Reklama

Ewa Kasprzyk: Palnąć głupotę

Ewa Kasprzyk na nudę nie narzeka. Niedawno dołączyła do obsady "M jak miłość" i szykuje się do pracy na planie trzeciej części filmu "Kogel-mogel"!

Ewa Kasprzyk na nudę nie narzeka. Niedawno dołączyła do obsady "M jak miłość" i szykuje się do pracy na planie trzeciej części filmu "Kogel-mogel"!
Czasami warto palnąć głupotę! - przekonuje Ewa Kasprzyk /Andras Szilagyi /MWMedia

Do serialu Dwójki wprowadziła pani sporo zamieszania...

Ewa Kasprzyk: - Moja bohaterka, Weronika, wbija się jak klin w rodzinę Mostowiaków. To postać z przeszłością - była wzięta aktorka, gwiazda łódzkich teatrów, obecnie majętna kobieta, która zajmuje się sprzedażą nieruchomości. Przed laty oddała swoje dziecko do adopcji. Miało trafić za granicę, ale zostało w Polsce. Jej synem jest policjant Janek (Tomáš Kollárik - przyp. red.). Nasi bohaterowie przez wiele odcinków będą krążyć wokół siebie. Najpierw Janek szukał mamy, potem ona próbowała zbliżyć się do niego, a teraz on nie chce z nią rozmawiać. Nie dziwię się. Wygląda na to, że znów gram matkę wyrodną (śmiech).

Reklama

Która chce naprawić swoje błędy z przeszłości?

- Gdyby moja bohaterka od początku była słodka i krystaliczna, potem nie byłoby co grać, a widzowie byliby znudzeni. Dostałam opis mojej postaci, a szczegółów dowiaduję się z odcinka na odcinek. Byłam trochę przerażona, bo dołączyłam do obsady w 1351. odcinku, ale to ciekawe doświadczenie móc pracować na tym planie. Zatrzymałam się na chwilę sentymentalnie, kiedy zobaczyłam stół, przy którym do niedawna grał Witold Pyrkosz (serialowy Lucjan - przyp. red.)... Trochę odwykłam od seriali, bo ostatnio pracowałam tylko w "Przyjaciółkach", ale w życiu aktora to przychodzi falami. Kiedyś grałam jednocześnie w dziewięciu serialach i nie wiedziałam, jak nazywają się moje bohaterki. W tym zawodzie są momenty przyspieszenia i odpuszczenia. Teraz będę miała moment przyspieszenia, tak czuję.

Czy to przyspieszenie zawodowe związane jest też z pracą nad 3. częścią filmu "Kogel-mogel"?

- Tak, niedługo zaczynamy zdjęcia. Jestem trochę siłą sprawczą tego projektu. Gdy spotkałam Ilonę Łepkowską, powiedziałam jej, że lud żąda igrzysk, a ona napisała kontynuację osadzoną we współczesnych realiach. Przejrzała w internecie informacje i plotki na mój temat, które wykorzystała w scenariuszu. Nie wiem dlaczego, ale moja bohaterka będzie seks coachem! Wychodzi na to, że dobrze czasami palnąć głupotę, bo potem może posłużyć jako kanwa scenariusza (śmiech). Ciekawe, czy skrajny, ale zapadający w pamięć charakter Wolańskiej trochę złagodnieje. Kiedy "Kogel-mogel" trafił do kin, ludzie pytali mojego męża, jak może ze mną wytrzymać (śmiech).

Nie obawia się pani, że to kurs na zderzenie czołowe z legendą "Kogla-mogla"?

- Pierwsza część filmu powstała 30 lat temu, druga - rok później. Ich siłą było doskonałe odzwierciedlenie realiów końca lat 80. i świetne aktorstwo. Obie części są jak "Kevin sam w domu" - zawsze emitowane latem lub na święta. Czasami na nie zerknę i niezmiennie jestem pod wrażeniem genialnej Lorentowicz, Celińskiej czy Turka. Przed laty niektórzy aktorzy podchodzili do tych filmów z przymrużeniem oka, że co to jest granie w takiej komedyjce, że to żadna sztuka. Teraz, gdy powstaje kolejna część, nie odmawiają (śmiech).

Darzy pani sentymentem rolę w "Koglu-moglu"?

- To moja najlepsza rola komediowa. Nie uważam, że ten gatunek jest gorszy czy łatwiejszy. Widać to, gdy ogląda się współczesne komedie z niektórymi aktorami, którzy nie mają tej specyficznej lekkości, a cały czas są w nich obsadzani. Jeśli chodzi o dramat, zdecydowanie najbardziej cenię rolę w "Bellissimie", za którą dostałam poważne nagrody aktorskie w Wenecji i Gdyni. Nic jej nie przebiło i filmowo pewnie nic się nie zmieni, bo aktorki z mojej półki wiekowej grają coraz mniej. Bardzo mało pisze się dla dojrzałych kobiet. Do 30-tki jesteśmy zauważane, do 40-tki gramy, ale rzadziej, a po 50-tce stajemy się transparentne.

- Pole do działania zostaje w teatrze. Grałam Violettę Villas czy Patty Diphusę, a teraz znalazłam kolejną fajną rolę. Jeszcze nie mogę zdradzać szczegółów, ale być może stworzę duet wariatek z Dorotą Stalińską w spektaklu, który jest hitem Broadwayu.

Kiedy wpadła pani na ten pomysł?

- Po wizycie w Indiach, gdzie zobaczyłam różnice kulturowe i okropną biedę. To daje do myślenia. Byłam w miejscu mocy, które prowadzą niezwykli ludzie. Gdy przyjeżdża się tam z zagonionej Europy, można się wyciszyć. Naładowałam się pozytywną energią i teraz będę działać.

Rozmawiał Kuba Zajkowski.

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Kurier TV
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Kasprzyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy