Reklama

Ewa Błaszczyk: Musiałam być silna

- Jest w moim życiu tor, którego potrzebuję jako odskoczni. To teatr, praca. Tutaj karmię się, nasycam dobrą energią, żeby tam - w domu, przy Oli, w fundacji - mieć siłę do walki. Zwykle szukam rzeczy dobrych - mówi aktorka Ewa Błaszczyk, najbardziej znana z filmów "Mistyfikacja" i "Nic śmiesznego" oraz serialu "Zmiennicy".

Ma piękny, ciepły głos, talent i niezwykłą wolę walki. Gdy jej córeczka Ola zapadła w śpiączkę, zamiast pogrążyć się w rozpaczy, Ewa Błaszczyk postanowiła działać. Założyła fundację AKOGO?, teraz zaś angażuje się w budowę kliniki Budzik. - To będzie miejsce dla ludzi takich, jak córka - mówi. - Jeśli nam się uda i klinika ruszy, to proszę sobie wyobrazić - po latach nas już nie będzie, a to zostanie. Wielka sprawa!

Spotykamy się w ciepły wiosenny dzień, na próbie w Teatrze Studio. Pani Ewa właśnie skończyła śpiewać nastrojową balladę. Spokój i barwa jej głosu mnie zahipnotyzowały: - To utwór popularnej w Kanadzie Lyndy Lemay. Próbujemy przed spektaklem "Sześć i pół kobiety" - mówi.

Reklama

Tele Tydzień zorganizował akcję malowania jajek wielkanocnych na rzecz pani fundacji AKOGO? Cel był szczytny - przekazanie zebranej kwoty na budowę kliniki Budzik, opiekującej się dziećmi, które podzieliły los pani córki.

- To był niesłychanie miły gest. Wszystkich nas zaskoczyła frekwencja. Była taka chwila, gdy dopadł mnie lęk - lata lecą, takie akcje organizuje się często, może środowisko poczuje zniechęcenie, uodporni się, koledzy aktorzy nie przyjdą? Co wtedy? Na szczęście zjawiły się tłumy. Zrodziła się w wyniku naszego spotkania niesamowita energia. Wnioski? Robimy coś. Staramy się. I to działa! Jesienią planujemy doprowadzić do zwieńczenia budowy kliniki, przygotowujemy specjalną akcję charytatywną.

W maju mija 12 lat od tragedii, która zmieniła pani życie. Mąż pani, Jacek Janczarski, zmarł 2 lutego 2000 roku. Córeczka Ola 100 dni później zapadła w śpiączkę. Znalazła pani siłę, by zmierzyć się z tym wszystkim?

- To się stało szybko, w sposób naturalny. Musiałam być silna. Natomiast teraz są tego konsekwencje. Jest w moim życiu tor, którego potrzebuję jako odskoczni. To teatr, praca. Tutaj karmię się, nasycam dobrą energią, żeby tam - w domu, przy Oli, w fundacji - mieć siłę do walki. Funkcjonuje to trochę na zasadzie naczyń połączonych. A ten drugi świat, skoncentrowany wokół śpiączki? W nauce dzieje się sporo. Robimy więc, co się da, żeby doprowadzić do końca budowę kliniki. Wdrożymy program opracowany specjalnie "pod" tę jednostkę chorobową. Proszę pomyśleć - jeśli się uda, nas już nie będzie, a to zostanie. Czy to nie wielka sprawa?

Jak to jest ze świadomością ludzi w śpiączce? Oni są, czy ich nie ma?

- Jedni są, innych nie ma. Na szczęście, jest coraz więcej metod diagnostycznych, dzięki którym może już wkrótce uda się oddzielić stan wegetatywny od stanu uwięzionej świadomości. Kiedyś uwolnienie kogoś, kto przebywał w tym największym więzieniu świata, wydawało się niemożliwe. Teraz - może będzie.

Największe więzienie świata...?

- Ja sama nie potrafię o tym myśleć. Trudno mi wyobrazić sobie bezmiar cierpienia znajdujących się tam osób. Wierzę jednak, że medycyna poradzi sobie z czymś, co nie zostało zniszczone, lecz zatrzaśnięte. Znajdzie sposób na to, by otworzyć i przywrócić światu uwięzioną świadomość.

Pani ma kontakt z córką?

- Nie wiem, gdzie Ola przebywa. To jest inna przestrzeń, rzeczywistość dla nas niepojęta. Kontakt emocjonalny? Tak, mamy. Tylko wie pan, dopóki to są przeczucia, wrażenia, dopóty trudno ocenić, co się za tym kryje. Sceptyk powie: nie ma nic, to tylko życzenia, marzenie, iluzja. Dlatego otaczamy się ludźmi, którzy czują i widzą więcej. Nie zamierzamy przestać dążyć do tego, by coś wyjaśnić, no i by ratować dzieci, które są w śpiączce od niedawna. Bo na początku szansa jest większa, potem to przechodzi w kategorię cudu. Ale i cuda się zdarzają...

A ten drugi świat? Praca?

- Jest spektakl muzyczny "Sześć i pół kobiety". Jest i inny, w który się zaangażowałam - "Sierpień" Tracy'ego Lettsa. Nie bez powodu dostał nagrodę Pulitzera. To tragiczna, mądra opowieść, ale i dowcipna...

... i rodzaj literatury, który pani lubi?

- Tak. Zwykle szukam rzeczy dobrych. Czy to będzie sztuka, czy książka, czy piosenka - u podstaw leży tekst. Mam coś takiego w sobie, że najszybciej "uruchamia" mnie właśnie dobra literatura. Nieważne przy tym, czy to będzie forma długa, czy krótka. Trudno byłoby mi zresztą odpowiedzieć na pytanie, jaką książkę zabrałabym na bezludną wyspę. To się zmienia.

Ciągnie panią do rzeczy głębokich, tragicznych. "Sierpień" to historia samobójstwa, film "Mistyfikacja" opowiada o Witkacym w sposób do śmiechu bynajmniej nie zachęcający, spektakl Teatru TV "Więź" także nie był wesoły...

- Bo właśnie te historie są ciekawe. Tam są emocje, skondensowane myśli, jakaś ekspresja, materiał, w który można wejść, z którym da się coś zrobić, coś z niego wyszarpać. A co można wydobyć z historyjki błahej i płyciutkiej? Nic. Będziemy się tylko kokietować, co nie ma sensu. Tak, lubię rzeczy wartościowe, z drugim dnem.

Popularność przyniosła pani rola Kasi w serialu "Zmiennicy".

- Cała zasługa w rękach Staszka Barei, bo to on sprawił, że serial miał ulotny czar, o jaki dzisiaj coraz trudniej. Bareja robił dokumenty epoki. Nie były to tylko komedie do śmiania się, lecz właśnie to, co nazywam zapisem epoki. I te zapisy z perspektywy czasu zyskują na wartości. Upływ lat je weryfikuje, coraz bardziej je doceniamy. Mojej roli w "Zmiennikach" jednak bym nie przeceniała. Ja po prostu przesuwam się po ekranie i jestem młoda. Kasia to postać trochę jakby z komedii dell'arte. Na główną parę pracują inni znakomici aktorzy. Oni to - razem ze Staszkiem Bareją - sprawili, że oglądamy całe to nasze pokraczne życie ukazane w krzywym zwierciadle "Zmienników" z taką przyjemnością. Bliskie, miłe, sympatyczne to oglądanie.

Urodziła się pani w Warszawie, kocha to miasto. A co z wypadami daleko, daleko - żeby się oderwać, odpocząć?

- Lubię wyjeżdżać w takie rejony, gdzie jest więcej słońca, bo to ma wpływ na pracę mózgu, nastrój, na duszę i cały nasz organizm. Sytuacja, w jakiej się znalazłam, sprawia jednak, że trudno mi planować wyjazdy na dłużej, jakieś nadmorskie eskapady, wakacje. Muszę być tutaj, bo tu jest moja baza. Co robić z wolnym czasem? Nie miewam tego rodzaju dylematów. A skoro ich nie miewam, to i sama pokusa znika.

Rozmawiał Maciej Misiorny

----------------------------------------------------------------------------------------------------

11 maja 2000 roku Ola, córka Ewy Błaszczyk, zakrztusiła się tabletką i zapadła w śpiączkę. W książce "Wejść tam nie można" pani Ewa pisała: "Kiedy wypłycono ją z narkozy, jeden jedyny raz tak strasznie krzyczała: Mama! Mam w uszach jej krzyk. To on mnie determinuje". Obecnie powstaje klinika Budzik przy warszawskim Centrum Zdrowia Dziecka dla dzieci po ciężkim urazie mózgu, w śpiączce - będą mogły tam przebywać aż do 15 miesięcy od urazu, kiedy to szansa medyczna na powrót do zdrowia jest największa. Potem przechodzi to w kategorię cudu.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy