Reklama

Joanna Kulig: Zachować dystans

Trwa dobra passa Joanny Kulig. „Zimna wojna” ma szansę na nominację do Oscara, a „Kler” bije rekordy oglądalności. Najważniejsza rola jednak dopiero przed nią: aktorka wyznała, że spodziewa się dziecka.

Trwa dobra passa Joanny Kulig. „Zimna wojna” ma szansę na nominację do Oscara, a „Kler” bije rekordy oglądalności. Najważniejsza rola jednak dopiero przed nią: aktorka wyznała, że spodziewa się dziecka.
Joanna Kulig na nowojorskiej premierze filmu "Zimna wojna" /Rex Features /East News

Sukces "Zimnej wojny" sprawił, że cały czas jesteś w drodze.

Joanna Kulig: - Rzadko się tak dzieje, że po polskiej premierze od razu rozpoczyna się promocja filmu w innych krajach. Tymczasem pod koniec sierpnia "Zimna wojna" weszła do kin w Wielkiej Brytanii. Przed nami Francja, Niemcy i USA. Rzadko bywam w domu, ale tylko się cieszyć, że film aż tak się podoba.

Prawdziwy młyn wydarzeń i emocji. Jakie wynosisz z tego wszystkiego refleksje?

- To wyjątkowy czas w moim życiu. Cieszę się, że mogę być częścią tego projektu. Oczywiście czasem czuję zmęczenie, ludzka rzecz, ale mobilizacja jest większa. Po naszym powrocie z Cannes przyspieszono polską premierę. Nagle zaczęło się tyle dziać! Musiałam w sobie znaleźć energię nie tylko na to, co tu i teraz, ale też na kolejne etapy promocji w innych krajach. Przecież jeśli człowiek się zagalopuje i spali na początku, to potem nie da rady. Wiąże się z tym również konieczność zachowania asertywności. Nie wszystko jestem w stanie zrobić. Nie udzielę wszystkich wywiadów. To fizycznie niemożliwe. Czasem pojawiają się ciekawe propozycje, a tu trzeba wybierać i być skoncentrowanym na tym, co najważniejsze.

Co teraz liczy się najbardziej?

Reklama

- Staram się wybiegać maksymalnie jeden dzień do przodu i nie planować za dużo. Zawód aktora jest nieprzewidywalny. Przez wiele miesięcy nie masz pracy. Aż tu nagle dzieje się coś, co otwiera ogromne możliwości. Tak było w moim przypadku. Staram się podchodzić do tego zadaniowo. Robię, co do mnie należy. Dopiero potem myślę, co dalej. Moment, w którym jestem, z pewnością nie jest najlepszy na planowanie. Za dużo zmiennych po drodze. Skupiam się więc na tym, co przyniesie los.

"Zimna wojna" zdobyła Złote Lwy w Gdyni, jest też polskim kandydatem do Oscara. Czujesz, że zamieszanie wokół filmu będzie miało wpływ na twoją karierę?

- Staram się zachować dystans. To oczywiście bardzo miłe, ale zakrawa też trochę na wariactwo. Ludzie zaczęli mi gratulować nominacji do Oscara, a ja jej wcale nie dostałam. To są na razie typowania. Czasem mam wrażenie, że media za bardzo się nakręcają, zamiast zwyczajnie się cieszyć. Idę na pobranie krwi albo jestem w taksówce i słyszę: "Gratuluję nominacji". Zawsze odpowiadam z uśmiechem: "Dziękuję, to nie jest nominacja, choć byłoby super". Ale ludzie uważają, że ją mam i koniec. Nie ukrywam jednak: miło mi, że w ogóle na takiej liście się znaleźliśmy.

Po "Zimnej wojnie" zagrałaś nie tylko w filmach "Kler" Wojtka Smarzowskiego i "7 uczuć" Marka Koterskiego, ale też w amerykańskiej produkcji. Opowiesz o niej?

- Serial "Hannah" został wyprodukowany przez Amazon. Kręciliśmy go w Budapeszcie. Wcieliłam się w mamę głównej bohaterki, Joannę. Gdy to usłyszałam, byłam zaskoczona. "Jak to, mam grać matkę?". Okazało się, że w retrospekcjach. Moim partnerem był Joel Kinnaman ("Altered Carbon"). Mieliśmy skomplikowane sceny pościgów. Muszę przyznać, że bardzo mi się to spodobało. Wszystko musiało być perfekcyjnie zsynchronizowane. Helikopter rusza, robi okrążenie, my w aucie zakręcamy razem z nim... Do tego ja krzyczę w wyznaczonym co do sekundy momencie. Nasz samochód był przedziwną konstrukcją. Kierownica znajdowała się z tyłu. Joel udawał, że prowadzi, a siedzący za nami kaskader wykonywał wszystkie ewolucje. Super przeżycie.

Potem trafiłaś do "Pułapki".

- Pierwszy dzień zdjęciowy miałam po powrocie z Cannes. Agata [Kulesza - przyp. red.] śmiała się, gdy przyjechałam i powiedziałam: "W końcu na planie". Miałyśmy dużo zdjęć, bo gram jej przyjaciółkę. Bardzo dobrze wspominam pierwszy klaps. Kręciliśmy blisko domu Pawła Pawlikowskiego. Machałyśmy mu z Agatą, a w przerwie poszłyśmy do niego na kawę.

Przyciągacie się. Jest między wami energia...

- Tego dnia rozmawiałyśmy o wszystkim. To było miękkie lądowanie. Uwielbiam z nią pracować. Nawet gdy gram w innych produkcjach, często dzwonię do niej po radę, a ona mówi: "Aśka, musisz dobrze rozkładać energię". Daje mi wskazówki. Bardzo mi pomogła w "Zimnej wojnie", zwłaszcza gdy miałam gorsze momenty. Agata jest wybitną aktorką. Ma też niesamowity talent pedagogiczny, potrafi wesprzeć. Dużo można się od niej nauczyć. Gdy wróciłam z Cannes, zadzwoniłam do niej skołowana, a ona: "Spokojnie, Aśka, teraz musisz robić proste rzeczy. Zajmij się czymś innym: skrob ziemniaki, pobądź z mamą". Wyłączyłam wtedy telefon i oglądałam programy przyrodnicze, żeby przewietrzyć głowę.

Bardzo praktyczne wskazówki.

- Agata jest cudowną osobą. Rozumie zamieszanie, jakie powoduje sukcesu filmu.

Mam wrażenie, że macie podobne podejście do sukcesu: pełne spokoju, dystansu i pokory.

- Świadomość bycia docenionym jest pozytywnym uczuciem. Jednak to też stres. Dużo się wtedy dzieje. Wszyscy obserwują, co się stanie.

Co zadecydowało, że przyjęłaś propozycję grania w "Pułapce"?

- Ciekawy scenariusz, który ma formę zamkniętą. Spodobało mi się, że zagadkę kryminalną rozwiązuje tu pisarka, a nie policjant. Nie bez znaczenia był fakt, że spotkam na planie Agatę Kuleszę i Kingę Preis. Świetnie pracowało mi się z autorem zdjęć Marianem Prokopem. Jestem też pod wrażeniem debiutującej Marianny Kowalewskiej. Niesamowita dziewczyna. Utalentowana, skupiona. Będę jej kibicować.

Marta Jerzykowska

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***


Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Joanna Kulig
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy