Reklama

Jason Sudeikis: Więcej czasu z Jennifer Aniston

Mimo że w komedii "Szefowie wrogowie 2" Jason Sudeikis tworzy ekranowy tercet z Jasonem Batemanem i Charliem Dayem, jego najczęstszą kinową partnerką jest Jennifer Aniston. "Tym razem mieliśmy dużo więcej czasu dla siebie" - chwali współpracę z seksowną aktorką Sudeikis. Film "Szefowie wrogowie 2" ukazał się właśnie na płytach DVD i Blu-ray.

Możesz opowiedzieć tym, jak powstawał film "Szefowie Wrogowie 2". W jakich okolicznościach zostaliście zaangażowani razem z Jasonem Batemanem i Charliem Dayem?

Jason Sudeikis: - Pracowałem z reżyserem i scenarzystą Seanem Andersem oraz scenarzystą Johnem Morrisem przy realizacji filmu "Millerowie" i zawsze traktowałem ich jako swoich zawodowych przyjaciół. Wykonali kawał tak dobrej roboty, tak, że z entuzjazmem przyjąłem rolę w tym filmie. Poszło nam wyśmienicie.

- Cała nasza trójka - ja, Jason i Charlie - przychodzimy z różnych miejsc, gdzie doceniają cię za pracę w zespole. Jason zaczynał w serialu "Bogaci bankruci", Charlie w "U nas w Filadelfii", który współtworzy i wreszcie ja, pracujący niegdyś dla Saturday Night Live.

Reklama

- Współpraca nie była dla nas czymś nowym. Świetnie nam się współpracowało już podczas pierwszej części "Szefowie wrogowie". Wiedzieliśmy, że teraz będziemy mieli pewne przemyślenia, odczucia czy opinie. Kiedy dołączyli do nas Sean i John, nie mieliśmy prawa veta, ale we trójkę postawiliśmy poprzeczkę wysoko. A w pięć osób postawiliśmy poprzeczkę jeszcze wyżej.

- Po dwóch tygodniach pracy, uświadomiliśmy sobie, że ta praca nas absolutnie uszczęśliwia - poza tym, było przy tym naprawdę dużo śmiechu! Zdecydowanie wolę tak pracować niż np. grać w golfa, choć uważam, że golf to naprawdę fajna sprawa. Nie gram regularnie, ale dobrze się przy nim bawię.

Jakie były wyzwania przy pracy nad takim zabawnym i oryginalnym filmem?

- Chcieliśmy wznieść się na wyżyny naszych możliwości. Nie chcieliśmy po prostu przerabiać starej historii. Mieliśmy do niej dystans, znaliśmy też opinie różnych widzów - naszych rodzin, przyjaciół czy fanów. Nie chcieliśmy, żeby zobaczyli tylko to, co podobało im się w pierwszej części. Chcieliśmy czegoś nowego.

- Przy nowym filmie nie współpracował już z nami utalentowany reżyser Seth Gordon. Dostaliśmy jednak w zamian Seana Andersa i Johna Morrisa. Oni drążyli temat z perspektywy nie tylko reżysera i scenarzysty. Nie przesadzę jeśli powiem, że jestem z nas dumny, że zaczęliśmy wszystko od pustej kartki.

Czy byłeś zmotywowany, żeby było śmiesznie od początku do końca?

- Wiedzieliśmy, że daleko nam do nudy i właśnie dlatego się na to wszystko zgodziliśmy. Chcemy walczyć po właściwej stronie i sprawiać, żeby wszyscy śmiali się przez cały czas, od początku do końca. Dla mnie osobiście, najprzyjemniejszym momentem było, kiedy po obejrzeniu filmu uświadomiłem sobie, że w zwiastunie nie ma wszystkich najlepszych gagów. W filmie jest ich naprawdę dużo, dużo więcej! Każdy codziennie dawał z siebie naprawdę wszystko i to jest właśnie ten najprzyjemniejszy efekt naszej pracy. I to udało nam się uchwycić - rozśmieszanie się nawzajem i sprawianie, żeby każdy następny dowcip był jeszcze lepszy.


- Nie lubię oglądać siebie samego na ekranie, ale sprawia mi przyjemność patrzenie jak próbuję się zgrać na ekranie z Charliem i Jasonem, dotrzymać im kroku. No i plejada gwiazd - Christopher Waltz, Chris Pine, Jennifer Aniston czy Jamie Foxx. Było świetnie!

Możesz opowiedzieć o pracy z Seanem Andersem. Jak sprawdził się w roli reżysera?

- Było świetnie. Sean i John mają wysoce rozwinięte umiejętności jako scenarzyści. Potrafią powtórzyć rzeczy, które nie są nigdzie napisane w scenariuszu. Nie są też przywiązani do swojego materiału wyjściowego - bardziej chodzi o to, żebyśmy w trakcie kręcenia robili to co nas rozśmiesza. Dbali o logikę scenariusza, ale zwracali też uwagę na nasze dowcipy. Świetnie było współpracować z facetami, którzy stworzyli tę historię i wpadli na wiele świetnych zwrotów akcji. Nie popędzali nikogo. Było między nami pełne zrozumienie.

Oczywiście film nie opowiada już o okropnych szefach głównych bohaterów. Co się dzieje z Nickiem, Dalem i Kurtem w filmie "Szefowie wrogowie 2"?

- W pierwszej części zastaliśmy ich w kiepskiej sytuacji, więc wpadliśmy na pomysł, że czas na wielką zmianę. Tą wielką zmianą jest ich wielki pomysł, na który wpadają i aby go zrealizować udają się do pozbawionego skrupułów biznesmena Berta Hansona - granego przez Christophera Waltza i jego pozornie fajnego, ale trochę wkurzającego syna Rexa granego przez Chrisa Pine'a. Tak bardzo się angażują, że nie zauważają, że zostają wykiwani. Muszą więc wziąć sprawy w swoje ręce i spróbować odzyskać stracone pieniądze. No i oczywiście wpadają na pomysł, żeby kogoś porwać. Czy to nie oczywiste?

Wszyscy trzej dobrze się rozumiecie i mieliście spory ubaw na planie. Czy były momenty na planie, kiedy po prostu było aż tak dużo śmiechu, że trzeba było przerwać kręcenie?

- Częścią zabawy jest właśnie zachowanie spokoju podczas takich scen. Mieliśmy mega ubaw. Staramy się "wyśmiać" pomiędzy ujęciami, kiedy się do nich przygotowujemy, bo kiedy kamera kręci, wiemy dokładnie co się stanie. To prawda, że ja często wybucham śmiechem, ale dzieje się to całkowicie spontanicznie. Wiecie jak kręcone są filmy. Nagrywamy dziewięć ujęć, przenosimy wszystko i zaczynamy kolejne dziewięć.


A Charlie Day? Podobno bardzo często nie mógł powstrzymać się od śmiechu na planie.

- Charlie aż tak często nie psuł ujęć, choć rzeczywiście widać go na końcu w nieudanych scenach. W pewnym momencie uświadamiasz sobie, że jesteś dorosłym facetem z rodziną i jest to dla ciebie po prostu praca. Tak naprawdę to bardziej radość z tego, niż psucie ujęć. Bardzo łatwo go złamać, żeby się zaśmiał - czasami wystarczy unieść brew i chłopak zaczyna wariować. To jak wojna komików.

Jak wyglądała praca na planie z Jennifer Aniston? Pracowaliście już wcześniej razem przy trzech filmach i widać między wami chemię na ekranie.

- Tego nie da się jednoznacznie określić. To samo poczułem, kiedy spotkałem Charliego i Jasona. To samo było z Jennifer. Prowadziła "Saturday Night Live" podczas mojego pierwszego sezonu w roli scenarzysty i muszę przyznać, że jest to bardzo zabawna kobieta. Dodatkowo potrafi słuchać. I potrafi się śmiać. Wytwarza dookoła siebie wspaniałą atmosferę.

- W tym przypadku było jednak trochę inaczej niż w filmie "Millerowie", ponieważ tutaj ona wkracza pomiędzy naszą trójkę, w nasz świat, który różni się nieco od tego, który oglądaliśmy w "Millerach". Tutaj bohaterka grana przez Jennifer jest bardziej wroga - oczywiście w uroczy sposób. Nasi bohaterowie czują się inaczej, ponieważ w pierwszej części nie mieliśmy wielu scen razem. Tym razem mamy dużo więcej czasu dla siebie. I tak, poszło nam całkiem dobrze.

Jak oceniasz powrót Jamiego Foxxa w roli Deana "MF" Jonesa? Poradził sobie?

- Absolutnie. Jamie zawsze jest wspaniały. Zawsze świetnie się bawi. Gdziekolwiek by nie był. Mógłby być przecinany na pół na pokazie magicznym i nadal świetnie by się bawił. Do tego mamy Chrisa Pine'a i ulubieńca krytyków Christophera Waltza. Oni zawsze dają radę.

- Miałem przyjemność spotkać większość z nich na moim terenie podczas prac przy "Saturday Night Live", gdzie byli bardziej bezbronni niż tutaj na planie filmowym. Są klasą samą w sobie. Zrobiła się z tego taka trochę komediowa wersja "Niezniszczalnych", prawda? Dużo ludzi na plakacie...

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy