Reklama

Ireneusz Czop: Czas sprawdzić, na co mnie stać

Ireneusz Czop zdecydował się odejść z "Komisarza Aleksa" i "Na dobre i na złe". Aktor wyjaśnia, dlaczego. Opowiada też o tym, jak skradziono mu… nazwisko.

Ireneusz Czop zdecydował się odejść z "Komisarza Aleksa" i "Na dobre i na złe". Aktor wyjaśnia, dlaczego. Opowiada też o tym, jak skradziono mu… nazwisko.
Łatwo jest zniszczyć mi życie - wyznaje Ireneusz Czop /Piotr Andrzejczak /MWMedia

Powiedział pan, że zamierza zmienić swoje życie zawodowe. Jak?

Ireneusz Czop: - Zrezygnowałem z seriali, w których grałem przez kilka ostatnich lat. Dlatego nie zobaczycie mnie państwo w nowym sezonie "Komisarza Aleksa". Pomyślałem, że czas nie jest z gumy, poświęciłem tej produkcji już sześć lat. Śmieję się, że zestarzałem się tak samo jak pies. Dlatego uważam, że przyszedł dla mnie moment zawodowej weryfikacji - jakie propozycje pojawią się, gdy przestanę być Puchałą? Poza tym muszę odpocząć, nabrać sił, może także zmienić emploi? O ile oczywiście jeszcze się da w moim wieku (śmiech).

Reklama

Furtka zamknięta? Nie będzie powrotu do "Komisarza Aleksa"?

- Tego nie potwierdzę, bo scenarzyści wyślą Ryszarda na misję do Afryki, więc teoretycznie jest szansa powrotu. Ale z założenia jest to moje odejście z serialu, a nie przerwa. Wynika to również z tego, że nie bardzo wiem, co nowego mogłoby się wydarzyć u mojego bohatera. Emerytura? No chyba, że jakiś romans, wreszcie (śmiech). Wiele z siebie dałem Puchale. Serial jest realizowany na licencji, a to oznacza, że musimy się dostosować do wymagań jego twórców: postaci, scenariusza itd. Ryszard był zlepkiem różnych postaci z oryginalnego formatu. Dzięki mnie pojawiły się te słynne kanapki, Klaudusia. Puchała się taki polski zrobił.

Pożegnał się pan z serialowym Aleksem?

- Z całą ekipą, bo bardzo się zżyliśmy. Pies dostał ode mnie kiełbasę obwiązaną wstążką. Myślę, że mu smakowała (śmiech).

A co z Tomaszem Rzepeckim w "Na dobre i na złe"?

- W tym serialu widzowie też na razie mnie nie zobaczą. Nie jestem w stanie dopasować swojego grafiku do terminarza zdjęć. Trudno wymagać od scenarzystów, by dopisali dalsze losy Tomasza, nie wiedząc, czy uda mi się to zagrać. Nie mogłem trzymać ich w niepewności. Akurat w przypadku "Na dobre i na złe" te drzwi są cały czas otwarte. Wieść głosi, że produkcja była zadowolona z tego, co wniosłem do serialu. Myślę, że to jest higieniczna decyzja. Skoro byłem w stałych serialach, to teraz czas zobaczyć, na co mnie stać w innych dziedzinach.

Na przykład w rolach osób duchownych? Kilka takich ma pan już na koncie. Na przykład w spektaklu "Totus Tuus"...

- Za każdym razem jest to wyzwanie. Inaczej pracuje się nad fikcyjną postacią, a inaczej nad bohaterem z krwi i kości. A jeśli do tego dodamy, że to Karol Wojtyła... Papież jest w Polsce ikoną i każdy ma jakieś wyobrażenie na temat jego osoby.

Sam pan w młodości zamierzał wstąpić do seminarium...

- To, że tego nie zrobiłem, bardzo rozczarowało moją rodzinę. Szczególnie babcię. Dla niej aktor to raczej komediant był. Nikt wtedy, przynajmniej wśród moich bliskich, nie traktował tego zawodu poważnie. Myślę, że po latach zmienili zdanie i docenili to, co osiągnąłem.

Gdy wciela się pan w policjanta, duchownego czy lekarza, to otrzymuje pan rady od profesjonalistów?

- Raz usłyszałem, że mam księżowską twarz, gesty. Podczas zdjęć do "Komisarza Aleksa" wspomagali nas policjanci, więc dostawałem rady od specjalistów. W tym samym czasie miałem też prywatny kontakt z funkcjonariuszami.

Co się stało?

- Ktoś ukradł mi tożsamość - przejął w Internecie wszystkie moje dane. Udało się to wychwycić tylko dzięki czujności pracownika banku. Złodziejowi, na szczęście, zależało jedynie na pieniądzach, próbował wyłudzić dostęp do mojego konta. Na szczęście, bo mogło być dużo gorzej. Gdy ktoś jest osobą publiczną, tak jak ja, przejmując jego tożsamość, łatwo jest zniszczyć mu życie. Zwłaszcza zawodowe. Wystarczy zamieścić kilka niewłaściwych komentarzy, spreparować zdjęcia i koniec - przestają się pojawiać propozycje. We właściwym czasie udało się to zatrzymać, ale i tak sprawcy nie złapano, a postępowanie, ze względu na niską szkodliwość społeczną, umorzono. Ktoś bez konsekwencji zabawił się moim kosztem. I to jest przerażające.

Rozmawiała Monika Ustrzycka

Kurier TV
Dowiedz się więcej na temat: Ireneusz Czop
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy