Reklama

Jakub Wesołowski: Każdy facet chce wygrać mecz

Znamy go jako aktora. Na boisku radzi sobie jednak równie dobrze jak na planie filmowym. Właśnie trenuje do ważnego meczu.

Znamy go jako aktora. Na boisku radzi sobie jednak równie dobrze jak na planie filmowym. Właśnie trenuje do ważnego meczu.
Jakub Wesołowski strzeże bramki drużyny gwiazd TVN-u /AKPA

Przed nami kolejny Wielki Mecz. TVN zmierzy się z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Ile już takich meczów zagrałeś?

Jakub Wesołowski: - Ten będzie czwarty. Pierwszy był super, drugi był kiepski, trzeci był średni, więc teraz wypada na to, że zagramy kolejny świetny mecz.

Co to znaczy, że jeden był świetny, a inny kiepski?

- Tak naprawdę to każdy jest wyjątkowy i świetny, choćby dlatego, że udaje nam się zebrać pieniądze, dzięki którym pomagamy dzieciakom. To nasz priorytet, więc choćby z tego powodu zawsze warto to robić. Natomiast co się tyczy sukcesów sportowych, to z tym już jest różnie. Zdarzało nam się przegrywać, a przegrywanie przy 30 tysiącach widzów nie jest miłe.

I przy paru milionach przed telewizorami.

- Na szczęście tych milionów ja nie czuję, bo ci widzowie są jednak trochę dalej ode mnie. Czuje się natomiast publiczność na stadionie. I za każdym razem ta publiczność jest niesamowita. Mamy co prawda świadomość tego, że to jest tylko mecz charytatywny, ale gra się po to, żeby wygrać.

Ty kiedyś grałeś w piłkę...

- To za dużo powiedziane. Grałem dawno temu. Oczywiście jakiś element techniki w sobie mam i dzięki temu gra sprawia mi po prostu przyjemność. A koniec końców każdy z nas jest tylko facetem i robi wszystko, by jak najlepiej wypaść na boisku.

Czy fakt, że kiedyś trenowałeś, daje ci przewagą nad innymi?

- Wśród nas jest dużo osób, które w mniejszym lub większym stopniu miały z piłką coś wspólnego. A nasze umiejętności najlepiej weryfikuje samo boisko. W każdym razie dla mnie to ogromna frajda, że mogę grać z tymi ludźmi. I nie ma znaczenia, czy chłopak grał wcześniej dużo, czy mało. Gdy jesteśmy na boisku, każdy z nas zapomina, kim był, co robił, tylko chce strzelić bramę. Bo o to w tym chodzi.

Reklama

Jak się przygotowujecie?

- Mamy dwa razy w tygodniu treningi po półtorej godziny. Staramy się być na nich w miarę regularnie. Różnie to bywa, ale dzielnie walczymy o to, żeby być choć na większości. Przede wszystkim musimy wyczuć boisko, żeby wydolnościowo podołać grze, bo, wierz mi, tam jest co robić. Ale mam poczucie, że co roku idzie nam sprawniej, chociaż z coraz większym luzem do tego podchodzimy. Oczywiście ten luz czuć tylko w trakcie przygotowań, gdyż w dniu meczu robi się wyjątkowa atmosfera.

W zeszłym roku przebiegłeś 100 km. Przymierzałeś się do tego od dawna.

- To prawda. Zajęło mi to parę lat.

Przyznam, że do dziś mam problem z przyjęciem do wiadomości, że jest taki bieg. 100 km przejść to jest niewyobrażalne, a przebiec? Czytelników poinformujmy, że zrobiłeś to w 12 godzin, 25 minut i 44 sekundy.

- To przede wszystkim kwestia przygotowań i tego, co masz w głowie. Bo biegi się rozgrywa w głowie, to tam się decyduje ewentualny sukces bądź jego brak. Na trasie często okazuje się, że nie ma aż takiego znaczenia, czy jest to 100 km czy 50 km.

Co pomaga biegaczowi?


- Istotą takiego biegu są ludzie. Zwłaszcza dla kogoś, kto biega po amatorsku. To jest najważniejsze, żeby ktoś był dla ciebie wsparciem, bo samemu to można co najwyżej zaśpiewać piosenkę na płycie, ale nie przebiegnie się w pojedynkę 100 km, zwłaszcza mając tak małą wiedzę i umiejętności, jak to jest w przypadku amatorów.

Swój wielki cel już osiągnąłeś. Myślisz o następnym?

- Rzeczywiście jest jakiś pomysł, ale bardzo trudny do zrealizowania. Teraz każdy kolejny cel jest bardzo złożonym tematem, bo trzeba wszystko do siebie dopasować. I logistycznie, i czasowo. A ja mam sporo pracy i rodzinę... Gdy zaczniemy to robić, to dopiero będzie o czym rozmawiać. Teraz jest za wcześnie.

Sporo pracy masz m.in. na planie serialu "Na Wspólnej". Co się będzie u Igora działo po wakacjach?

- O rany! Ja nie za bardzo wiem, co teraz jest w emisji. Sporo wątków się porobiło i niektóre są naprawdę zaskakujące. Nawet po tylu latach grania! To duża frajda wciąż mieć radochę z tego, co się robi. Mam świetnych partnerów. Jest Paulina Chapko, moja urocza ekranowa partnerka, która dostarcza mi ogromnej ilości zmartwień. Jest Janusz Chabior. W przypadku "Na Wspólnej" jest trochę inaczej niż na innych planach, bo już bardzo dużo czasu ze sobą spędziliśmy.

"Na Wspólnej" to nie jedyny plan, na którym można cię teraz spotkać.

- Robię teraz "Ojca Mateusza" i "O mnie się nie martw". Nie ma więc nudy. Ostatnio jest dobry czas. Żeby to trwało, to będziemy wszyscy zadowoleni.

Iwona Leończuk

Teleświat
Dowiedz się więcej na temat: Jakub Wesołowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy