Reklama

Kamil Kula: Po włosku i po niemiecku

Kamil Kula może trafić na listę serialowych rekordzistów. Gra w "Na dobre i na złe", "Singielce" oraz "Przyjaciółkach". Na premierę czekają też trzy filmy z udziałem aktora, prywatnie męża Marty Żmudy Trzebiatowskiej. Czy umie zachować dystans?

Niebawem w kinach pojawi się "Tłumacz". Włoska produkcja, główna rola - jak pan ją otrzymał?

Kamil Kula: - Poszedłem na casting i pomyślnie przeszedłem wszystkie etapy. Tak po prostu.

Poczuł pan satysfakcję?

- Raczej radość. Wiem, że o aktorach mówi się, że "walczą o rolę", ale w większości przypadków między nami nie ma niezdrowej rywalizacji. Jeśli już z czymś się ścigamy, to z własnymi słabościami. Na zdjęciach próbnych zazwyczaj spotykam samych kolegów. Satysfakcja byłaby nie na miejscu. Dla mnie casting to po prostu nowe wyzwanie. W tym wypadku szczególnie, ponieważ zagrałem w obcym języku.

Nauczył się pan włoskiego?


- Nie. Nie da się tego zrobić w tak krótkim czasie. Po miesiącu na planie umiałem w prosty sposób komunikować się w tym języku, ale stwierdzenie, że znam włoski, byłoby przesadą. W trakcie pracy nad rolą korzystałem z pomocy lektora.

Reklama

Kim jest pana bohater?

- Andrei to biedny, ale uzdolniony lingwistycznie rumuński student włoskiego uniwersytetu. Jednocześnie dorabia na utrzymanie, pracując jako tłumacz. Zostaje zatrudniony do przetłumaczenia pamiętnika. Jego zleceniodawczynią jest piękna, bogata Włoszka. Wkrótce ich relacje się zmienią...

Niedługo zobaczymy pana także w "Music, War and Love". W kogo tam się pan wcielił?

- W ucznia szkoły muzycznej. Tym razem zagrałem Niemca, dla odmiany. Ten film to spełnienie moich aktorskich marzeń. Akcja toczy się podczas II wojny światowej, graliśmy więc w pięknych kostiumach, w wyczarowanej przez scenografów scenerii przedwojennej Łodzi i Krakowa. Było naprawdę magicznie.

Zajęty z pana człowiek. Na premierę czeka jeszcze "Po prostu przyjaźń".

- To raczej epizodyczny występ - wcieliłem się w przyjaciela jednej z głównych bohaterek. Ale i tak pojawić się w towarzystwie takich aktorów [Piotr Fronczewski, Jan Peszek, Anna Polony - przyp. red.] to prawdziwy zaszczyt.

Gdyby miał pan porównać udział w rodzimych i zagranicznych produkcjach to...

- Ciężko mi oceniać. Nie grałem w zbyt wielu polskich filmach.

Marzył pan o zrobieniu takiej kariery?

- Nie lubię tego słowa. Zaczęło kojarzyć się z dzisiejszym pojęciem bycia celebrytą. A to nie mój świat. Pamiętam, jak nie mogłem uwierzyć, że dostałem się do szkoły teatralnej, potem, że otrzymałem angaż w teatrze. A kiedy przed zdjęciami do "Tłumacza" pojechałem do Rzymu i siedziałem wieczorem w hotelu na balkonie - też nie mogłem pojąć, że to się dzieje naprawdę. Jestem szczęściarzem. Znalazłem się w odpowiednim miejscu i czasie, ktoś mnie zauważył. Marzę o tym, aby to zawodowe szczęście nigdy mnie nie opuszczało.

Trzy seriale, trzy film fabularne. Jak się układa grafik przy takiej ilości dni zdjęciowych?

- To przypadek, że ich premiery zbiegły się mniej więcej w tym samym czasie. Zdjęcia do każdej z tych produkcji odbywały się w innym terminie.  Znalazł się też czas na przerwę. Trzeba pamiętać o tym, by przy tak napiętym grafiku, momentami umieć zwolnić, wyjechać na dzień lub dwa i zdystansować się, złapać oddech. Popływać w jeziorze, przejść się po lesie, poleżeć na kocu. Inaczej można by zwariować.

Przejdźmy do seriali. Co wydarzy się w życiu Szczepana w "Na dobre i na złe"?

- Szpital w Leśnej Górze opanują terroryści. Mój bohater będzie asystował podczas nagłej operacji w warunkach ekstremalnych. W poprzedniej serii został pielęgniarzem, teraz przejdzie więc chrzest bojowy.

"Singielka" - Robert ma wziąć ślub z Natalią. Uda się?

- Będzie dość dramatycznie, ale na szczęście z komediową nutą. Robert da mamie wejść sobie na głowę i zamiast słuchać narzeczonej, zacznie spełniać marzenia swojej mamusi. Coś takiego nie może się dobrze skończyć...

Jest jeszcze Czarek w "Przyjaciółkach".

- Ten to dopiero narozrabiał. Nagły ślub, który w poprzednim sezonie wziął z Julką [Nicole Bogdanowicz - przyp. red.], wszystkich zaskoczył. Ludzie, którzy decydują się na taki krok, raczej nie mają szansy dobrze się poznać. W tej serii małżonkowie będą się więc docierali. Czarek zacznie prosić o pomoc teściów, co nie spodoba się żonie...

Monika Ustrzycka

Kurier TV
Dowiedz się więcej na temat: Kamil Kula
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy