Reklama

Ja jestem od grania

- Najbardziej interesuje mnie człowiek. Czy to będzie Polak, Niemiec, Rosjanin - ma drugorzędne znaczenie. Najważniejszy jest człowiek i historia, jaka za nim idzie - mówi Marcin Dorociński, bohater takich filmów, jak "Róża", "Rewers" czy najnowszego - "Obława".

Od kilku lat trwa dobra passa Marcina Dorocińskiego. 39-letni aktor ma już na swym koncie sporo nagród i role w tak głośnych produkcjach, jak "Róża", "Rewers", "Pitbull", "Ogród Luizy", "Boisko bezdomnych" czy "Lęk wysokości".

Jego popularność rozpoczęła się od roli podkomisarza Sławomira "Despero" Desperskiego w głośnym serialu Patryka Vegi "PitBull" (2005). Ta kreacja przyniosła mu m.in. prestiżową Nagrodę Aktorską im. Zbyszka Cybulskiego w 2005 roku. Dwa lata później wystąpił w wielokrotnie nagradzanym filmie Macieja Wojtyszki "Ogród Luizy".

Reklama

W 2009 roku Dorociński zagrał w słynnym "Rewersie" Borysa Lankosza. Za tę kreację otrzymał nagrodę za najlepszą drugoplanową rolę męską na festiwalu w Gdyni. W tym samym roku wystąpił w komediach: "Idealny facet dla mojej dziewczyny" Andrzeja Saramonowicza i "Miłość na wybiegu" Krzysztofa Langa. Znakomite kreacje artysta stworzył również następnych latach, w "Lęku wysokości", debiucie fabularnym znanego dokumentalisty Bartka Konopki, "Róży" Wojciecha Smarzowskiego, a także duńskiej produkcji "Kobieta, która pragnęła mężczyzny" Pera Fly. Za rolę w "Róży" aktor otrzymał na festiwalu w Gdyni nagrodę za najlepszą pierwszoplanową rolę męską.

W filmie Marcina Krzyształowicza "Obława", który na ekranach polskich kin zadebiutuje 19 października, Marcin Dorociński gra kaprala Wydrę, członka leśnego oddziału Armii Krajowej. Obok niego na ekranie zobaczymy Weronikę Rosati w roli sanitariuszki Pestki, z którą aktor spotkał się kilka lat temu na planie "Pitbulla" oraz Macieja Stuhra i Sonię Bohosiewicz.

Niektórzy krytycy uznali, że to najlepsza kreacja w jego dorobku. "Główna rola Marcina Dorocińskiego, który w 'Obławie' odgrywa wariację na temat Tadeusza z 'Róży'. Wydaje się, że rola w filmie Krzyształowicza jest jeszcze lepsza, wyrazistsza i o wiele bardziej nieoczywista niż w obrazie Smarzowskiego" - pisał Tomasz Bielenia na stronach INTERIA.PL.

Przeczytaj recenzję filmu "Obława" na stronach INTERIA.PL

Film, określany jako thriller wojenny, zbiera świetne recenzje nie tylko w Polsce. "Świetne kino wojenne, mocne i drapieżne" - tak zachodnie media piszą o "Obławie". W samych superlatywach wypowiadają się również o grze Dorocińskiego, którą określają jako "zachwycającą" i "hipnotyzującą".

Z Marcinem Dorocińskim rozmawia Emilia Chmielińska.

Emilia Chmielińska: Marcinie co tak naprawdę zdecydowało, że wziąłeś udział w "Obławie"?

Marcin Dorociński: - To po prostu był bardzo dobrze napisany scenariusz, a to jest podstawa każdego filmu. Każdy aktor, który czyta taki dobry scenariusz, bardzo chce w takim filmie zagrać. Ja bardzo chciałem.

A co cię w twojej postaci ujęło najbardziej?

- Mam zawsze problem z odpowiadaniem na takie pytania. Dla mnie najistotniejsze zawsze jest to, co ujmie widza. Mnie się po prostu spodobała ta historia, to jak była napisana. I tak już mam od dłuższego czasu, jeśli chodzi o scenariusze, które czytam - że albo mnie zachwyca albo zupełnie nie. A scenariusz "Obławy" mnie zachwycił, zarówno swoją formą, jak i historią. To było prosto, a jednocześnie pięknie napisane. I takich historii szukam, na takie czekam.


Ta historia opowiada wojnę z trochę innej strony - nie ma tu już tak oczywistego podziału, że źli to byli tylko Niemcy, a Polacy to ci dobrzy?

- Nie zastanawiam się nad tym. Nie oceniam tego historycznie - zostawiam to widzowi. Ja nie jestem od oceniania, ja jestem od grania. Starałem się odtworzyć zachowanie człowieka, który jest w ekstremalnej sytuacji, który musi podejmować takie decyzje, jakich z pewnością nikt z nas - współcześnie żyjących, nie chciałby podejmować. I to też w tej postaci było bardzo pociągające. Bo mnie najbardziej interesuje człowiek - czy to będzie Polak, Niemiec, Rosjanin - ma drugorzędne znaczenie. Najważniejszy jest człowiek i historia, jaka za nim idzie.

Do grania tej postaci musiałeś też zmienić się fizycznie, dużo schudłeś, żeby kreowana przez ciebie postać wyglądała wiarygodnie.

- To prawda, ale to jak wygląda mój bohater, to nie tylko moja zasługa. To praca wielu osób, nasze wspólne myślenie o postaci. Wszyscy pracujący nad filmem, gramy w jednej drużynie, więc się trzeba na coś umówić i zrobić to najlepiej jak się umie. A to, co widz widzi na ekranie, jest wypadkową naszych marzeń o postaci i całym filmie.


Na planie "Obławy" spotkałeś się ponownie z Weroniką Rosati, z którą grałeś w "Pitbullu"...

- Tak. To było ciekawe spotkanie. Bardzo tęskniłem za Weroniką, za graniem z nią. Od naszego ostatniego spotkania i wspólnego grania minęło ponad 6 lat, kawał czasu... Właściwie nic się nie zmieniła, jest tak samo urocza i bardzo dobrze gra. Więc to naprawdę było bardzo fajne doznanie.

Wydaje się, patrząc na filmy jakie zrobiłeś w ciągu kilku ostatnich lat i na to, jak szerokich echem się odbiły, począwszy od "Boiska bezdomnych", przez "Lęk wysokości", Różę" i teraz "Obławę" - że masz szczęście do scenariuszy i do - jak sam to określasz - "dobrych" historii?

- Pewnie coś w tym jest. Chociaż nie analizuję tego za bardzo. Zawsze tylko chcę, żeby mi ktoś podarował piękną historię do przeczytania. Chcę czytać fajne historie. I jeśli już taka do mnie przychodzi i wspólnie z tym, od kogo ją dostaję ustalamy, że ja się do tej historii nadaję - to wtedy oddaje roli i filmowi całego siebie. Tak to u mnie działa. To mi się wydaje oczywiste i naturalne.


Te ciekawe historie do przeczytania często się zdarzają?

- Dosyć rzadko, ale jest ich parę. Często też jest tak, że do końca nie wiadomo, jaka ta historia naprawdę jest. Kręcąc film, w jakimś sensie czekamy na niespodziewane, na to, co się wydarzy. Często scenariusz, historia w nim opisana, zyskuje w trakcie pracy nad nią, rozkwita. Bywa, że dzieje się tak, nawet wtedy, kiedy o historii filmu, postaci wiemy bardzo dużo, wiele sobie o niej powiedzieliśmy, coś ustaliliśmy. Czasami pojawia się jakaś drobna nutka tajemnicy, która się odkrywa wraz z postępem prac nad filmem. A tak naprawdę, jak się dostaje historię do opowiedzenia, to trzeba po prostu bardzo, ale to bardzo się starać i pracować najlepiej jak się potrafi.

Rozumiem, że z wielką niecierpliwością czekasz na kolejną, fajną do przeczytania historię?

- Tak. Chociaż chyba bardziej czekam na historię, którą już zrobiłem - film "Miłość" w reżyserii Sławka Fabickiego. Strasznie jestem ciekawy, co z tej pięknej historii nam wyszło.

Dziękuję za rozmowę.


Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy