardzo pomocnym chłopcem, w takich sytuacjach chętnie trzyma moją torebkę (śmiech).

Wróćmy jeszcze do "M jak miłość". Wieść niesie, że do serialu wraca Weronika Rosati. Anna, w którą się wciela, była przyjaciółką Kingi i świadkiem na jej ślubie. Po co wraca?

- Bardzo się cieszymy, że Weronika wraca, bo to sympatyczna osoba. Do tego każda nowa postać wprowadza do fabuły nową energię, świeżość i możliwość aktorskiego rozwoju. Zdjęcia z Weroniką jeszcze przed nami, więc nic nie zdradzę. Powiem tylko, że Anka namiesza, ale niekoniecznie w wątku Kingi. Będzie ciekawie i tajemniczo.

Bliźniaki, jakie zafundowali pani bohaterce scenarzyści, to chyba ciekawe aktorskie zadanie, prawda? Czy wcześniejsze zdania były najciekawsze?

- Oj, trochę tych ciekawych zadań było (śmiech). Do dziś pamiętam odcinki, w których Kinga straciła wzrok. Długo musiałam grać niewidomą osobę, co było niezwykłym wyzwaniem, zarówno aktorskim, jak i prywatnym. Wspominam to z rozrzewnieniem. Przed chwilą rozmawiałyśmy o scenach z dziećmi, co także jest dość trudnym zadaniem, bo są one nieprzewidywalne. Ogólnie lepiej czuję się w komedii, więc granie scen wesołych sprawia mi wielką przyjemność, a sceny dramatyczne wymagają większego skupienia. Pamiętam, ile emocji kosztował mnie wątek Lenki, gdy zażyła dopalacze. Ale muszę przyznać, że najtrudniejsze jest granie rutyny. Trzeba to zrobić tak, by widz nie był znudzony, a to spora sztuka.

Jak to się pani udaje, żeby nie zanudzić widza?

- Ogromna w tym zasługa mojego partnera, Marcina Mroczka, który jest kreatywny, wesoły, co potem przekłada się na ekranie. Dzięki temu, że prywatnie się lubimy i dobrze rozumiemy, łatwiej nam się gra i widzowie nas lubią.

Od 18 lat pracuje już pani w "M jak miłość", a czy prywatnie lubi pani oglądać telewizję?

- Proszę nikomu tego nie mówić (śmiech), ale polskich produkcji staram się nie oglądać w ogóle, a już siebie oglądać nienawidzę. Nie chcę się stresować, porównywać, analizować, jak wypadam. Za to lubię w wolnej chwili zerknąć na seriale zagraniczne. Ale mam dwójkę dzieci, więc tego czasu mam niewiele.

Ale na wakacje znajdzie pani chwilkę?

- Na razie odpoczywają nasze dzieciaki - syn na obozie, córka u dziadków, a my z mężem pracujemy. Ale, gdy już uda nam się razem wyjechać, dużo pływamy - kajaki, basen, zjeżdżalnie - jeździmy na rowerach, spacerujemy, rozmawiamy... Już nie mogę się doczekać!

Rozmawiała Małgorzata Pyrko

Super TV
Dowiedz się więcej na temat: M jak miłość
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy